niedziela, 7 września 2014

WITAJ SZKOŁO, czyli jak wygląda system edukacyjny w Tajlandii.

Dwa lata temu ‘z okazji’ 1 września opisywałam system edykacyjny w Indiach, tym razem napisze jak to wygląda w Tajlandii. Cechą wspólną kształcenia w Polsce,  Indiach czy Tajlandii jest to, że osiągnięcie czegoś w rodzaju naszej matury czyli high school graduate trwa 12 lat. Jest to różnie podzielone, zaczyna się w różnym wieku ale trwa tyle samo.
W Tajlandii rok szkolny zaczyna się i kończy mniej więcej w tym samym czasie w całym kraju. Mniej więcej tzn. nie ma jednego ‘1 września’ w całej Tajlandii. Zawsze jest to około 15 maja, ale w jednej szkole może być  12 w innej 16, decyduje dyrektor szkoły.  Podobnie jest z  zakończeniem szkoły, o wszystkim decyduje dyrektor, poza tym nie ma jednego dnia, który finalnie kończy rok szkolny.
 W Tajlandii istnieje obowiązek szkolny i rzeczywiście 100% dzieci chodzi do szkoły. W takich Indiach TEORETYCZNIE też wszystkie dzieci powinny zgodnie z prawem chodzić  do szkoły, ale to tylko teoria.


W  wieku  3-4 lat dzieci mogą rozpocząć  naukę w przedszkolu czyli Anuban natomiast  w wieku  6 lat rozpoczyna się obowiązek szkolny czyli zaczyna się szkoła z mundurkami. Najpierw jest 6 lat w szkole podstawowej czyli Pratom. Potem uczniowie przechodzą do tzw. szkoły 2 stopnia - Matayom, która trwa kolejne 6 lat. Jest to jakby połączenie naszego gimnazjum z liceum. W takiej właśnie szkole my uczymy.

Jak już pisaliśmy wiele razy szkoły publiczne niestety prezentują bardzo niski poziom, przechodzenie z klasy do klasy jest formalnością, każdy musi zdać. Egzaminy jakie się odbywają na zakończenie roku szkolnego teoretycznie mają o tym zadecydować, ale to tylko teoria.  Jak ktoś  nie zdał to i tak mu się zalicza. Egzaminy prowadzi się tak, żeby wszyscy mogli ściągać co ułatwi zaliczenie więc problem z głowy. Słaby uczeń  to problem nauczyciela, do tego stopnia, że słyszeliśmy o przypadku nauczyciela zawieszonego z powodu tego, że za dużo osób u niego nie zdawało.  

Łatwiej zwolnić nauczyciela niż kazać się uczniom uczyć. Błędne koło, które doprowadza do tego, że uczniowie nie mają żadnej motywacji do nauki, a wymagających nauczycieli się zwalnia.
Szkoły publiczne są odpłatne, ale są  to raczej symboliczne kwoty porównywalne z naszym ‘Komitetem Rodzicielskim’.  Za to uczniowie dostają za darmo komplety podręczników, mundurki, plecaki czy kurtki. W szkołach publicznych istnieją  też specjalne programy dla dzieci zdolniejszych, za które rodzic płaci więcej. Są też tzw. Programy Angielskiego (EP), za które płaci się dość dużo. Te programy to już kosmiczna parodia. Założenie jest takie, że wszystkie przedmioty wykładane są  w języku angielskim,  a nauczycielami są angielskojęzyczni obcokrajowcy. Wyobraźcie sobie teraz jak taki np. Anglik ma uczyć matematyki czy chemii uczniów, którzy prawie w ogóle nie znają angielskiego? No więc parodia trwa, rodzice płacą, nauczyciele udają, że uczą, uczniowie niewiele robią a i  tak zaliczają, ale programy istnieją i szkoły są z nich dumne.

Sytuacja w Tajlandii jest zadziwiająco tragiczna porównując inne kraje w tej części Azji, takie jak Chiny, Tajwan, Korea, Singapur czy chociażby Indie gdzie w szkołach trwa wyścig szczurów. Nauka i bycie dobrym jest tak ważne, że dochodzi do absurdów w drugą stronę. Uczeń musi się uczyć non stop, a rodzic jest od tego, żeby go pilnować czy siedzi nad książkami.  Jeden Koreańczyk opowiadał nam jak to jego mama budziła go codziennie o 5 rano, żeby się uczył.

W Tajlandii istnieją też szkoły niepubliczne np. międzynarodowe są one co prawda tylko w dużych miastach i jest ich proporcjonalnie mało. W tych szkołach poziom nauczania i wymagania są większe. Ale opłaty za taką szkołę są ogromne, stać na nie tylko bardzo bogatych rodziców, często nie Tajów (np. bardzo dużo Chińczyków posyła tam swoje dzieci).  Tak więc bogaci kształcą swoje dzieci w lepszych szkołach, dzięki czemu mają szanse w przyszłości być bogaci.  A biedni posyłają dzieci do publicznych szkół, w których najprawdopodobniej niewiele się nauczą, więc zapewne nie pójdą na studia, czyli ich szanse znalezienia dobrze płatnej pracy są mniejsze.

1 komentarz: