środa, 31 grudnia 2014

Zima w Tajlandii.

A święta ciepłe były tego roku... Co prawda w nocy temperatura spadała czasami do 15 st. i trzeba było nawet kołderkę wyciągnąć, nie mówiąc o tym, że wentylatory nareszcie odpoczywały po całodobowym kręceniu. Nad ranem i wieczorem przydawały się sweterki, odszukane gdzieś na dnie szafy. Za to w ciągu dnia słoneczko pięknie przygrzewało i jak to bywa w ciepłych krajach robiło się ZA ciepło ;-)
Ale nie ma co narzekać w tym roku zimę mamy łagodną. Rok temu mówiono, że do Tajlandii zawitały straszne „mrozy”. Nie dość, że zimno trzymało przez ponad dwa miesiące (zaczęło się już w listopadzie i tak aż do końca stycznia!), to jeszcze w nocy bywało 11st! Zgroza! Taka zima! Nawet Rajskiemu szalik na święta ‘usztrykowałam’, tzn. na drutach zrobiłam. Pytałam czy czapkę też chce, ale jakoś tak dziwnie na mnie spojrzał, w końcu czy on Taj, żeby przy 20 st. w wełnianej czapce chodzić?

wtorek, 16 grudnia 2014

Jak to z naszymi korepetycjami było.

Ponieważ mamy tutaj sporo wolnego czasu i przestrzeni, postanowiliśmy wykorzystać to do zarobienia kilku przysłowiowych groszy. Pomysł wydawał się dobry.  Wszyscy farandzy, którzy są nauczycielami w Tajlandii przez dłuższy czas w końcu zaczynają dorabiać ucząc prywatnie lub w jakiś innych szkołach.Więc 'why not?' Postanowiliśmy zorganizować grupę, może dwie i zacząć dawać prywatne lekcje w naszym domu.
Żeby łatwiej było przekazać naszym uczniom jaką mamy propozycję, napisaliśmy ‘ogłoszenie’ po angielsku i po tajsku. Ze względu na nasz poziom tajskiego i ich poziom angielskiego znalezienie wspólnego języka stanowiło nie lada wyzwanie ;-)
Na początku chętnych było całe mnóstwo, zaczęliśmy się nawet obawiać, że części musimy odmówić. Ostatecznie zebrały się 3 grupy, wszystko wydawało się jasne i ustalone, kiedy przychodzą, ile płacą...
I tu zaczęły się niespodzianki, które dały nam kolejne lekcje świętej cierpliwości.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Dzień wolności ubraniowej!

W Tajlandii oraz innych sąsiednich krajach azjatyckich królują mundurki czyli uniformy. Dotyczy to nie tylko uczniów ale wiele inncyh grup społecznych, oprócz policjantów czy pielęgniarek wszyscy pracownicy państwowych instytucji mają swoje stroje. Wydaje się nawet, że Azjaci lubią chodzić w ‘mundurkach’, daje im to poczucie wspólnoty czyli bycia w grupie. Pewno niektórzy nawet są dumni z tego, że noszą swoje stroje. Zadziwiające dla nas jest, że uczniowie do wieczora chodzą w swoich szkolnych uniformach, często widzimy ich po szkole gdzieś na mieście i dalej są w mundurkach. 

poniedziałek, 17 listopada 2014

Słoniowe show w Surinie

Surin słynie ze słoni! Szczególnie w trzeci weekend listopada kiedy to raz do roku odbywa się tutaj  wielki show z udziałem ponad 200 słoni. Oprócz przedstawienia na stadionie, można oglądać uliczną paradę oraz tzw. ‘szwedzki stół’ przygotowany oczywiście dla słoni. Z wyjątkiem tego jednego weekendu  słonie można znaleźć w wiosce Ban Ta Klang  koło Surinu, pisaliśmy o niej TUTAJ.
W ten weekend do Surinu przybywają tłumy, ceny hoteli skaczą do góry, a jak ktoś nie zarezerwował pokoju wcześniej to ciężko coś znaleźć. My na tą imprezę nastawialiśmy się już od lipca, kiedy to odwiedziliśmy Surin po raz pierwszy.

czwartek, 13 listopada 2014

Odkrywamy lokalne ‘specjały’

Domyślacie się co oni sprzedają na tych straganach? My też nie mieliśmy pojęcia, więc postanowiliśmy to sprawdzić. Oczywiście w Tajlandii to nie takie proste, nasz poziom tajskiego jest nadal ‘niewystarczający’ natomiast poziom angielskiego u sprzedawców zerowy ;-) Takie stragany z „wazonami w koszyczkach” znaleźliśmy na trasie do Mukdahan, a w samym mieście spotkaliśmy Taja, który był w stanie nam wytłumaczyć co to jest. Okazało się, że to domowej produkcji whisky (?) Postanowiliśmy więc spróbować tego lokalnego 'specjału'. Nasz informator poradził, że można to pić z colą, wodą lub piwem. Whisky z piwem?? Sprzedając nam to cudo wręczył jeszcze specjalne słomki zrobione z bambusa, ‘specjalne’ tzn. z jednej strony zaostrzone, z maleńka dziurką. Wkrótce okazało się dlaczego te słomki takie dziwne i jakie są niezbędne przy piciu whisky z ‘wazonu’.

sobota, 8 listopada 2014

HAPPY LOY KRATHONG!

To był już drugi nasz Loy Krathong w Tajlandii i znów nas zachwycił.
O tym co to są krathongi, co to są 'hieny' krathongowe oraz jaka jest legenda związana z tym świętem pisałam rok temu KLIK Było równie pieknie, kolorowo i romantycznie a nasze jezioro wypiękniało ;-)
Jedyne co nas rozczarowało to brak 'światełek do nieba' czyli lampionów wypełnionych ciepłym powietrzem, które wyglądają na niebie jak tysiące poruszających się punkcików. W tym roku zostały wycofane i zabronione ze względów bezpieczeństwa. W zasadzie całkowicie się z tym zgadzam, rok temu widzieliśmy jak puszczane lampiony zatrzymywały się na drzewach, drutach elektrycznych czy pod dachami i płonęły.
Z jednej strony słusznie a z drugiej żal... Ale i tak było pięknie.
Loy Krathong to moje ulubione święto w Tajlandii ;-)

piątek, 31 października 2014

Plaże dla Tajów w okolicach Chanthaburi.

Wracając z wyspy Ko Chang postanowiliśmy ‘zahaczyć‘ jeszcze o jakąś plaże po drodze. Nasz wybór padł na okolice Chanthaburi. Co prawda w ‘biblii dla podróżników’ czyli Lonely Planet nic nie wspominali o żadnych plażach w tej okolicy, ale po dokładniejszych poszukiwaniach w internecie znaleźliśmy, co najmniej 3 takie miejsca obok siebie. Informacje były bardzo skąpe, więc pełni obaw co tam znajdziemy postanowiliśmy jednak spradzić. Nasze obawy wynikały również z tego, że już raz zawiedliśmy się wybierając miejsce, o którym Lonely Planet nic nie wspominał. To był  Park Narodowy Ta Phraya, był po drodze więc się zatrzymaliśmy i straciliśmy godzinę na oglądaniu tabliczek z tajkimi napisami w środku lasu, nie było tam NIC poza ... lasem, który jakoś nas nie zachwycił. Trzeba więc ostrożnie wybierać Parki Narodowe, które chce się zobaczyć.
Z takimi obawami poszukiwaliśmy plaży Laem Sadet, którą wybraliśmy za cel podróży. 

poniedziałek, 27 października 2014

Ko Chang – nasze ‘ferie zimowe’ w październiku

Nasze ‘zimowe ferie’ spędziliśmy w tym roku podróżując po Tajlandii i odwiedzając kolejne tajskie miasteczka, wyspy i plaże. ‘Zimowe ferie’ nie mają bynajmniej NIC wspólnego z zimą ;-) Nazwałam je tak dlatego, że są odpowiednikiem polskich ferii zimowych czyli wypadają po pierwszym semestrze tylko, że u nas są w październiku, kiedy kończy się pora deszczowa i zaczyna sezon turystyczny. Właściwy sezon turystyczny zaczyna się  w listopadzie, więc jest to dla nas idealna pora na wakacje, plaże jeszcze nie zapchane turystami a ceny jeszcze nie wywindowane w góre ;-)
W tym roku zrobiliśmy sobie trasę na północ, a potem dłuugą wycieczkę na południe aż na wyspę Ko Chang (trzeciej co do wielkości po Phuket i Ko Samui) i o niej dzisiaj będę pisać ;-)

niedziela, 12 października 2014

Ogniste łodzie na Mekongu, czyli kolejny tajski festiwal.



Wiele miejsc na prowincji Tajlandii przez 354 dni w roku to senne miasteczka gdzie życie płynie leniwie a turysty nie uświadczysz. Bo i po co miałby tu przyjeżdżać? Żeby zobaczyć kolejną tysięczną świątynie?
Ale raz w roku niektóre z takich miasteczek przeżywają swoje ‘pięć minut’, może ono trwać dzień, dwa a czasami jeden wieczór, jedną noc. Znaleźć się wtedy w takim miejscu to niezwykłe przeżycie.
Nam się już parę razy udało ;-) Ostatnio trafiliśmy właśnie na taki moment do Nakhon Phanom. Oczywiście trafiliśmy nie przez przypadek. Najpierw szukamy gdzie odbywają się ciekawe festiwale w danym miesiącu, potem planujemy wyjazd, rezerwujemy hotele (co w tym wypadku jest bardzo ważne bo cała Tajlandia chce przyjechać zobaczyć ;-).

wtorek, 30 września 2014

Zmiany ’wizowe’ w Tajlandii


O zmianach jakie zachodzą w Tajlandii można powiedzieć  “nowa miotła dobrze zamiata”. Wojsko przejęło władzę i zaczęli zamiatać. Zajęli się między innymi wizami.
Dla przeciętnego turysty, króry przyjeżdża na krótko i przy okazji odwiedza kraje sąsiadujące z Tajlandią nic się nie zmieniło. Dla tych, którzy mają wizy pracownicze również nic się nie zmieniło.
Komu wojskowy rząd  utrudnił życie?  Najprościej można powiedzieć  wszystkim  tym, którzy kombinowali jak najłatwiej siedzieć w Tajlandii  latami i nic nie robić:

środa, 24 września 2014

Uliczne 'party' z kociołkiem ;-)

Pisaliśmy już wiele razy, że w Tajlandii lubimy 'uliczne żarcie'. Może to być duża kolacja lub małe 'conieco', ale zawsze świeże, tanie i pyszne. Uliczne stragany serwujące 'coś na ząb' to wizytówka nie tylko Tajlandii ale wszystkich krajów w tej części Azji. Właściwie we wszystkich krajach gdzie sanepid (lub inne podobne cudo) nie zniszczył tej pięknej 'przedsiębiorczości' można o każdej porze dnia a czasami i nocy przekąsić coś na ulicznych straganach.
Jedną z takich nietypowych ulicznych kolacji zaserwowaliśmy sobie parę dni temu.

wtorek, 16 września 2014

TEST NA TAJSKOŚĆ



Kiedy długo mieszkasz w innym kraju zaczynasz nieświadomie przejmować obce nawyki, sposoby zachowania, mówienia czy nawet jedzenia, nawet jeżeli jest to kraj tak odmienny jak Tajlandia, Indie czy Wietnam.  Nagle po kilku latach możesz sobie nagle uświadomić, że jesteś już  „półtajem” lub „półhindusem”.  Wchodzisz między wrony, kraczej jak i one ;-)
Oczywiście do sprawy podchodzimy „z dużym przymróżeniem oka”....  ale od czasu do czasu będziemy sobie robić  test na „tajskość” ;-)
Kiedy stajesz się „półtajem”:

niedziela, 7 września 2014

WITAJ SZKOŁO, czyli jak wygląda system edukacyjny w Tajlandii.

Dwa lata temu ‘z okazji’ 1 września opisywałam system edykacyjny w Indiach, tym razem napisze jak to wygląda w Tajlandii. Cechą wspólną kształcenia w Polsce,  Indiach czy Tajlandii jest to, że osiągnięcie czegoś w rodzaju naszej matury czyli high school graduate trwa 12 lat. Jest to różnie podzielone, zaczyna się w różnym wieku ale trwa tyle samo.
W Tajlandii rok szkolny zaczyna się i kończy mniej więcej w tym samym czasie w całym kraju. Mniej więcej tzn. nie ma jednego ‘1 września’ w całej Tajlandii. Zawsze jest to około 15 maja, ale w jednej szkole może być  12 w innej 16, decyduje dyrektor szkoły.  Podobnie jest z  zakończeniem szkoły, o wszystkim decyduje dyrektor, poza tym nie ma jednego dnia, który finalnie kończy rok szkolny.

niedziela, 31 sierpnia 2014

Dlaczego w Tajlandii ludzie są szczęśliwi.

