niedziela, 19 maja 2013

Mój pierwszy dzień w tajskiej szkole.



Nasz pierwszy dzień w tajskiej szkole rozciągnął się do jednego tygodnia, a złotą zasadą i mantrą na każdy dzień było – shanti, shanti, spokojnie, mamy czas i nigdzie się nie spieszymy...
Od początku nasz „boss” informował nas, że 14 maja jest rozpoczęcie roku szkolnego, a 16 zaczniemy uczyć. Potem pojawiły się pogłoski, że nauka zacznie się może 20-tego. Nie dotyczyło to tylko nas, ale wszystkich nauczycieli i uczniów.
Tak więc pierwszego dnia przyszliśmy rano i dowiedzieliśmy się, że najważniejszą częścią dnia jest podpisać listę obecności. Od tego zaczynaliśmy więc każdy nasz następny dzień.

Posiedzieliśmy trochę, pouśmiechali, pokłaniali, po jakiejś godzinie powiedziano nam, że możemy iść.
Podobnie wyglądały kolejne dni i tak mniej więcej dociągnęliśmy do końca tygodnia.
Cały czas krążyły, niczym nie potwierdzone pogłoski dotyczące tego kiedy będziemy  uczyć i które klasy?
Trzeciego dnia zawołano nas na spotkanie – pierwsza Rada Pedagogiczna. Jakieś 200, może 250 nauczycieli zebrało się w wielkiej sali. Przed wejściem miła niespodzianka, poczęstunek – kawa + przekąska (ryż w mleczku kokosowym nadziewany bananem, owinięty w liścia bananowca). Spotkanie trwało podobno kilka godzin, cały czas po tajsku, ale na szczęście, po przedstawieniu nas, dano nam znać, że możemy sobie już iść i zakończyć nasz dzień pracy.
Pracujemy w szkole drugiego stopnia – Matayom, można to porównać do naszego gimnazjum + liceum. Szkoła jest ogromna, to kompleks kilku budynków, uczniów jest około 4500. Na razie wszystko wygląda jakby dyrekcja nie radziła sobie z poukładaniem planu (?!). Oczywiście to nasze subiektywne odczucie, bo tutaj to normalne. Niby szkoła się zaczęła, ale po dwóch pierwszych dniach uczniowie przestali przychodzić do szkoły i odbywają się spotkania z dyrekcją. 
Pokoi nauczycielskich jest kilka. W naszym siedzą nauczyciele języków obcych: Wietnamczycy, Koreańczycy, Japonka, Tajowie uczący angielski (ale z reguły słabo mówiący po ang;-), Polacy (znaczy się my), Holender i Australijczyk.
Większość osób w naszym pokoju nauczycielskim to młode dziewczyny, trochę wystraszone, nie za bardzo mówiące po ang, ale za to zawsze uśmiechnięte.
Na razie jest miło i przyjemnie. Czekamy na zderzenie z tajskimi uczniami. Nasłuchaliśmy się tyle opowieści o nich, że czas sprawdzić wszystko w praktyce.

4 komentarze:

  1. juz myslalam, ze przeczytam post o Rajskim jako nauczycielu (czego caly czas wyobrazic sobie nie moge), a tu jeszcze nawet praca tak na dobre sie nie rozpoczela.:-D

    btw, jestem troche confused.. oboje w koncu pracujecie w szkole??

    pozdr!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Edzia, zamówiłaś post o Rajskim jako NAUCZYCIELU! Tymczasem rajski odwiedza szkołę, pije kawę, jada lunch w szkolnej stołówce ale nie zaczął jeszcze uczyć. Jak tylko straci dziewictwo w tym zakresie, obiecuje, że się uzewnętrzni.
    Pozdrawiam Towarzystwo Czytelnicze Pod Wezwaniem Starego Mnicha ;-)
    Rajski

    OdpowiedzUsuń
  3. towarzystwo sie troche rozlecialo.. ;-)
    ale jeszcze wszystko przed nami :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie, może kiedyś zrobicie zbiorowy wypad do Tajlandii?

    OdpowiedzUsuń