czwartek, 14 czerwca 2012

Z pamiętnika podróżnika - wyspy Tajlandii


Wyspa Bonda
Po Tajsku wyspa znaczy KO czasami pisane jako KOH.   
Wszystkie KO w południowej Tajlandii są urocze. Przypominają mi trochę krajobraz Chorwacji z pięknymi zatoczkami, głazami, skałami o różnych kształtach, otoczone dodatkowo malutkimi wysepkami. Jest jedna zasadnicza różnica w porównaniu z Chorwacją – są tu piaszczyste plaże z drobniutkim piaskiem i ciepłym morzem.
Ze względu na te ciekawe, urocze krajobrazy nakręcono tu wiele filmów, między innymi jakiegoś Bonda i film „The Beach” z Leonardo di Caprio.
Z jednej strony krajobrazy rzeczywiście są piękne, ale z drugiej uważam, że wyspy są przereklamowane, plaże nie są takie białe jak podaje przewodnik, poza tym często wąskie, często brudne i zatłoczone. Może kiedyś to wszystko było bardziej dziewicze i piękniejsze, ale odkąd Tajlandczycy zrobili z wysp biznes do wyciągania pieniędzy z turystów, to jedna wielka komercja. Co raz trudniej znaleźć wyspy niezadeptane przez turystów ... ale nadal trwamy w poszukiwaniu ;-)


