czwartek, 18 maja 2017

Wspieramy wydanie książki "Siedemdziesiąt siedem słoni - indyjska impresja"

Wspieramy wydanie książki "Siedemdziesiąt siedem słoni - indyjska impresja" Piotra Biedrzyckiego.
Akcja na portalu PolakPotrafi.pl
https://polakpotrafi.pl/projekt/siedemdziesiat-siedem-sloni
I to nie tylko dlatego, że pojawiamy się tam w wątku o Bollywood :-) Piotr, w naszym gronie znany jako Felek, to 'człowiek przygoda', który pokochał Indie.
Poznaliśmy go w Mumbaju i już w 3 dniu znajomości dostarczył nam takich emocji, że hej ;) Nie wierzycie?    To przeczytajcie. Felek to facet, który nieraz już zaskoczył nas swoimi pomysłami i projektami.
Pamiętacie serial o Indiach "77 słoni"? To też był on.
Jak do takich przygód dołożyć niezwykłe, często szokujące Indie, o których opowiada człowiek z pasją - to musi być super. Czytałam spory fragment książki i czekam na resztę.
Mam nadzieję, że akcja się powiedzie ;) Udostępniajcie i wspierajcie, my jesteśmy na TAK!

wtorek, 16 maja 2017

Plemiona górskie w Tajlandii

Odwiedzanie wiosek plemion górskich  (hill tribes) takich jak Karenowie, z najbardziej znanym plemieniem Padaung tzw. 'Long neck', czy Hmong, Akha, Lahu, Mien, Lisu, od dawna wzbudzało we mnie ambiwalentne odczucia i z tego powodu tak długo się tam nie wybieraliśmy.

Chęć turysty do zobaczenia 'dzikich plemion' napędza biznes, gdzie miejscowa ludność jest wykorzystywana i pokazywana jak eksponaty w muzeum. Turysta zapłaci każde pieniądze (wycieczki są jedno lub kilkudniowe), aby jeepem, na nogach, na grzbiecie słonia lub łodzią dotrzeć do górskich wiosek i zobaczyć jak tam ludzie żyją. Plemienne kobiety widząc turystów biegną zakładać tradycyjne stroje, otwierają kramy z pamiątkami, wszystko w celach zarobkowych oczywiście. O jakimś dyskretnym podglądaniu życia codziennego wioski, pobawieniu się z dziećmi, czy pstryknięciu zdjęcia z ukrycia raczej nie ma mowy.  Turysta został tu przywieziony po to, żeby pooglądał, zrobił zdjęcia i zapłacił. Wszystko jest wyreżyserowane i ustalone.

sobota, 6 maja 2017

Z wizytą u Lucyfera, czyli Black House w Chiang Rai

Chiang Rai znane jest z Białej Świątyni, która niewątpliwie jest perełką tego regionu.  Jednak będąc tutaj, dla kontrastu, warto zobaczyć też Czarną Świątynie, mniej znaną ale jakże zadziwiającą.
Pewno byśmy do niej nie trafili, gdybym nie Asia, to właśnie z jej bloga dowiedzieliśmy się o Czarnej Świątyni oraz o innych ciekawostkach wartych zobaczenia wokół Chiang Rai.
Nasza podróż przebiegała trochę śladami wyprawy Asi i Garyego, których przy okazji pozdrawiamy ;-)
Czarna Świątynia (Baan Dam) była jednym z większych zaskoczeń naszej wycieczki, aż takich wrażeń się nie spodziewaliśmy ;)

poniedziałek, 1 maja 2017

BIAŁA ŚWIĄTYNIA W CHIANG RAI po raz drugi.

Pierwszy raz zwiedzaliśmy Białą Świątynię w 2010 r. i już wtedy wiedziałam, że muszę tu kiedyś wrócić.
Naczytałam się jakiś czas temu jak to świątynia się rozwija i powiększa, przyszedł więc czas, żeby sprawdzić jak bardzo zmieniła się przez te 7 lat. Co prawda z naszego Roi et to prawie 900 km więc zaplanowaliśmy wielką samochodową wyprawę na północ - połączenie wspomnień z poznawaniem i odkrywaniem nowych miejsc.
Jedną z atrakcji, którą z przyjemnością zobaczyliśmy po raz kolejny była właśnie BIAŁA ŚWIĄTYNIA Wat Rong Khun w Chiang Rai - prawdziwe cacuszko, które naprawdę zachwyca. Warto przyjechać tutaj chociażby tylko dla tej atrakcji.
Biel jest nietypowa dla tajskich świątyń, przeważnie 'kapią' one złotem i czerwienią. Biała świątynia jest nie tylko biała, ale też srebrna i pokryta szkiełkami, które odbijają słońce, to wszystko powoduje, że całość błyszczy 'niebiańsko'. Daje to niesamowite wrażenie, wręcz bajkowe.