Z okazji ropoczęcia roku szkolnego w Polsce dzisiaj trochę o szkole i o tym jak wygląda dzien chinskiego 5-latka.
W Tajlandii pracowaliśmy w wielkiej panstwowej szkole (nasze gimnazjum + liceum = 4500 uczniów), natomiast w Chinach jesteśmy w prywatnej małej szkółce popołudniowo weekendowej, nazywanej tutaj Training center, uczymy dzieci przedszkolne i wczesna podstawówka.
Takie szkoły jak nasza powstają w Chinach jak grzyby po deszczu, są to nie tylko zajęcia z języka angielskiego, ale też baletu, rysunku, plastyki, rzeźby, składania klocków lego, sportowe itd.
Świadczy to tylko o tym, że mnóstwo rodziców posyła dzieci na zajęcia popołudniowe oraz weekendowe, i to nie tylko na jedną lekcje dziennie, ale np. 2 lub 3.
Dzien 5 latka zaczyna się apelem w przedszkolu, na którym wysłucha hymnu i jakiejś tam pogadanki. W przedszkolu spędza prawie cały dzien od 7-8 rano do 17stej, kiedy to otwiera się brama i rozpoczyna wydawanie dzieci. Rodzice lub dziadkowie za bramą grzecznie czekają w kolejce. O 18-stej maluch ma już lekcje w szkole popołudniowej, często do nas przychodzi zaraz po przedszkolu i czeka. Po angielskim jeszcze ma jakieś inne zajęcia i dopiero potem jedzie do domu. Potem nadchodzi czas na odrabianie pracy domowej.
System w naszej szkole polega na tym, że po lekcji nagrywamy krótki filmik z informacją dla rodzica czego się dzisiaj dziecko nauczyło i co ma zrobić w domu. Potem dostajemy filmiki od naszych uczniów z pracą domową i odsyłamy komentarze. To oznacza sporo pracy dla nas, ale działa idealnie i widać szybkie postępy w nauce. Jeżeli rodzic w domu nie pracuje z dzieckiem to właściwie nie nadaje się do naszej szkoły, bo nie spełnia wymagan.
Według regulaminu filmiki mogą być wysyłane do 23 w nocy, co dla mnie jest stanowczo za późno, nie chce mi się o tej godzinie odpowiadać. Nie wyobrażam sobie też, że takie 4-5 letnie dziecko zamiast iść spać 'po dobranocce' uczy się angielskiego do późna w nocy. Okazuje się jednak, że najwięcej filmików dostajemy między 22 - 23.
Czasami rodzice się tłumaczą, że wracają późno do domu i dopiero wtedy mogą pracować z dzieckiem.
Przedszkolak na szczęście nie odrabia prac domowych codziennie, ale jak pójdzie do szkoły w wieku 6 lat to się zaczyna poważny kierat.
W Chinach, podobnie jak w Singapurze, Tajwanie, Korei panuje szkolny wyścig szczurów, nacisk na uczenie jest ogromny. Egzaminy to czas kiedy rodzice biorą wolne, żeby dopilnować dziecko, które ma się uczyć od rana to nocy. Ciagłe porównywanie, ile punktów, jaka ocena, masz być lepszy, ucz sie więcej, presja, presja, presja.
Nic dziwnego, że z takim podejściem do edukacji, Chiny opanowują świat.
Porównując moich tajskich i chinskich uczniów mogę stwierdzić, że 5-6 latki w Chinach pracują więcej niż niejeden 17-sto latek w Tajlandii.
Motto w tajskiej szkole, które przekazał nam na pierwszym spotkaniu nasz szef brzmiało 'Make them happy!' , czyli na lekcji mają być gry i zabawy i bron boże żadnych prac domowych, z resztą i tak by ich nie robili, a konsekwencji nie ma.
Ogólnie sytem edukacyjny w Indiach, Tajlandii czy Chinach jest podobny i przypomina nasz dotychczasowy z gimnazjum.
Chinski 6 latek idzie do szkoły podstawowej na 5 lat, potem 3 lata Medium school (odpowiednik naszego gimazjum), dalej 4 lata High School (nasze liceum). Razem 12 lat, tak jak u nas.
Jeżeli chce kontynuować naukę może iść na studia i po 4 latach ma licencjat, a po 4-5 latach dalszej edukacji magistra.
Każdy etap jest płatny, i to nas zdziwio, w kraju komunistycznym za szkołę się płaci. Tansze są szkołu publiczne, droższe szkoły prywatne (które mają wyższy poziom, więc jak kogoś stać to woli tam wysłać dziecko)
W klasie może być 50 uczniów, nawet w szkołach prywatnych.
Po szkole średniej i wyższej (gimnazjum i liceum) są bardzo ważne egzaminy, które decydują o tym gdzie możesz się uczyć dalej.
Na moje pytanie "A co jeśli ktoś nie chce iść na studia, jakie ma możliwości", nasza chinska koleżanka odpowiedziała "You MUST want" - 'Musisz chcieć'
To najlepsze podsumowanie chinskiej edukacji ;-)
W Tajlandii pracowaliśmy w wielkiej panstwowej szkole (nasze gimnazjum + liceum = 4500 uczniów), natomiast w Chinach jesteśmy w prywatnej małej szkółce popołudniowo weekendowej, nazywanej tutaj Training center, uczymy dzieci przedszkolne i wczesna podstawówka.
Takie szkoły jak nasza powstają w Chinach jak grzyby po deszczu, są to nie tylko zajęcia z języka angielskiego, ale też baletu, rysunku, plastyki, rzeźby, składania klocków lego, sportowe itd.
Świadczy to tylko o tym, że mnóstwo rodziców posyła dzieci na zajęcia popołudniowe oraz weekendowe, i to nie tylko na jedną lekcje dziennie, ale np. 2 lub 3.
Dzien 5 latka zaczyna się apelem w przedszkolu, na którym wysłucha hymnu i jakiejś tam pogadanki. W przedszkolu spędza prawie cały dzien od 7-8 rano do 17stej, kiedy to otwiera się brama i rozpoczyna wydawanie dzieci. Rodzice lub dziadkowie za bramą grzecznie czekają w kolejce. O 18-stej maluch ma już lekcje w szkole popołudniowej, często do nas przychodzi zaraz po przedszkolu i czeka. Po angielskim jeszcze ma jakieś inne zajęcia i dopiero potem jedzie do domu. Potem nadchodzi czas na odrabianie pracy domowej.
System w naszej szkole polega na tym, że po lekcji nagrywamy krótki filmik z informacją dla rodzica czego się dzisiaj dziecko nauczyło i co ma zrobić w domu. Potem dostajemy filmiki od naszych uczniów z pracą domową i odsyłamy komentarze. To oznacza sporo pracy dla nas, ale działa idealnie i widać szybkie postępy w nauce. Jeżeli rodzic w domu nie pracuje z dzieckiem to właściwie nie nadaje się do naszej szkoły, bo nie spełnia wymagan.
Według regulaminu filmiki mogą być wysyłane do 23 w nocy, co dla mnie jest stanowczo za późno, nie chce mi się o tej godzinie odpowiadać. Nie wyobrażam sobie też, że takie 4-5 letnie dziecko zamiast iść spać 'po dobranocce' uczy się angielskiego do późna w nocy. Okazuje się jednak, że najwięcej filmików dostajemy między 22 - 23.
Czasami rodzice się tłumaczą, że wracają późno do domu i dopiero wtedy mogą pracować z dzieckiem.
Przedszkolak na szczęście nie odrabia prac domowych codziennie, ale jak pójdzie do szkoły w wieku 6 lat to się zaczyna poważny kierat.
W Chinach, podobnie jak w Singapurze, Tajwanie, Korei panuje szkolny wyścig szczurów, nacisk na uczenie jest ogromny. Egzaminy to czas kiedy rodzice biorą wolne, żeby dopilnować dziecko, które ma się uczyć od rana to nocy. Ciagłe porównywanie, ile punktów, jaka ocena, masz być lepszy, ucz sie więcej, presja, presja, presja.
Nic dziwnego, że z takim podejściem do edukacji, Chiny opanowują świat.
Porównując moich tajskich i chinskich uczniów mogę stwierdzić, że 5-6 latki w Chinach pracują więcej niż niejeden 17-sto latek w Tajlandii.
Motto w tajskiej szkole, które przekazał nam na pierwszym spotkaniu nasz szef brzmiało 'Make them happy!' , czyli na lekcji mają być gry i zabawy i bron boże żadnych prac domowych, z resztą i tak by ich nie robili, a konsekwencji nie ma.
Ogólnie sytem edukacyjny w Indiach, Tajlandii czy Chinach jest podobny i przypomina nasz dotychczasowy z gimnazjum.
Chinski 6 latek idzie do szkoły podstawowej na 5 lat, potem 3 lata Medium school (odpowiednik naszego gimazjum), dalej 4 lata High School (nasze liceum). Razem 12 lat, tak jak u nas.
Jeżeli chce kontynuować naukę może iść na studia i po 4 latach ma licencjat, a po 4-5 latach dalszej edukacji magistra.
Każdy etap jest płatny, i to nas zdziwio, w kraju komunistycznym za szkołę się płaci. Tansze są szkołu publiczne, droższe szkoły prywatne (które mają wyższy poziom, więc jak kogoś stać to woli tam wysłać dziecko)
W klasie może być 50 uczniów, nawet w szkołach prywatnych.
Po szkole średniej i wyższej (gimnazjum i liceum) są bardzo ważne egzaminy, które decydują o tym gdzie możesz się uczyć dalej.
Na moje pytanie "A co jeśli ktoś nie chce iść na studia, jakie ma możliwości", nasza chinska koleżanka odpowiedziała "You MUST want" - 'Musisz chcieć'
To najlepsze podsumowanie chinskiej edukacji ;-)
Super przygoda na pewno! Pozdrawiam .
OdpowiedzUsuń