Często się zastanawiamy jak to jest, że ludzie w Tajlandii pomimo biedy są szczęśliwi. Widać to szczególnie na prowincji  lub w wioskach. Ludzie żyją tutaj bardzo ‘skromnie', widać  że im się ‘nie przelewa’ ale zawsze są uśmiechnięci, pogodni,  a dzieci  radosne i wesołe.  Nie ma tej tragicznej, załamującej, wszędobylskiej biedy jaką wdzieliśmy w Indiach.
Wydaje się, że tutaj jakby potrzeby są mniejsze, a zadowolenie z życia większe niż np. w naszym kraju. Polacy kochają narzekać, Tajowie kochają się uśmiechać ;-) 

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

ZA CO LUBIMY TAJLANDIE?

Od półtora roku mieszkamy w Tajlandii, lubimy ją i chcemy tutaj pomieszkać jeszcze trochę ;-)
Ale nie od początku tak było.... Poprzednio odwiedzaliśmy ją jako turyści dwukrotnie. Pierwszy raz w 2010 roku i nie mogę powiedzieć, że zakochaliśmy się w niej od pierwszego wejrzenia. Wręcz przeciwnie zaczęliśmy poznawanie Tajlandii od typowych turystycznych miejsc, które zniechęciły nas do tego kraju. Tajlandia wtedy kojarzyła nam się  z doskonale rozwiniętą maszynką do wyciągania pieniędzy od turystów.
Dlatego nie dziwię się tym, którzy zobaczyli Bangkok i Pattayę i mówią, że Tajlandia im się nie podoba.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Pha Team Park Narodowy w ISAANIE



W Tajlandii znajduje się ponad 100 parków narodowych, podczas gdy w Polsce tylko 23. Natomiast jeżeli porównamy powierzchnię - Polska stanowi 2/3 Tajlandii, czyli  nie jest ona nawet dwa razy większa od Polski. Wniosek wprost - mają tutaj wiele pięknych terenów wartych ochrony. Obszary chronione zajmują około 14% powierzchni tego kraju, co stanowi bardzo dobry wynik.
Najbardziej znane są oczywiście nadmorskie parki narodowe, najczęściej odwiedzane przez turystów. Ale Tajlandia to nie tylko Bangkok i morze, mniej zwiedzana pólnocna część Tajlandii jest równie piękna.

czwartek, 31 lipca 2014

Perełki ISAANU czyli ‘święta góra’ w Si Wilai

Do wielkiej czerwonej ‘świętej góry’ nazywanej Phu Tok nie jest łatwo trafić, trzeba o niej wiedzieć  i dopytać  się o drogę lokalsów.  Najprostrzym sposobem dotarcia jest tuk tuk, który nas zawiedzie, przywiezie oraz poczeka na nas  za ustaloną wcześniej ‘niemałą’  kwotę.
Góra  robi wrażenie już z daleka, ale najciekawsze jest dopiero potem.  Od jej podnóża aż po szczyt prowadzą drewniane schody, oprócz tego jest “opasana “ dookoła na dwóch lub trzech wysokościach drewnianą kładką “przyklejoną “ do góry. Można więc chodzić dookołą góry na różnych wysokościach, podziwiając widoki z każdej strony.

piątek, 25 lipca 2014

O tym jak zgrzeszyłam dotykając mnicha długopisem.



W naszej tajskiej przygodzie z uczeniem angielskiego zdarzyło nam się, że przez 3 miesiące uczyliśmy mnichów. 
Dokładnie to Rajski uczył bo mnie jako kobiecie nie wolno, ja w tym czasie miałam lekcje z ‘zakonnicami’ oraz dziećmi z okolicznych wiosek.
Rzecz się działa w świątyni, którą początkowo często odwiedzaliśmy gościnnie. Pisaliśmy o niej TUTAJ. Za każdym razem jak tam przyjeżdżaliśmy, mnich który przedstawił się jako Jon i mówił po angielsku,  zapraszał nas przed oblicze ‘najważniejszego mnicha’ i tłumaczył, że jego szef chce, żebyśmy  uczyli  go angielskiego.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Tajskie festiwale czyli kiedy i gdzie zobaczyć “woskowe arcydzieła”



Jeżeli będziecie kiedyś w lipcu w Tajlandii i dodatkowo wybierzecie się na północ, warto zajrzeć do Ubon Ratchatani. Tutaj raz do roku odbywa się niezwykły pokaz zwany Festiwal Woskowych Rzeźb lub Festiwal Świec. Podobne minipokazy odbywają się również w innych miastach, ale w Ubon Ratchatani rzeźby są największe i najpiękniejsze. Festiwal Świec w Ubon Ratchathani to wydarzenie na skalę międzynarodową (oficjalna jego nazwa brzmi: Thailand International Wax Sculpture and Ubon Ratchathani Candle Procession Festival).

środa, 16 lipca 2014

Najdziwniejsze jajka świata ;-)


Nasza przygoda z ‘dziwnymi jajkami’ zaczęła się od tego, że Rajski pojechał na korepetycje i od wdzięcznych uczniów dostał jakieś czarne kulki, które podobno miały być  jajkami. Jajek to zupełnie nie przypominało, raczej bryłki jakiejś czarnej ziemi, a ponieważ poziom angielskiego naszych uczniów jest najczęściej mizerny a już komunikacja graniczy z cudem, można było mieć słuszne wątpliwości czy to czarne  ma coś wspólnego z jajkami.
Na tajskim targu często widzimy jajka pomalowane na różowo oraz szare (marmurkowe), ale czarnych kulek , czy chociażby jajek pomalowanych na czarno jeszcze nie widzieliśmy.

środa, 18 czerwca 2014

Słonie w Tajlandii



Słonie od wieków stanowią ważny element tajskiej kultury. Zajmują także ważne miejsce w  historii kraju i są bohaterami wielu legend. Podobno są także symbolem najważniejszych cnót: mocy, wdzięku i łaski, dlatego też od najdawniejszych czasów czczone były przez królów Tajlandii.
Natomiast dziś skutecznie wspomagają biznes turystyczny. W każdym niemalże mieście można spotkać słonie spacerujące na ulicy, a za drobną zapłatą (2zł) , można je nakarmić trzciną cukrową, za co słoń ładnie się ukłoni i zaryczy.

niedziela, 8 czerwca 2014

Festiwal Rakiet - Święto Visakha Bucha w Isaanie czyli jak przywołać deszcz..

Większość festiwali w Tajlandii związana jest z religią buddyjską, uprawą ryżu lub rodziną królewską.
Niektóre odbywają się w stałych terminach, inne uzależnione są od buddyjskiego kalendarza księżycowego.
Niedawno obchodziliśmy jedno z najważniejszych świąt buddyjskich Visakha Puja (lub Visakha Bucha), upamiętniające narodziny, oświecenie i śmierć Buddy.

czwartek, 29 maja 2014

Stan wojenny i zamach stanu w Tajlandii czyli “Co tam Panie w polityce…”.



Zapewne już wszyscy słyszeli w mediach, że ponad tydzień  temu wprowadzono w Tajlandii stan wojenny.
"Stan wojenny" Polakom kojarzy się bardzo źle, prawie wojna. Tymczasem tutaj właściwie niewiele się zmieniło, u nas na prowincji życie toczy się jak by nic się nie wydarzyło.
Wygląda na to, że Tajowie niewiele się tym przejęli.
Analizując ostatnie kilkanaście lat w Tajlandii można by powiedzieć: “Był czas przywyknąć”.

czwartek, 8 maja 2014

Kampong Trach Caves.


