Historia mojego odchudzania rozpoczęła się 3 lata temu kiedy to wyjechaliśmy z Polski, ważyłem wtedy 123 kg, czyli mogę powiedzieć osiągnąłem wielki sukces! Schudłem około 40 kg!
Najbardziej
intensywnym etapem mojej kuracji odchudzającej był czas pracy w nepalskim sierocińcu. Tylko dwa posiłki dziennie - dwa razy dziennie dahl bhat, czyli ryż
z soczewicą. Po dwóch tygodniach zacząłem się obawiać, że mam jakiegoś tasiemca
albo coś innego, co zżera mnie od środka. Ale nie, to była tylko “sieroca”
dieta. Po miesiącu katowania się tymi nepalskimi specjałami moja waga spadła do
93 kg.
5 kg w ciągu
miesiąca, to nie jest jakiś rekord świata, ale weźcie pod uwagę, że ja w ciągu
tego jednego roku zrzuciłem 30 kg! Z czasem waga spadała coraz wolniej.
Z Nepalu przedarliśmy
się do stolicy stanu Sikkim, Gangtoku. Tam przez około miesiąc mieszkaliśmy u
zaprzyjaźnionych Indusów. Tutaj moja dieta została zupełnie zmieniona.
Zaczęliśmy jeść znacznie częściej mięso (bo nasi znajomi innych potraw nie
uznają), zaczęliśmy też sami gotować, na zasadzie: raz oni gotują, raz my. Tam
też doświadczyłem zgubnych skutków jedzenia wieczorem. Oni mają taki strasznie
głupi nawyk jedzenia o 22-giej lub nawet 23-ciej, po czym idą prosto spać. A co
gorsza, potrawy gotowane w górskim Sikkim, bo to przecież Himalaje, są bardzo
tłuste.
No i pierwszy raz w
tej podróży waga nie spadła, a skoczyła do góry na 95 kg. Niby nie dramat, jak
się schudło już 27 kg, ale sygnał był niepokojący.
Wskazówka 10. Nie
jemy po 19tej.
Dla twardzieli, to
może być nawet 18.00, ale jeżeli się chodzi późno spać może być trudno to wytrzymać. Ale jedzenie po 20.00 to już jest prawdziwy grzech, nie czarujmy się to
wyznać.
Po 6-cio miesięcznym
pobycie w Indiach, gdzie waga konsekwentnie spadała, pomimo jedzenia
shootingowego (czyli na planie filmowym), którym się od czasu do czasu wspomagaliśmy doszedłem do 83,5 kg.
Mam to nawet uwiecznione na kartoniku, jaki drukowany jest przez wagi ustawione
na wszystkich peronach indyjskich kolei.
Potem, ze względu na przepisy wizowe na dwa miesiące musieliśmy opuścić Indie, pojechaliśmy znów do Nepalu z zamiarem pomagania sierotom, ale okazało się, że jedyna pomoc jakie sierotki potrzebują, to szeleszcząca kasa, którą niestety nie dysponowaliśmy w nadmiarze. Chcąc, nie chcąc odbyliśmy dwa miesiące wczasów
odchudzających w Himalajach nepalskich, które przebiegły jak z bicza strzelił i znów
byliśmy w Indiach.
I tu mój organizm zaczął odmawiać posłuszeństwa wycieńczony
tą katorgą. Najpierw dopadło mnie rozwolnienie, które (z przerwami) trwało ponad 2
tygodnie, a potem zapalenie “wszystkiego”. Lekarz powiedział, że to zapalenie
stawów i mięśni, ale ja czułem, że boli mnie dosłownie wszystko. Bolało kiedy
leżałem, kiedy siedziałem i stałem, ale zmiana pozycji bolała najbardziej.
Wtedy to sięgnąłem niepowtarzalny rekord 79 kg, okupionego jednak strasznym
cierpieniem. Nie wiem, na ile ta choroba była wynikiem odchudzania, ale z całą
pewnością mój wycieńczony organizm był bardzo podatny na
choroby. Dlatego
Wskazówka 11. Nie
przesadzajcie z tym odchudzaniem, trzeba zachować umiar i zdrowy rozsądek.
Zdrowy rozsądek jest
konieczny przy odchudzaniu, ale przydaje się też w czasie, kiedy uznamy, że
osiągnęliśmy naszą wymarzoną wagę. Bo wtedy pojawia się inny problem. Wydaje nam
się, że jesteśmy już slim, fit i tacy już zostaniemy. Niestety, nic w życiu
nie jest dane na zawsze.
Dworcowa waga - teraz już martwa |
Kiedy osiedliliśmy
się w Mumbaju na stałe, zacząłem łamać chyba wszystkie zasady o jakich
wcześniej pisałem. Ponieważ sami gotowaliśmy, to znacznie zwiększyły się moje
porcje, dostęp do lodówki spowodował, że często podżerałem między posiłkami,
jedzenie shootingowe zwykle było “non-veg”, a i sami czasem gotowaliśmy mięsne
potrawy. Spotkania z miejscowymi znajomymi a także podróżnikami, którzy pisali
do nas przez tego bloga zachwiało też żelazna zasadą nie jedzenia “po zmroku”
(tu słońce zachodzi mniej więcej o 7-mej, bez względu na porę roku), jak tu nie jeść w czasie imprezy.
