Przez kilka dni będę
sama w Mumbaju, ponieważ Adam wyjechał służbowo (!?) do Singapuru (robią tam zdjęcia
do serialu telewizyjnego). Postanowiłam ten czas wykorzystać na uzupełnianie
naszego blogu o wpisy dotyczące poprzednich podróży. Jak wielokrotnie
wspominaliśmy nasz blog zaczęliśmy prowadzić po 2 latach od wyruszenia z
Polski, mamy więc sporo zaległości:) Tym razem w serii
"Z pamiętnika podróżnika" będzie o Tajlandii. Przemierzyliśmy ją wzdłuż i wszerz w 2010 roku. Nasze wspomnienia zaczynam od Bangkoku.
"Z pamiętnika podróżnika" będzie o Tajlandii. Przemierzyliśmy ją wzdłuż i wszerz w 2010 roku. Nasze wspomnienia zaczynam od Bangkoku.
BANGKOK w trzech odsłonach
Pierwszy raz wylądowałam na
lotnisku w Bangkoku 6 sierpnia 2010 i już wtedy byłam zaskoczona tym jak tu
jest czysto, nowocześnie, transport dobrze zorganizowany, ludzie uprzejmi, mili
i chętnie pomagają. (… nieustanne porównywanie z Indiami…).
Bangkok
wybraliśmy jako miejsce naszego spotkania po moim miesięcznym pobycie w Polsce,
Adam w tym czasie był trochę w Sikkim, Nepalu i potem czekał na mnie w stolicy
Tajlandii. Był tutaj już tydzień, więc w pierwszych dniach zaskakiwał mnie
znajomością autobusów, nazw dzielnic, świątyń, właściwie, ze względu na jego
lepszą orientację w terenie, był moim przewodnikiem po Bangkoku. Mieszkaliśmy
wówczas u Anetki (poznanej przez CS), w jej starym , tajskim - niezwykłym w
kształtach domu na peryferiach.
W tych dniach
zwiedzaliśmy Bangkok jak typowi turyści, czyli zaliczaliśmy najważniejsze
atrakcje turystyczne: okolice pałacu królewskiego, świątynie Wat Po z leżącym
Buddą, Wat Arun (piękna świątynia brzasku), Lak Muang gdzie mieszka bóstwo
opiekujące się tym miastem, olbrzymia huśtawka (teraz ostoł się ino gylender,
huśtawkę zdjęli, bo się ludzie zabijali - przyp. Adama).
Leżący Budda w świątyni Wat Po |
Zachwycaliśmy
się bajecznie kolorowymi świątyniami, których czerwone dachy świecą odbijając
słońce, a ich kształty i rzeźbienia mają symbolizować człowieka ptaka
trzymającego w szponach węże.
Podziwialiśmy
viharny, gdzie znajduje się zawsze główny ołtarz z Buddą oraz chedi, czyli
tajskie stupy gdzie często umieszczone są relikwie lub prochy członków rodzin
królewskich, mnichów lub znanych ludzi świeckich.
Po Bangkoku
poruszaliśmy się lokalnymi środkami transport, które są doskonale
zorganizowane.
Świątynie tutaj
można porównać z Disneylandem, nigdzie nie widzieliśmy tak bajecznie pięknych i
kolorowych.
Bangkok
szczególnie zadziwiająco wygląda z góry (np. z 20 piętra wieżowca), gdy widać
wspaniałe nowoczesne drapacze chmur, a między nimi wciśnięte kolorowe dachy
tradycyjnych tajskich świątyń.
Chodząc ulicami
widać tą samą mieszankę - nowoczesne witryny modnych sklepów a obok malutkie
stragany z owocami, smażonymi bananami, kurczakami, kulkami z ryb i mnóstwem
innych dziwnych rzeczy.
Ajutaya dawna stolica Tajlandii |
W bardzo ciekawy
sposób zwiedzaliśmy Ajutaye (dawną stolicę Tajlandii), oddaloną od Bangkoku o
kilkadziesiąt km. Razem z Anetką wybraliśmy się na wycieczkę po świątyniach
buddyjskich. Właściwie to nasza gospodyni zabrała nas ze sobą na jednodniową
pielgrzymkę dla buddystów - byliśmy jedynymi nie-Tajlandczykami w całej grupie.
Mieliśmy okazję zobaczyć ich modlitwy, składanie darów oraz wiele tradycyjnych
obrządków buddyjskich. Po drodze, w każdej niemalże świątyni, czekał na nas
poczęstunek, więc przy okazji była to wycieczka kulinarna. Punktem
kulminacyjnym była Ajutaya, gdzie oprócz oglądania zabytkowych ruin pielgrzymi
udali się do kolejnej świątyni oddać pokłon Buddzie, a my poszliśmy zwiedzać
ruiny dawnej stolicy. To był fajny dzień, a dla wycieczkowiczów byliśmy
dodatkową atrakcja, bo nie codziennie na takich wyjazdach pojawiają się
turyści.
