wtorek, 12 czerwca 2012

BANGKOK w trzech odsłonach - wspomnienia z Tajlandii


Przez kilka dni będę sama w Mumbaju, ponieważ Adam wyjechał służbowo (!?) do Singapuru (robią tam zdjęcia do serialu telewizyjnego). Postanowiłam ten czas wykorzystać na uzupełnianie naszego blogu o wpisy dotyczące poprzednich podróży. Jak wielokrotnie wspominaliśmy nasz blog zaczęliśmy prowadzić po 2 latach od wyruszenia z Polski, mamy więc sporo zaległości:) Tym razem w serii 
"Z pamiętnika podróżnika" będzie o Tajlandii. Przemierzyliśmy ją wzdłuż i wszerz w 2010 roku. Nasze wspomnienia zaczynam od Bangkoku.

BANGKOK  w trzech odsłonach
Pierwszy raz wylądowałam na lotnisku w Bangkoku 6 sierpnia 2010 i już wtedy byłam zaskoczona tym jak tu jest czysto, nowocześnie, transport dobrze zorganizowany, ludzie uprzejmi, mili i chętnie pomagają. (… nieustanne porównywanie z Indiami…).
Bangkok wybraliśmy jako miejsce naszego spotkania po moim miesięcznym pobycie w Polsce, Adam w tym czasie był trochę w Sikkim, Nepalu i potem czekał na mnie w stolicy Tajlandii. Był tutaj już tydzień, więc w pierwszych dniach zaskakiwał mnie znajomością autobusów, nazw dzielnic, świątyń, właściwie, ze względu na jego lepszą orientację w terenie, był moim przewodnikiem po Bangkoku. Mieszkaliśmy wówczas u Anetki (poznanej przez CS), w jej starym , tajskim - niezwykłym w kształtach domu na peryferiach.
W tych dniach zwiedzaliśmy Bangkok jak typowi turyści, czyli zaliczaliśmy najważniejsze atrakcje turystyczne: okolice pałacu królewskiego, świątynie Wat Po z leżącym Buddą, Wat Arun (piękna świątynia brzasku), Lak Muang gdzie mieszka bóstwo opiekujące się tym miastem, olbrzymia huśtawka (teraz ostoł się ino gylender, huśtawkę zdjęli, bo się ludzie zabijali - przyp. Adama). 
Leżący Budda w świątyni Wat Po
Zachwycaliśmy się bajecznie kolorowymi świątyniami, których czerwone dachy świecą odbijając słońce, a ich kształty i rzeźbienia mają symbolizować człowieka ptaka trzymającego w szponach węże.
Podziwialiśmy viharny, gdzie znajduje się zawsze główny ołtarz z Buddą oraz chedi, czyli tajskie stupy gdzie często umieszczone są relikwie lub prochy członków rodzin królewskich, mnichów lub znanych ludzi świeckich.
Po Bangkoku poruszaliśmy się lokalnymi środkami transport, które są doskonale zorganizowane.
Świątynie tutaj można porównać z Disneylandem, nigdzie nie widzieliśmy tak bajecznie pięknych i kolorowych.
Bangkok szczególnie zadziwiająco wygląda z góry (np. z 20 piętra wieżowca), gdy widać wspaniałe nowoczesne drapacze chmur, a między nimi wciśnięte kolorowe dachy tradycyjnych tajskich świątyń.
Chodząc ulicami widać tą samą mieszankę - nowoczesne witryny modnych sklepów a obok malutkie stragany z owocami, smażonymi bananami, kurczakami, kulkami z ryb i mnóstwem innych dziwnych rzeczy. 
Ajutaya dawna stolica Tajlandii
W bardzo ciekawy sposób zwiedzaliśmy Ajutaye (dawną stolicę Tajlandii), oddaloną od Bangkoku o kilkadziesiąt km. Razem z Anetką wybraliśmy się na wycieczkę po świątyniach buddyjskich. Właściwie to nasza gospodyni zabrała nas ze sobą na jednodniową pielgrzymkę dla buddystów - byliśmy jedynymi nie-Tajlandczykami w całej grupie. Mieliśmy okazję zobaczyć ich modlitwy, składanie darów oraz wiele tradycyjnych obrządków buddyjskich. Po drodze, w każdej niemalże świątyni, czekał na nas poczęstunek, więc przy okazji była to wycieczka kulinarna. Punktem kulminacyjnym była Ajutaya, gdzie oprócz oglądania zabytkowych ruin pielgrzymi udali się do kolejnej świątyni oddać pokłon Buddzie, a my poszliśmy zwiedzać ruiny dawnej stolicy. To był fajny dzień, a dla wycieczkowiczów byliśmy dodatkową atrakcja, bo nie codziennie na takich wyjazdach pojawiają się turyści.
Wielka huśtawka
Opisując Bangkok nie można pominąć innej atrakcji miasta, China Town, która jest jak miasto w mieście. Odwiedzaliśmy ją kilkakrotnie i za każdym razem gubiliśmy się w labiryncie wąskich uliczek z tysiącem straganów gdzie można kupić wszystko - ciuchy, buty, jedzenie, kwiaty, sprzęt elektroniczny, zegarki, sztuczną biżuterię (prawdziwą też), filmy na dvd, pamiątki, duperelki oraz mnóstwo atrybutów erotycznych. Tak naprawdę, China Town, to gigantyczna hurtownia - najczęściej towar można kupić tu w ilości nie mniejszej niż 60 szt. A obok hurtowni, straganów i sklepików mieszczą się bajecznie kolorowe chińskie świątynie.

