wtorek, 18 sierpnia 2015

Tajlandia na drugi dzień po ataku terrorystycznym

„Nasza Tajlandia” wyglądała jakby nic się nie wydarzyło, może w Bangkoku jest inaczej ale u nas nawet echa nie było po wczorajszych strasznych doniesieniach. Zdjęcia w poście zupełnie nie pasują do informacji jakie obiegają świat, ale taki mieliśmy dzisiaj dzień. 
Zdziwiło nas, że najbardziej przeżywają wszystko farangi, komentują między sobą wydarzenia, wyrażają żal. Tajowie milczą, nawet w telewizji mówi się i pokazuje niewiele. Początkowo pojawiły się plotki, że szkoły będą dzisiaj zamknięte, ale dotyczyło to tylko Bangkoku. U nas w szkole nawet zaplanowane na dzisiaj imprezy odbyły się normalnie. Jak widać na zdjęciach uczniowie dobrze się bawili. 

Złożenie darów za pomyślność imprezy.
Myśleliśmy, że przynajmniej jakaś żałoba narodowa będzie, ale nic takiego się nie wydarzyło.
Tak dużego ataku terrorystycznego w Tajlandii jeszcze nie było, zdarzały się co prawda już wcześniej ale na mniejszą skalę. Dotychczasowe wybuchy bombowe związane były z konfliktem w czterech południowych prowincjach Tajlandii (Yala, Pattani, Narathiwat, Songkhla), które zostały przyłączone do Tajlandii na początku XX wieku. W tej części od wielu lat toczy się spór między ludnością muzułmańską (80 % populacji) a buddyjską mniejszością. Ludność mieszkająca tam czuje się bardziej związana z muzułmańską Malezją niż buddyjską Tajlandią i chce odłączenia od Tajlandii.
Do tej pory celem występujących tam, z dużą częstotliwością, zamachów terrorystycznych była miejscowa ludność np. stacjonujące jednostki wojskowe, policyjne, szkoły, restauracje.  Chodziło zawsze o pokazanie siły lub zastraszenie. Islamscy separatyści nie przeprowadzali dotąd ataków poza swoim terenem.
Np. w październiku 2013 w mieście Yala doszło do ataku bombowego w wyniku, którego życie straciło trzech żołnierzy.
Natomiast w kwietniu 2015 miał miejsce zamach bombowy na popularnej wśród turystów wyspie Ko Samui w południowej Tajlandii. Na parkingu centrum handlowego eksplodował samochód pułapka. Zostało wtedy rannych siedem osób. Miejscowe władze nie wykluczały, że ładunek wybuchowy został dostarczony na wyspę z którejś z południowych prowincji, gdzie aktywni są islamscy bojownicy. Była to nietypowa sytuacja, ponieważ do tej pory miejsca turystyczne nie były celem zamachów.
Tym razem, po wybuchach w Bangkoku, również pierwsze podejrzenia padły na islamistów z południa, chociaż doniesiono również, że bomba, która wybuchła w stolicy nie pasowała do 'południowego' sposobu walki.
Pojawiły się też spekulacje, że to efekt rozgrywek politycznych skierowany przeciwko obecnie panującej juncie wojskowej, która demokracje odłożyła na odległe ‘potem’.  Mówi się, że może to działania partii czerwonych popierających byłego premiera Thaksina Shinawatra, przebywającego w tej chwili na wygnaniu? A może wręcz przeciwnie, próba wrobienia 'czerwonych'?
Doniesienia podają też:
„W ostatnich miesiącach w kraju narastało napięcie spowodowane zapowiedzią junty, że być może nie rozpisze wyborów parlamentarnych przed 2017 r. oraz że zamierza wprowadzić do konstytucji zapis pozwalający jej na zastąpienie demokratycznie wybranego gabinetu przez "nadzwyczajne rządy".

A co się stało naprawdę? Czy kiedyś się dowiemy? Myślę, że jak zawsze dowiemy się tyle ile będą chcieli nam powiedzieć. I uwierzymy w to, w co będą chcieli, żebyśmy uwierzyli.

A w szkole się bawiliśmy .... Ależ nam się to dzisiaj kłóciło z naszymi nastrojami ...

Dary złożone, pokłony oddane można zaczynać imprezę...





2 komentarze:

  1. Może sposób w jaki media mówią o zamachach, tonując nieco przekaz wpływa na fakt, iż do Tajów nie dociera dramatyzm całej tej sytuacji? A może to co bezpośrednio nie wpływa na życie tych ludzi mniej ich interesuje?
    Farangom trudno się dziwić. Niestabilna sytuacja polityczna może im nagle mocno skomplikować życie, np. poprzez kolejne zaostrzenie prawa imigracyjnego czy możliwości podjęcia pracy. Czort go wie co tam wojskowym wpadnie nagle do głowy...?
    W każdym razie dzięki za ciekawy wpis, pokazujący jak ta cała sytuacja wygląda od tajskiej strony.
    Nieustająco trzymam kciuki by wrócił spokój, bo mam wrażenie, że tu w Polsce to albo ktoś właśnie wrócił albo planuje Tajlandię! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Media nas chyba przyzwyczaiły do tego, że na świecie ciągle dzieją się jakieś straszne rzeczy i jeżeli to gdzieś daleko i nas nie dotyczy to właściwie nas nie przejmuje. W Tajlandii do tego dochodzi jeszcze cecha typu 'nie rozmawiajmy o problemach', po co o tym mówić, jak się nie mówi to tak jakby tego nie było. Tutaj do perfekcji dopracowano zasadę udawania, że wszystko jest dobrze. Takie podejście oczywiście nas farangów dziwi.

    OdpowiedzUsuń