Kilka dni temu Rajska
powiedziała, że już nie jestem taki piękny, i że znów trzeba by mnie odchudzić.
Zacząłem się zastanawiać, ile ja teraz właściwie ważę. I tu zaczął się problem,
bo firma, która serwisowała wagi w całych Indiach zbankrutowała i wagi
przestały działać. Kiedyś świeciły, mrugały a czasem nawet grały i bileciki z wróżbami wyskakiwały. Mam ich całą kolekcję. A teraz stoją takie metalowe, nieme,
puste potworki. Kiedyś tak przydatne, a teraz martwe. Ale z pomocą przeszedł
jakiś dziadeczek, wystawiający wagę łazienkową na ulicy, na której za 2 Rs można
sprawdzić ile się przytyło.
Dzisiaj, 29 stycznia
2013 roku ważę 90kg, 11 kg więcej od rekordu. Postanowiłem więc wrócić do
odchudzania. Moim celem jest 85 kg. O mojej walce będę pisał, liczę też na
wasze wsparcie z daleka i bliska....
Moje wsparce masz, bo wiem i znam ten zapach topniejącego i wzrastającego tłuszczu. Powodzenia..:) Ja właśnie zabieram się za tarcie marchewki na surówkę..:)
OdpowiedzUsuńSerdeczne dzięki za wsparcie, będę informował o wynikach.....
UsuńTeż cię mocno wspieram, my z Julą ganiamy na siłownię 3 x tyg, dietujemy i do wakacji będzie fit ;)
OdpowiedzUsuńWow, 3 x w tygodniu.... Ale będziesz szprycha!!!!! ;-)
UsuńJa tez trzymam kciuki. Powodzenia§!
OdpowiedzUsuńP.S Zastanawiajace jest to, ze firma obslugujaca wagi w calych Indiach mogla zbankrutowac. Dziwne.
Hmmm...., ja nie wiem, czy w całych Indiach, ja nie mogłem znaleźć żadnej sprawnej w Mumbaju
UsuńRównież trzymam kciuki :) w końcu najważniejsze jest zdrowie i dobre samopoczucie, powodzenia!
OdpowiedzUsuńSamopoczucie dobra to mam jak se dobrze pojem, a nie jak mi w brzuchu burczy ;-(
Usuńdasz rade Adam! trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńPowodzenia !!! :) Moze zmobilizuje to mojego meza i dolaczy do Ciebie, bo tez by mu sie przydalo zrzucic "ciezarny brzuszek". ;) Mnie sie udalo stracic 10kg BEZPOWROTNIE gdy przestalam jadac ryz...zwlaszcza o poznych porach. Trzymam kciuki i wierze, ze Ci sie uda osiagnac swoj cel. :) Aga
OdpowiedzUsuńO! Powiedz mu, żeby zaszedł do nas na badmintona, do dobrze robi na zrzucanie brzuszka.
UsuńA swoja droga, to mówisz, że to od tego ryżu się tak tyje??!!!
No patrz, zawsze się człowiek czegoś nauczy....
Nie mow, ze nie wiedziales, iz to bialy ryz jest tak bardzo tuczacy??? Wiele osob tez mi mowilo, ze zrzucily kilogramy po odstawieniu ryzu. :)
UsuńMezowi powiem o badmitonie. Zobaczymy co on na to. ;) Jeszcze raz powodzenia i wytrwalosci zycze. :) Aga
No nie wiedziałem, co więcej, ja właśnie na ryżu schudłem te 43 kg, a przytyłem odkąd zaczęliśmy jeść ziemniaki i makarony, ale faktycznie wezmę pod uwagę zmniejszenie racji ryżu, bo to w sumie sama skrobia, czyli ....cukier
Usuń1.oczywiscie cie wspieram adam ;)
OdpowiedzUsuń2.pokaz kiedys na spotkaniu zdjecie przed dieta, chetnie lookne ;-)
3.wiem, ze nie na temat, ale niech ewa zamiesci na blogu przepis na te cebulowe placuszki :-)))))) plssss!
1. Dzięki
Usuń2. W życiu nie pokażę, wszyscy co widzieli to ryli ze śmiechu.
3. Na temat tego onion badziewia Rajska będzie musiała posta napisać, bo to faktycznie jest super
Ja tez sie przylaczam do prosby o pokazanie zdjecia. :)
UsuńEytko, ja Ewe mailowo poprosilam o przepis na te placuszki....widze sie z nia codziennie i obiecala, ze mi powie jak sie je robi...ale jak do tej pory, to nawijamy bez przerwy o wszystkim tylko nie o placuszkach. Moze nadejdzie taki dzien, ze wreszcie uda nam sie ten przepis od Ewci wydobyc. :)
Adam, jak Ty mozesz mowic o tym rarytasie BADZIEWIE???! ;) Toz to niebo w gebie. :)
Aga
ona po prostu nie chce zdradzic sekretu ;-)
UsuńTaka to nie jestem .... i obiecuję, że jutro obwieszczę całemu światu moją kulinarną tajemnice placuszkową, czyli będzie post na ten temat... będzie też o tym dlaczego nasze placuszki to BADZIEWIE ha, ha, ha ;-)
OdpowiedzUsuńNo ja juz sie dowiedzialam czemu ten rarytas jest zwany BADZIEWIEM i zwracam honor Adamowi. :)Aga
Usuń