Drugi nasz pobyt w Bangkoku nastąpił już po dwóch tygodniach, wróciliśmy z południowej części Tajlandii i wybieraliśmy się dalej na północ. Tym razem spędziliśmy trzy dni w najbardziej turystycznej dzielnicy Bang Lampoo, nocleg nawet tani jak na Bangkok 300B=30zl.
Najbardziej znaną ulicą jest tu Khao San road, wokół której tętni turystyczne życie  Bang Lampoo. To miejsce ma niezwykłą atmosferę szalonej zabawy, mnóstwo knajpek, muzyka, tysiące straganów i jeszcze więcej turystów. Daliśmy się wciągnąć w wir zabawy, żeby poczuć inny Bangkok, byliśmy między innymi na spotkaniu CS, gdzie bawiliśmy się w bardzo międzynarodowym towarzystwie.
Podobnie jak wyspy Tajlandii, stolica również jest centrum seks turystyki, szczególnie znana jest z tego dzielnica Patpong. Naganiaczy, którzy chętnie cię tam zawiozą i zaoferują wszelkie usługi na ulicach Bang Lampoo nie brakuje.

Trzeci raz w Bangkoku
Czujemy się tu już jak stali bywalcy. Po dwumiesięcznej podróży przez Laos i Kambodże znowu zawitaliśmy do stolicy Tajlandii. 
 Tym razem jedną noc spędziliśmy w Bang Lampoo i już w pierwszy wieczór, po przyjeździe do Bangkoku, poczuliśmy się bardzo swojsko, tym bardziej, że niemalże natychmiast spotkaliśmy znajomego Australijczyka, poznanego dwa miesiące temu na spotkaniu CS. To niesamowite, jesteśmy trzeci raz w Bangkoku i od razu spotykamy znajomego, który nas zaprasza na kolejne spotkanie CS, tam witamy się z następnym znajomym Niemcem Hayko, do którego w końcu trafiamy na kolejne dwie noce. I jak tu się nie czuć dobrze? Bangkok to niezwykłe miasto.
Zgodnie z planem odwiedzamy potem Anetkę, u której podczas ostatniego pobytu zostawiliśmy część naszego bagażu. Anetka przywitała nas jak starych znajomych i zaprosiła do siebie, zostaliśmy u niej do końca naszego pobytu, w dzielnicy Ram Intra.
Ta dzielnica na peryferiach bardziej przypomina małe miasteczko niż stolicę Tajlandii. Ma to swój urok ze względu na lokalne małe stragany z jedzeniem smacznym i tanim oraz przyjemną, leniwą atmosferą. To już nasz drugi pobyt w Ram Intra więc mamy swoje ulubione miejsca na posiłki czy kawę.
Dary dla mnichów, wystarczy kupić i wręczyć...
W czasie tego pobytu poznaliśmy życie kulturalne Bangkoku,  uczestniczyliśmy w wykładzie prowadzonym przez mnicha buddyjskiego oraz trafiliśmy na festiwal filmów europejskich (pokazy za darmo). Oglądaliśmy kilka filmów z napisami ang., ale dla nas największą atrakcją był film polski „Wenecja”.
To było super, że będąc w Bangkoku mogliśmy obejrzeć w kinie polski film.
Pokazy filmów odbywały się w części Bangkoku, która wygląda jak miasto przyszłości, przypominało mi to filmy o miastach w kosmosie, kilka poziomów przejść, tunelów i przyjeżdżający sky train, pociąg nad głowami. Wszystko szklane, metalowe i bardzo nowoczesne. No i oczywiście obok luksusowych sklepów, małe, tradycyjne budki na kółkach sprzedające przysmaki tajlandzkie.
 Największym minusem tego miasta są uliczne korki, czasami spędzaliśmy więcej czasu na dojazdy niż na pobycie gdziekolwiek.
Tajski teatr
Tajowie mówią o swoim kraju, że jest tani, ale nie biedny i rzeczywiście taki jest, można żyć w Bangkoku tanio, ale biedy tu nie widać, to piękne nowoczesne miasto z elementami architektury i atmosfery azjatyckiej.
Generalnie nie lubimy dużych miast, ale dla Bangkoku robimy wyjątek, chcielibyśmy tu jeszcze wrócić.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz