Z dużym opóźnieniem, wreszcie?!, zamieszczam 3 odcinek kulinarnej
podróży odchudzającej, tym razem nasze drogi zawiodły nas do Tajlandii, Laosu i Kambodży. Moja waga w tym okresie pokazywała 106 kg, co było już dużym osiągnięciem (czyt. cz. 2 Kulinarnej podróży.)
Tajlandia przywitała
nas czystymi ulicami, autobusami, które nie wyglądały jakby stoczyły się z
jakiejś górskiej przełęczy (jak wygląda to najczęściej w Indiach), wspaniałymi
świątyniami buddyjskimi, ale przede wszystkim całkowicie innym, bardzo smacznym
jedzeniem.
Dla mnie symbolem
tajskiego jedzenia pozostanie Tom Yum - krewetkowa zupa, trochę jakby
pomidorowa z dodatkiem cytryny, (!?) bardzo ostra. Ten smak jest dla mnie całkiem
niepowtarzalny.
Na przykład w Nepalu można zjeść momo, coś co bardzo
przypomina nasze pierogi. Odpowiednika Tom Yum nie znaleźliśmy jeszcze w żadnym
innym kraju.
Tom Yum |
W wielu krajach
azjatyckich najpopularniejszym sposobem odżywiania są tzw "garce".
Każda pani domu ma prawo ugotować co tam jej najlepiej wychodzi, wystawić przed
domem stoliczek z tymi garcami i......interes kwitnie. Posiłek można zjeść przy
stoliczku lub wziąć zapakowane w woreczkach do domu. Jest to popularne do tego
stopnia, że wielu Tajlandczyków w ogóle nie gotuje samodzielnie posiłków.
Podstawą tych dań jest oczywiście ryż, do którego można kupić pysznie
przypieczoną wieprzowinkę, kurczaka albo owoce morza. Regułą jest, że dobrać
można sobie dowolną ilość zieleniny wystawionej na stole.
Tajlandzki okres
naszej podróży nie był najintensywniejszym okresem odchudzania (obiady
zdecydowanie nie były wegetariańskie), ale mimo to waga konsekwentnie, choć
może nieco wolniej, spadała. Myślę, że było to
efektem ograniczonych porcji
(wskazówka 1), jedzeniu chleba z warzywami na śniadania i kolacje (wskazówka
2), dużej ilości ruchu jaki wymagany jest przy zwiedzaniu (wskazówka 3), ale
także prostemu nie dojadaniu między posiłkami, co niestety było moją zmorą w
Polsce.
Siódma wskazówka dla
szczupłych inaczej. Nie dojadać między posiłkami.
Często w przerwie
między posiłkami przychodzi mi do głowy taka myśl.... a może bym tak coś
zjadł..... Mając pod ręką kuchnię z lodówką sprawa jest prosta - chleb, masło,
szynka, ser..... a kiedy zbliża się obiad, czy kolacja to tak z ręką na sercu
muszę powiedzieć, że w zasadzie to nie jestem głodny. Gdy przychodzi mi do
głowy myśl, że jestem głodny, powinienem zastanowić się czy ja naprawdę jestem
głodny, czy tylko bym coś zjadł? Wypracowaliśmy podczas podróży taką metodę, że
pierwszy sygnał "jestem głodny" - ignorujemy. O dziwo działa to tak,
że zajmując się czymś zapominamy na jakiś czas o tym, że byliśmy głodni. Dopiero, kiedy pojawia
się kolejny sygnał, zaczynamy się rozglądać za knajpką.
Strażnikiem mojej
kuracji była Ewa, która pilnowała, bym nie podjadał między posiłkami i ogólnie
ograniczała moją kreatywność w zakresie kulinarnym. Ale najważniejsze było to,
że rozmawialiśmy o tym, wspierała mnie i cieszyła się ze mną moimi sukcesami.
Ósma wskazówka dla
szczupłych inaczej. Nie bądźcie sami w waszej walce.
Dobrze jest, żeby
wokół was były osoby, rozumiejące problem i wspierające was. Jeżeli będą
wiedzieć, nie będą was wyciągać na lody, piwo ani proponować dodatkowej porcji.
Ewa tak na prawdę nie
musiała się odchudzać, ale w początkowym okresie katowała się razem ze mną -
żeby dać mi wsparcie. Jeżeli nie macie kogoś takiego, może warto poszukać
"grupy wsparcia" w internecie, albo chociażby odezwać się do autora
tego tekstu. Chciałbym jednak podkreślić, że nie jestem lekarzem ani dietetykiem
jedynie facetem, który schudł 40 kg.
Jeżeli planujecie
schudnąć 2-3 kg, to nie zrujnuje waszego organizmu. Jeżeli jednak to coś
poważniejszego, dobrze jest porozmawiać z kimś, kto doradzi wam dietę
odpowiednią dla waszego wieku, stanu zdrowia, przebytych chorób. Ja kilka lat
temu uczestniczyłem w zajęciach dla szczupłych inaczej na katedrze dietetyki
Śląskiej Akademii Medycznej. Sporo się nauczyłem, ale nie potrafiłem tego
wdrożyć w życie.
Jedną z zasad, która
nam wpajano jest liczenie kalorii. Bardzo to mądre, ale nigdy nie miałem
cierpliwości do tego, a poza tym zawsze wychodziło więcej niż magiczne 1500 czy
1800 kalorii. Moja propozycja - zapisujcie, co jecie. My podczas podróży
zapisujemy wszystkie wydatki, żeby mieć kontrolę nad naszym budżetem. Każdego
dnia wieczorem robimy rachunek sumienia (podsumowanie wydatków), na co i ile
wydaliśmy, wtedy też wychodzi ile zjedliśmy....
Wskazówka dziewiąta załóżcie
sobie pamiętnik - zapisujcie dokładnie to, co zjedliście danego dnia. Nie ukrywajcie
niczego, nawet kawy z cukrem (szczególnie, jeżeli to są 3 łyżeczki cukru).
Nasze warzywne kanapeczki |
To nie wymaga ani
wielkiej matematyki, ani głębokiej wiedzy z dziedziny dietetyki. Po skończonym
dniu, będziecie mogli sami ocenić, czy wykonaliście plan, ale nie załamujcie
się, jeżeli zauważycie, że nie jest najlepiej. Jutro też jest dzień i kolejna
szansa na zrzucenie nadmiernych kilogramów!
Z Tajlandii udaliśmy
się do Laosu, kraju oficjalnie nadal komunistycznego, ale gdybyście o tym nie
wiedzieli, to można by tego w ogóle nie zauważyć.Dominującą religią jest
Buddyzm, z którym komuniści niegdyś walczyli, teraz wydaje się, że doszli już
do porozumienia.
Laos to kraj
rolniczy, wszędzie zauważyć można pola ryżowe i mężczyzn orających pola przy
pomocy wołów.
W związku z powyższym
najczęstsze jedzenie to ryż + coś lub zupka podobna do naszego rosołu, z
makaronem i zieleniną. Takie zupki (nuddle soup) charakterystyczne są nie tylko
dla Laosu, równie popularne są w Tajlandii i Kambodży. Dostępne w wersji
kurczakowej, wołowej a także z kulkami rybnymi i oyster sosem, pogłębiającym
rybi smak. W wersji oryginalnej zupki są delikatne w smaku, natomiast zasadą
jest to, że na stole jest zestaw sosów oraz przypraw, które mogą zupełnie
zmienić ich smak. Coś, co zdziwiło nas najbardziej, to cukier, który
Tajlandczycy wsypują obficie do zupy, zdarzają się tacy, którzy dodają 5-6
łyżek!!!
Kambodża zaskoczyła
nas bardzo smacznymi bagietkami. W Azji pieczywo jest mało popularne i
nieszczególnie smaczne. Wyjątek stanowi właśnie Kambodża, gdzie Francuzi pozostawili
po swojej kolonii tradycję (i technologię) wypieku bagietek.
Podsumowanie.
Po podróży przez
Tajlandię, Laos i Kambodżę waga wskazała 98 kg. Czyli w ciągu 4 miesięcy
schudłem 8 kg. Średnio 2 kg miesięcznie - to znacznie mniej niż w pierwszym etapie
podróży, ale utrzymałem tendencję zniżkową.
Fajnie się to czyta z pozdrowieniami dla grupy wsparcia czyli Ewy
OdpowiedzUsuń