Po kilku dniach znudziła mnie już "kolonialność" Kep i zacząłem rozmyślać co by tu robić dalej.
Jakoś tak mam, że jak jestem zbyt długo w jednym miejscu, to wszystko zaczyna mnie gryźć i swędzić. Tym razem to literalnie, bo 3-krotnie z łóżka wyciągałem jakieś wielkie robale.
Miałem 3 opcje: 
1. Jechać do oddalonego o jakieś 20 km Kampot.
2. Płynąć na Rabbit Island, gdzie mógłbym ewentualnie zostać na noc. Tyle, że na Rabbit Island jeździ się, żeby poleżeć na piaszczystej plaży. A ja już widziałem piasek.

sobota, 3 maja 2014

Kep

Z Kampot Cham poprzez Phnom Penh, gdzie musiałem załatwić sprawy wizowe jechałem do Kep...... albo Kampot. Tak naprawdę, to jeszcze nie byłem pewien dokąd jadę. Wiedziałem, że w Kampot jest rzeka a w Kep morze, autobus jechał do obydwu tych miejscowości, w jakiej kolejności ? ... informacje wśród jadących pasażerów były sprzeczne. Po 4-ro godzinnej podróży zobaczyłem morze, które z okien pojazdu wyglądało zachęcająco błękitnie, plaża z bielutkim piaseczkiem i ładnymi dziewczynami. No raj po prostu. Poczułem zew. To tu właśnie muszę wysiąść! Trochę się zdziwiłem jak zobaczyłem „centrum”, czyli rynek stolicy prowincji Kep, kiedyś bardzo popularnego miejsca letniskowego wśród francuskich kolonistów. Literalnie było tam 6 budynków, kilka przenośnych straganów z jedzeniem i zadaszone hamaki do spania. No i plaża.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Kampong Cham

Latarnia rzeczna.
Ponieważ zaplanowałem dotrzeć do Phnom Penh dopiero za 3 dni, a w Siem Reap już mi się siedzieć nie chciało, to postanowiłem zatrzymać się gdzieś po drodze.
Po przeczytaniu wszystkich informacji jakie były w zasięgu ręki na temat mojej dalszej destynacji wybrałem Kampong Cham. Było prawie po drodze do Phnom Penh (5 godzin autobusem wg. Lonely Planet), można zobaczyć tam starą latarnię rzeczną z której rozciąga się piękny widok na okolicę i bambusowym mosteczkiem dostać się na jakąś wysepkę.
Już po 7-miu godzinach z radością opuściłem roztrzęsiony autobus i udałem się na poszukiwanie noclegu. W pierwszym gesthausie jak facet otworzył drzwi do pokoju to buchnęła taka sauna, że mnie aż cofnęło. Sauna bez basenu z zimną wodą- 5$ za noc. Drugi, to były pokoje z oknami wychodzącymi do wewnątrz restauracji (czytaj baru piwnego z bilardem),również 5$. Trzecim był hotel Mekong, odbiegający zarówno jakością oferowanej usługi jak i ceną- 8$. Obsługa umiarkowanie sympatyczna, czysto, ładna łazienka i Wi-Fi, które jeszcze wtedy działało.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Czy Angkor Wat jest warte całego tego zamieszania?



O zobaczeniu Angkor Wat myślałem od kilku lat, zanim przyjechałem tam pierwszy raz, 4 lata temu. Nastawiłem się , że zobaczę coś co powali mnie na kolana. Po zobaczeniu świątyni, od której nazwę przyjął cały kompleks ...... poczułem zawód. 
Przez te 4 lata wielokrotnie zastanawiałem się, jak to jest, że tylu ludzi rozpływa się w zachwytach nad Angkor Wat, a mnie to jakoś nie bierze. I tym razem znalazłem na to odpowiedź. Jak zwykle w takich sytuacjach ta odpowiedź była mi znana już wtedy, tyle, że jej sobie nie uświadamiałem.
Do Kambodży przyjechaliśmy niemal prosto z Indii - kraju hinduistów, pełnym bajecznie kolorowych, niezwykłych świątyń, a Angkor Wat, to świątynia hinduistyczna! W dodatku ponuro czarna (szczególnie o zmroku), bo przez wieki była zakopana w ziemi.
Po prostu w Indiach widziałem to co tu, tyle, że w doskonale zachowanej, pełnej życia formie.
Powiecie, no tak, ale Angkor Wat ma prawie 1000 lat! Jasne, pełny szacun. Tyle, że ja tam przyjechałem napaść oczy czymś, czego jeszcze nie widziałem.

sobota, 12 kwietnia 2014

Siem Reap i jezioro Tonle Sap.



Po wyczerpującej i emocjonującej podróży z Bangkoku do Siem Reap nasza doświadczona w boju czwórka postanowiła dalej trzymać się razem i pomimo protestów tuk-tukarzy, którzy mieli własne pomysły gdzie nas zawieźć zatrzymaliśmy się w hostelu Yellow, znanym nam już z poprzedniej podróży do Kambodży. Cena wzrosła z 5 do 8$ (udało się stargować na 7) ale za to wybudowali mały basenik.
Siem Reap jest podzielone rzeką na część wschodnią - czystą i zadbaną, pełną hoteli i wszystkiego co potrzebne jest turystom z ciekawym Old Marketem i zachodnią, z dworcem autobusowym, marketem dla miejscowych, pełną kurzu, brudu i niesamowitego harmidru wywołanego robiącymi zakupy i przemieszczającymi się Kambodżanami. 

środa, 9 kwietnia 2014

Jak naciągają ludzi podczas podróży z Bangkoku do Siem Reap.


W związku z koniecznością pozyskania nowej wizy do Tajlandii postanowiłem, wbrew powszechnie obowiązującym zasadom, udać się do Kambodży, a nie do Laosu. Laos jak powszechnie wiadomo nam nie służy, a Kambodża, pozostawiła raczej pozytywne wrażenia (choć przekraczanie granicy laotańsko-kambodżańskiej do łatwych nie należało, o czym możecie przeczytać tutaj). 
W związku z powyższym musiałem się dostać do Phnom Penh (stolica), ale nie koniecznie tak od razu. Przy próbie kupna biletu okazało się, że do Phnom Penh kosztuje 700Bht, a do Siem Reap tylko 200Bht. Cena biletu do Siem Reap wydała mi się bardzo atrakcyjna...... czy aby nie ZA bardzo?. Pomyślałem, pewnie to jest wycieczka jakimś rozpadającym się wrakiem bez klimy. Zapytałem pani/pana (to był ladyboy) w agencji turystycznej:
- Czy aby autobus klimatyzowany?
- Do granicy minivan, a od granicy klimatyzowany autobus. Odpowiedział/ła.
Wow. Zupełnie przestałem już to rozumieć.Tajlandia jest tania, ale nie aż TAK tania. Godzina jazdy minivanem kosztuje 50- 100 BHT. A tu jest cztery godziny do granicy i następne cztery do Siem Reap.
Sprawdziłem w innych biurach, ceny podobne. Dobra, kupuję bilet do Siem Reap i się zobaczy.

piątek, 28 marca 2014

Zakończenie roku szkolnego w Tajlandii jest jak umieranie Króla żaby w „Shreku”.

Tak nam się właśnie kojarzy zakończenie naszego pierwszego roku szkolnego w Tajlandii.
Właściwie to czekaliśmy na jakąś uroczystość, rozdanie świadectw czy coś podobnego.

W końcu kończymy rok szkolny 2556/2557 można by to jakoś zaakcentować.
Parę razy wyglądało, że to już ...  że koniec, ale nie .....
Po pierwsze w każdej szkole zakończenie roku szkolnego (podobnie jak początek) jest w innym czasie.
Nie ma np. jednego 1 września dla całej Tajlandii. Było to dla nas wielkie zaskoczenie, że nikt nie potrafił nam podać dokładnej daty kiedy zaczynamy wakacje.

środa, 26 marca 2014

Perełki ISAANU czyli Sala Kaew Kur w Nong Khai.

Ponieważ w szkole nic się już nie dzieje i zaczęliśmy się nudzić, wymyśliliśmy sobie, że pozwiedzamy północny Isaan. Nasza koleżanka  stwierdziła, że warto pojechać do Nong Khai, więc postanowiliśmy zacząć od tego miejsca. 

Pierwszy etap Kalasyń – Udon Thani miał się rozpocząć o 9.00, więc dziarsko podreptaliśmy na dworzec autobusowy (po uprzednim zaistnieniu na liście obecności w naszej szkole). Autobusy przyjezdne lubią się spóźnić jakieś 15 min, więc denerwować zaczęliśmy się około 9.30. Obsługa zapewniła nas, że autobus przyjedzie i należy czekać. O 9.40 nieśmiało napomknąłem, że ta podróż zaczyna się pechowo, więc może wróćmy........
Rajska w pecha nie wierzy i stwierdziła, że dlaczego spóźnienie autobusu ma oznaczać, że ta wycieczka będzie pechowa. Równie dobrze pechowy może być ten kosz na śmieci....... Jak kończyło się kiedyś nasze przełamywanie pecha przeczytać możecie tutaj.

niedziela, 23 marca 2014

W jaki sposób nauczyć nieuczciwości i oszukiwania.

W czasie testu.

Każdy z nas w dorosłym życiu, wcześniej czy później dochodzi do wniosku, że uczciwość nie zawsze popłaca, warto czasami kombinować a małe oszustwa to normalka.
Może więc warto już w szkole tego uczyć ? Takie założenie przyjęto najwidoczniej w tajskiej szkole.
Oto przykłady:
1. Lekcje w tajskiej szkole kończą i zaczynają się dokładnie o tej samej godzinie. Zgodnie z planem który wszyscy dostają, jedna lekcja kończy się np. o 10.10 a następna (często w innym budynku, bo to duża szkoła) zaczyna o .... 10.10. Jakim więc cudem mamy zaczynać i kończyć punktualnie?
Wiadomo nie da się!

czwartek, 13 marca 2014

Galeria szkolnych 'ladyboysów'

Nasz pierwszy rok szkolny w tajskiej szkole dobiega końca, przyszedł więc czas na podsumowanie.
Wiadomo, że podróżując i mieszkając w obcych krajach trzeba być flexible, tacy też staramy się być. Wszystko co inne i odmienne musimy (staramy się) zaakceptować. Przyzwyczajamy się więc do różnych  większych lub mniejszych 'dziwactw', ale do 'ladyboysów' w szkole trudno nam przywyknąć.

środa, 19 lutego 2014

Szkolna wycieczka w tajskim stylu.

Pamiętacie swoje wycieczki szkolne? 
Zawsze działy się jakieś szaleństwa;-) 
W końcu chodziło o to, żeby pobyć razem i się pobawić. No ale przyjmowaliśmy też jako fakt oczywisty, że skoro jedziemy setki kilometrów np. w Tatry czy do Krakowa to coś tam będziemy oglądać i zwiedzać. 
A jeżeli  jedziemy na  obóz języka angielskiego to będą się tam odbywały zajęcia z tego języka.
Wydaje się to oczywiste, ale nie w Tajlandii.
Tu jak zawsze obowiązuje zasada „Make them happy!” , mając na myśli uczniów oczywiście.

niedziela, 26 stycznia 2014

Dni sportu w tajskiej szkole.

Święto za świętem i świętem pogania. Tak można określić plan zajęć w tajskiej szkole. Przy całej mnogości zajęć związanych z przygotowaniem i świętowaniem na naukę zostaje naprawde mało czasu.
Ważne imprezy oznaczają, że lekcji nie ma przez cały dzień a czasami kilka dni.  Powodów do świętowania jest mnóstwo, mieliśmy już Dzień Matki (urodziny królowej), Dzień Ojca (urodziny króla) - był to dzień wolny od nauki, ale dzień wcześniej świętowaliśmy w szkole, Dzień Środowiska, Dzień Recyklingu, Dzień Poety, Dzień Piosenki, Dzień Tańca, Dzień Nauczyciela, Dni Kalasynia, 100-lecie szkoły (to było wielkie święto, a ile przygotowań), wizyta księżniczki (jak powyżej), Dni Skauta no i jeszcze Dni Sportu, do tego dochodzą jakieś egzaminy i pewno jeszcze pare innych świąt, których nie pamiętam.

niedziela, 5 stycznia 2014

Sylwester khmersko- kostarykański.

Dlaczego khmerski i kostarykański ?
Zaraz wszystko wyjaśnię ;-)
Zacznę od tego, że Nowy Rok w Tajlandii uczciliśmy dniami wolnymi.
Świąt Bożego Narodzenia się nie obchodzi ale Nowy Rok owszem i to dwa razy ;-) Teraz mieliśmy pierwszy Nowy Rok a w kwietniu będzie drugi, nawet ważniejszy bo buddyjski. A ... i jeszcze w między czasie, 31 stycznia, niektórzy będą obchodzić Chiński Nowy Rok. Co dziwne już teraz zakończyliśmy rok 2556, mimo że liczony jest według kalendarza buddyjskiego. Po co więc drugi Nowy Rok, taka tradycja....