Pierwszy raz odkrywaliśmy tajskie wyspy w 2010 r. Nasz plan zwiedzania wyglądał następująco:
-z Bangkoku autobusem do Surat Thani (wschodnie wybrzeże) i dalej promem na KO SAMUI
-potem przejechaliśmy na zachodnie wybrzeże, najpierw zatrzymaliśmy się w KRABI na dwa dni
-z Krabi popłynęliśmy na kolejną wyspę KO PHI PHI
- dalej przepłynęliśmy na PHUKET
-autobusem do PHANG NGA
-powrót do Bangkoku.
Czyli zrobiliśmy takie koło, jeżeli czytelnikowi chciałoby się zajrzeć na mapę to zobaczy.
Pora deszczowa
Południe Tajlandii zwiedzaliśmy w sierpniu czyli w środku sezonu deszczowego. Jak przystało na tą porę bywało pochmurno, po południami padał deszcz, a zdarzało się nawet, że towarzyszył nam przez cały dzień.
Z tego też powodu nie było aż tak dużo turystów (tak przynajmniej mówili miejscowi), chociaż nam się wydawało, że jest mnóstwo. Jak to w takim razie wygląda w sezonie, już sobie wyobrażam te tłumy…
Tajskie jedzenie
Jak na razie musze stwierdzić, że bardziej smakuje mi jedzenie indyjskie, jest np. bardziej urozmaicone. W Tajlandii głównie jedzą zupy z różnymi dodatkami i makaronem, takie rosoły, do których dodają warzywa, grzyby i różne mięso, my najczęściej wybieraliśmy z kurczakiem. Co ciekawe, nie wszystko dodane do zupy nadaje się do zjedzenia, niektóre rzeczy tylko nadają smak, ale się ich nie je. Kolejne potrawy to ryż z różnościami, mięsem, warzywami, grzybami, ziołami, przyprawami itd. Wszystko co podają nie jest ostre, natomiast można sobie dodawać przypraw do woli, to jest pozytywne bo można zjeść coś co nie jest ostre. Co nas zadziwiło Tajowie do takiej zupy "nudlowej" często dodają cukier i to w ilościach hurtowych(?!)
Mumia mnicha w słonecznych okularach
 Już wiem np. że nie lubię ich zupy rybnej, dobre jest natomiast tom yam to rodzaj zupy na kwaśno, ma lekki posmak pomidorowej, ale dodają ginger co całkiem zmienia smak.
Skuterem przez Ko Samui.
Pierwszą wyspę, na której byliśmy - Kho Samui zwiedziliśmy na skuterze. To był doskonały pomysł, sama przejażdżka na skuterze po wyspie sprawiła mi frajdę, a co dopiero dodatkowe atrakcje. Wybraliśmy wariant wypożyczenia skutera ok. godziny 14.00 (wypożycza się na 24h), więc oddaliśmy dopiero na drugi dzień. Dało to nam możliwość zrobienia dwóch wycieczek. Tak jak zawsze, najpierw pytając w lokalnych punktach turystycznych dowiadujemy się co oferują do zobaczenia, zbieramy przy okazji ulotki i układamy sobie trasę.
Oczywiście czasami nasze poszukiwania punktów docelowych wymaga dopytywania, co akurat w Tajlandii nie jest łatwe, oni słabo lub wcale nie mówią po ang. To chyba efekt tego, że nigdy nie byli kolonią brytyjską ;-)
Ko Samui to bardzo turystyczne miejsce, nasza miejscowość (Lamai) nie odstępuje od tego wizerunku, mnóstwo sklepów, barów, knajpek , punktów masażu, wszystko dla turystów. Szczególnie wieczorem wszystko ożywa, pełno ludzi spacerujących po ulicy, przyjemna wakacyjna atmosfera, którą lubię…
Skalny "dziadek"
Ale wracając do naszej wycieczki udało nam się znaleźć świątynię, w której umieszczono zmumifikowanego mnicha (i o dziwo!! założyli mu okulary przeciwsłoneczne), skały nazwane dziadek i babcia (HIN TA i HIN YAI) o kształtach falusa i vaginy.
Gorzej było ze znalezieniem wodospadów, oczywiście jest ich tu mnóstwo szczególnie teraz w porze deszczowej, dużych, małych, średnich i pełno drogowskazów na jakiś;-) wodospad. Poszukiwanie stało się dla nas prawdziwym "survivalem"… Pierwszy mały wodospadzik znaleźliśmy dzięki temu, ze nagle, jak spod ziemi znalazł się koło nas Tajlandczyk, który nie proszony zaczął nam pokazywać drogę przez dżunglę, po kamieniach, w gąszczu, gdzie czasami trzeba było podciągać się na jakiś linach, a w ostatnim etapie drogi zdjąć buty i iść pod prąd po strumyku czy rzeczce. Gdyby nie pomoc naszego przewodnika, pewno byśmy nigdy nie dotarli do celu, a już powrót ta samą drogą byłby straszny, na szczęście nasz przewodnik poprowadził nas inną, prostszą drogą. Ciekawostką, którą nam po drodze pokazał była huśtawka z lian, zabawa przednia dyndać sobie nad wąwozem na huśtawce z lian;-). Sam wodospad był taki sobie, ale cała wyprawa fajna.
Złoty Budda na Ko Samui
ALE… to nie koniec naszych przygód. Zapragnęliśmy zobaczyć jeszcze jeden wodospad, drogowskazy były bardzo wyraźne i dość gęsto ustawione, nic tylko jechać, więc jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy…. Droga zrobiła się coraz mniej ciekawa, wąska, gliniasta,czasami ostro w dół, czasami w górę. Nasz biedny skuter nie dawał rady , trzeba było schodzić i część drogi pokonać na nogach, albo pchać go, bo się ślizgał, a czas mijał …Ze świadomością, że ok. 18 – 19 robi się ciemno, a my musimy jeszcze wrócić, jechaliśmy dalej, w końcu jakiś zdrowy głos rozsądku kazał nam wracać. Zdążyliśmy przed zmierzchem być w hotelu. Kolejna wyprawa skuterem na drugi dzień już spokojniejsza, przejechaliśmy w sumie prawie 100km. To były super wyprawy, potem plażowanie, kąpiel w ciepłym morzu i wieczorne spacery uliczkami Samui…
Ko Phi Phi zdecydowanie nam się nie spodobało!
"Jesteśmy teraz na wyspie KO PHI PHI, która podobno jest najładniejsza w Azji, ja niestety wcale tego nie widzę. Widzę natomiast ciasne uliczki zabudowane sklepikami, restauracjami, hotelami, tysiące turystów i wszystko absurdalnie drogie, dużo droższe niż na lądzie. Po prostu maksymalnie wykorzystują turystów.
Mieszkamy w bardzo ciekawym domku bambusowym, do plaży mamy bardzo blisko, ale raczej zostaniemy tu krótko, zdecydowanie nie lubimy miejsc, gdzie turysta siedzi na turyście.
A przygotowano tu dla nich mnóstwo atrakcji można oczywiście posiedzieć w knajpach, zrobić sobie masaż, tatuaż, poopalać się, pojechać łódką na wycieczkę np. na oglądanie raf  koralowych lub … wkładać nogi do akwarium. To taka ciekawostka, którą tu odkryłam, tzw "doktor fish", polega to na wkładaniu nóg do akwarium, w którym małe rybki obskubują twoje nogi z naskórka.
Niestety dopiero wieczorem okazało się, że nasz ładny domek bambusowy stoi między nocnymi lokalami, głośnik mieliśmy, zaraz koło domku, więc jak można się domyślać noc była straszna… To tylko dopełniło naszego niezadowolenia i rano po nieprzespanej nocy popłynęliśmy na wyspę PHUKET."
Wybraliśmy miejscowość Kata bo… najłatwiej było ją zapamiętać.
"Po raz kolejny przekonaliśmy się, że w naszej podróży duży wpływ na nasze samopoczucie ma hotel jaki znajdziemy, tym razem trafiliśmy super. Piękny, luksusowy pokój w normalnej cenie a hotel w tajskim stylu.
 Co prawda pogoda nam się zepsuła i jak na porę deszczową przystało, codziennie leje i jest pochmurno. Mimo to pobyt na Phuket mija nam super, robimy sobie fajne wycieczki, czasami stopem, czasami lokalnym busem lub mototaksi czyli na motorkach.
Trafił nam się, w czasie naszego pobytu, nawet jeden słoneczny dzień, korzystamy więc z uroków plażowania. Plaża nawet ładna, ale w Palolem w Indiach jest ładniejsza, tutaj jest wąska i za leżaki trzeba płacić. No a wieczorami spacerujemy i chłoniemy wakacyjną atmosferę z barami, muzyką i imprezami.
Namorzyny w zatoce Phan Nga
PHUKET to wyspa dużo większa niż KO PHI PHI więc cała rzesza turystów rozdziela się i zamieszkuje różne miejscowości nadmorskie. My wybraliśmy Kata Beach bo najłatwiej było mi zapamiętać ta nazwę;-) Na Phi Phi wszyscy turyści są ściśnięci na małym, wąskim przesmyku, który aż kipi od nadmiaru turystów. 


