Jesteśmy w Chiang Mai już drugi raz, ostatnio byliśmy tu w 2010 r. o czym pisaliśmy TUTAJ. Tak jak poprzednio mieszkamy u „babci Lucy”, Amerykanki poznanej
przez CS. To bardzo miłe uczucie wracać do miejsc, które się zna i lubi.
Czujemy się jakoś tak swojsko. Ten sam pokój z wielkim łóżkiem, ta sama okolica
z ulicznym żarciem, te same atrakcje, waty, świątynie, które już widzieliśmy, ale chętnie zobaczymy
jeszcze raz.
Pierwsze kroki
kierujemy w stronę świątyni Doi Suthep.
Widzimy ją z daleka, błyszczy na pobliskiej górze słońcem odbitym w złotych
dachach. Dojechać tam łatwo bo cały czas kursują mini busy (song teaw), 40B za osobę w jedną stronę. Z powrotem tyle
samo, a do centrum 70 B.
Miejsce na
świątynie, według legendy, wybrał słoń, którego puszczono swobodnie z umocowaną
na grzbiecie relikwią Buddy, zatrzymał się w połowie zbocza i tam zbudowano
Wat.
To ulubiona
świątynia mieszkańców miasta, cały czas jest odwiedzana przez wiernych, więc
można pooglądać wszystkie obrządki modlitewne.
O każdej porze
dnia wygląda ciekawie i inaczej. Za pierwszym razem na Doi Suthep wybraliśmy
się o świcie, kiedy to można zobaczyć obrządek zbierania darów przez mnichów.
Zabrał nas wtedy na wycieczkę Samart, też poznany przez CS. Widzieliśmy
wędrujących „pomarańczowych” mnichów, ale straciliśmy panoramę Chiang Mai
(niebo było jeszcze przysłonięte mgłą). Tym razem wybraliśmy się w ciągu dnia,
kiedy świątynia tętni życiem, a słońce odbijające się w złotych kopułach
podkreśla dostojeństwo miejsca.
Przyjemnie
jest przysiąść w cieniu i przyglądać się
obrządkom i modlitwom, dla nas tak innym, czasami zadziwiającym ale
przez to ciekawym. Dodatkowa atrakcja to występy dzieci, które tańczą lub
grają, albo jedno i drugie. Można tak siedzieć i siedzieć, patrzeć i patrzeć...
Za trzecim
razem chyba odwiedzimy Doi Suthep o zmierzchu, podobno można posłuchać jak
mnisi śpiewają swoje modlitwy...
|
Występy dziecięce. |
|
Lista obecności |
Buddyjskie obrządki religijne są dla nas czasami zadziwiające i przez to bardzo ciekawe...
|
Składanie darów - po jednym pieniążku do każdej misy |
| | |
Słuchanie wykładów mnichów |
|
Kolejny dar - pieniądze zawieszone jak proporce |
|
Lub pieniądze na patyku |
|
Dolewanie oliwy do płonących świec |
|
Do każdej świecy po kolei... |
|
Zawiązywanie sznureczków na rękach. |
|
Odmawianie modlitw chodząc kilka razy wokół świątyni z kwiatem lotosu, który jest darem dla Buddy | |
|
|
Na koniec oczywiście trzeba zrobić sobie zdjęcie , co i my uczyniliśmy ;-) |
Ewo, świetna relacja, doskonale oddaje to miejsce, tak jak je właśnie zapamiętałam.
OdpowiedzUsuńChiang Mai i okolice polecam każdemu!