piątek, 9 listopada 2012

W Mae Hong Son świątynia przegląda się w jeziorze.

Wat Chong Klang nocą.


W Mae Hong Son świątynia Wat Chong Klang przegląda się  w jeziorze. Brzmi poetycko? No i tak też wygląda. Biało złote chedi świecące odbitym blaskiem i niezwykłe zdobienia świątyni robią naprawdę duże wrażenie.
W nocy, oświetlona tak, że bije od niej blask, wygląda wręcz bajkowo. Nie wiem gdzie Rajska wyczytała o tym Mae Hong Son, bo jest to tajlandzki koniec świata, ale jak dla mnie, jest tu dużo ciekawiej niż w przereklamowanym Pai.  Jest spokojnie, nie ma tłumu turystów i jest ... tajsko. 


Wat Chong Klang
Właśnie, nie turystycznie, a tajsko. Jest market dla lokalsów, niemal nie odwiedzany przez białasów, a w „Wacie” uchwyciliśmy lokalne aktywistki przygotowujące pieniądze na patykach dla kolejnych wiernych. No i jest market dla turystów, na którym nie ma turystów, a od pobliskich świątyń tchnie autentyczna atmosfera spokoju i duchowości.
Wyjazd z Pai do Mae Hong Son zaczął się od falstartu. Najpierw czekaliśmy na spóźniony ponad godzinę lokany autobus, a jak już przyjechał, to okazał się być tak załadowany, że zdecydowaliśmy się przełożyć podróż na dzień następny i jechać nieco droższym minibusem, na który dało się kupić bilety w przedsprzedaży. Lokal bus 70B, mini van 150B.
Chedi - Wat Phrathat Doi Kong Mui.
W Mae Hong Son znaleźliśmy nocleg w skromnym gesthausie, ale położonym nad samym jeziorem. Nawet mieliśmy okno wychodzące na Wat Chong Klang.
Jako, że Mae Hong Son położone jest w dolinie, zewsząd  dookoła mamy góry. Na wzgórzu wyrastającym zaraz obok jeziora zbudowano Wat Phrathat Doi Kong Mui. W dzień z dołu nie widać wiele, ale w nocy pięknie oświetlony, intryguje i przyciąga wzrok. Idzie się do niego stromo pod górę, wijącą się ścieżką. Po drodze odsłaniał nam się powoli widok rozciągającego się w dole miasteczka.
Świątynie w Mae Hong Son są nieco inne od tych w południowej Tajlandii, to wpływy birmańskie, jako, że znajdujemy się dosłownie kilka kilometrów od granicy z Birmą.
Mieliśmy okazję nawet kupić birmańską whisky, dzięki poznanemu Tajlandczykowi, który zabrał nas na wycieczkę nad samą granicę. Przy okazji z daleka oglądaliśmy wioski „Long Neck Karens”, czyli jak to u nas mówią "kobiet żyraf".
W ramach zwiedzania okolicznych atrakcji wypożyczyliśmy „piździka” i wybraliśmy się na wycieczkę po okolicy. 
Po drodze oglądaliśmy piękny wodospad,  a potem dojechaliśmy do malowniczo położonej (znów nad jeziorkiem) China Village, czyli chińskiej wioski.Tu jak zwykle knajpki w chińskim stylu, lampiony, herbata i niestety duża ilość tajlandzkich turystów.

Widok na Mae Hong Son z góry Doi Kong Mui.
Czyż ta Pani nie jest urocza....?




  
 
China Village w okolicy Mae Hong Sot
Piknik w tajskim stylu



3 komentarze:

  1. takie miejsca najbardziej lubię w podrózy, niby nic a ma w sobie magię..Pozdrawiam..:)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest prawdziwa Tajlandia. Super widoki i fajny opis jak zwykle!

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie Kubusiowe małe "conieco", niby nic a jak cieszy ;-)

    OdpowiedzUsuń