W Phan Nga nie ma plaży.
Kolejny nasz punkt program to Phan Nga, gdzie nie ma możliwości plażowania, za to można zrobić sobie fajną wycieczkę i pooglądać namorzyny oraz okoliczne wyspy, np. bardzo znaną wyspę Bonda.
Podsumowanie
1. Lepiej ograniczyć się do wschodniego lub zachodniego wybrzeża (oba są równie ładne), nie warto objeżdżać wszystkich wysp.
2. Warto zrobić sobie wycieczkę łódką i pooglądać krajobraz od strony wody. Jedną z najciekawszych atrakcji była dla nas wycieczka w Phan Nga, ale takie same można zrobić w innych miejscach.
3. Trzeba się przygotować na tłumy turystów (nawet w porze deszczowej, czyli poza sezonem).
4. Nasza ocena miejsc, które widzieliśmy w czasie tej wyprawy: najlepsze to Ko Samui, najgorsze Ko Phi Phi.

2 komentarze:

  1. :) świetna relacja, fajnie, że piszecie krok po kroku jak wygladała Wasza podróż. Będę zaglądac!

    OdpowiedzUsuń
  2. "PHUKET to półwysep większy niż KO PHI PHI "- Phuket nie jest półwyspem, tylko największą wyspą Tajlandii mimo połaczenia mostowego z lądem, tym bardziej Phi Phi nie jest półwyspem tylko małą wysepką.
    "Na Phi Phi wszyscy turyści są ściśnięci na małym, wąskim przesmyku, który aż kipi od nadmiaru turystów" szkoda że nie zajrzeliście chociażby na Laengtom beach, gdzie plaża oszałamia a turystów jest dużo mniej. To co opisujecie to miasteczko Tonsai, a na Phi Phi jest milion innych urokliwych miejsc wystarczy trochę odejść od najpopularniejszych ścieżek.

    OdpowiedzUsuń