Wielka huśtawka |
Opisując Bangkok
nie można pominąć innej atrakcji miasta, China Town, która jest jak miasto w
mieście. Odwiedzaliśmy ją kilkakrotnie i za każdym razem gubiliśmy się w
labiryncie wąskich uliczek z tysiącem straganów gdzie można kupić wszystko -
ciuchy, buty, jedzenie, kwiaty, sprzęt elektroniczny, zegarki, sztuczną
biżuterię (prawdziwą też), filmy na dvd, pamiątki, duperelki oraz mnóstwo
atrybutów erotycznych. Tak naprawdę, China Town, to gigantyczna hurtownia -
najczęściej towar można kupić tu w ilości nie mniejszej niż 60 szt. A obok
hurtowni, straganów i sklepików mieszczą się bajecznie kolorowe chińskie
świątynie.
Drugi nasz pobyt w Bangkoku
nastąpił już po dwóch tygodniach, wróciliśmy z południowej części Tajlandii i
wybieraliśmy się dalej na północ. Tym razem spędziliśmy trzy dni w najbardziej
turystycznej dzielnicy Bang Lampoo, nocleg nawet tani jak na Bangkok 300B=30zl.
Najbardziej
znaną ulicą jest tu Khao San road, wokół której tętni turystyczne życie Bang Lampoo. To miejsce ma niezwykłą
atmosferę szalonej zabawy, mnóstwo knajpek, muzyka, tysiące straganów i jeszcze
więcej turystów. Daliśmy się wciągnąć w wir zabawy, żeby poczuć inny Bangkok,
byliśmy między innymi na spotkaniu CS, gdzie bawiliśmy się w bardzo
międzynarodowym towarzystwie.
Podobnie jak
wyspy Tajlandii, stolica również jest centrum seks turystyki, szczególnie znana
jest z tego dzielnica Patpong. Naganiaczy, którzy chętnie cię tam zawiozą i
zaoferują wszelkie usługi na ulicach Bang Lampoo nie brakuje.
Trzeci raz w
Bangkoku
Czujemy się tu
już jak stali bywalcy. Po dwumiesięcznej podróży przez Laos i Kambodże znowu
zawitaliśmy do stolicy Tajlandii.
Tym razem jedną
noc spędziliśmy w Bang Lampoo i już w pierwszy wieczór, po przyjeździe do
Bangkoku, poczuliśmy się bardzo swojsko, tym bardziej, że niemalże natychmiast
spotkaliśmy znajomego Australijczyka, poznanego dwa miesiące temu na spotkaniu
CS. To niesamowite, jesteśmy trzeci raz w Bangkoku i od razu spotykamy
znajomego, który nas zaprasza na kolejne spotkanie CS, tam witamy się z
następnym znajomym Niemcem Hayko, do którego w końcu trafiamy na kolejne dwie
noce. I jak tu się nie czuć dobrze? Bangkok to niezwykłe miasto.
Zgodnie z planem
odwiedzamy potem Anetkę, u której podczas ostatniego pobytu zostawiliśmy część
naszego bagażu. Anetka przywitała nas jak starych znajomych i zaprosiła do
siebie, zostaliśmy u niej do końca naszego pobytu, w dzielnicy Ram Intra.
Ta dzielnica na
peryferiach bardziej przypomina małe miasteczko niż stolicę Tajlandii. Ma to
swój urok ze względu na lokalne małe stragany z jedzeniem smacznym i tanim oraz
przyjemną, leniwą atmosferą. To już nasz drugi pobyt w Ram Intra więc mamy
swoje ulubione miejsca na posiłki czy kawę.
Dary dla mnichów, wystarczy kupić i wręczyć... |
To było super,
że będąc w Bangkoku mogliśmy obejrzeć w kinie polski film.
Pokazy filmów
odbywały się w części Bangkoku, która wygląda jak miasto przyszłości,
przypominało mi to filmy o miastach w kosmosie, kilka poziomów przejść, tunelów
i przyjeżdżający sky train, pociąg nad głowami. Wszystko szklane, metalowe i
bardzo nowoczesne. No i oczywiście obok luksusowych sklepów, małe, tradycyjne
budki na kółkach sprzedające przysmaki tajlandzkie.
Największym
minusem tego miasta są uliczne korki, czasami spędzaliśmy więcej czasu na
dojazdy niż na pobycie gdziekolwiek.
Tajski teatr |
Generalnie nie lubimy dużych miast, ale dla Bangkoku robimy wyjątek, chcielibyśmy tu jeszcze wrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz