Dwa lata temu ‘z okazji’ 1 września opisywałam system edykacyjny w Indiach, tym razem napisze jak to wygląda w Tajlandii. Cechą
wspólną kształcenia w Polsce, Indiach czy Tajlandii jest to, że osiągnięcie czegoś w rodzaju naszej matury czyli high
school graduate trwa 12 lat. Jest to różnie podzielone, zaczyna
się w różnym wieku ale trwa tyle samo.
W wieku 3-4 lat dzieci mogą rozpocząć naukę w przedszkolu czyli Anuban natomiast w wieku 6 lat rozpoczyna się obowiązek szkolny czyli zaczyna się szkoła z mundurkami. Najpierw jest 6 lat w szkole podstawowej czyli Pratom. Potem uczniowie przechodzą do tzw. szkoły 2 stopnia - Matayom, która trwa kolejne 6 lat. Jest to jakby połączenie naszego gimnazjum z liceum. W takiej właśnie szkole my uczymy.
W Tajlandii rok szkolny zaczyna się i kończy mniej więcej w
tym samym czasie w całym kraju. Mniej więcej tzn. nie ma jednego ‘1 września’ w
całej Tajlandii. Zawsze jest to około 15 maja, ale w jednej szkole może być 12 w innej 16, decyduje dyrektor szkoły. Podobnie jest z zakończeniem szkoły, o wszystkim decyduje
dyrektor, poza tym nie ma jednego dnia, który finalnie kończy rok szkolny.
W Tajlandii istnieje
obowiązek szkolny i rzeczywiście 100% dzieci chodzi do szkoły. W takich Indiach
TEORETYCZNIE też wszystkie dzieci powinny zgodnie z prawem chodzić do szkoły, ale to tylko teoria.
W wieku 3-4 lat dzieci mogą rozpocząć naukę w przedszkolu czyli Anuban natomiast w wieku 6 lat rozpoczyna się obowiązek szkolny czyli zaczyna się szkoła z mundurkami. Najpierw jest 6 lat w szkole podstawowej czyli Pratom. Potem uczniowie przechodzą do tzw. szkoły 2 stopnia - Matayom, która trwa kolejne 6 lat. Jest to jakby połączenie naszego gimnazjum z liceum. W takiej właśnie szkole my uczymy.
Jak już pisaliśmy wiele razy szkoły publiczne niestety
prezentują bardzo niski poziom, przechodzenie z klasy do klasy jest
formalnością, każdy musi zdać. Egzaminy jakie się odbywają na zakończenie roku
szkolnego teoretycznie mają o tym zadecydować, ale to tylko teoria. Jak ktoś nie zdał to i tak mu się zalicza. Egzaminy
prowadzi się tak, żeby wszyscy mogli ściągać co ułatwi zaliczenie więc problem
z głowy. Słaby uczeń to problem nauczyciela,
do tego stopnia, że słyszeliśmy o przypadku nauczyciela zawieszonego z powodu
tego, że za dużo osób u niego nie zdawało.
Łatwiej zwolnić nauczyciela niż kazać się uczniom uczyć. Błędne koło, które doprowadza do tego, że uczniowie nie mają żadnej motywacji do nauki, a wymagających nauczycieli się zwalnia.
Łatwiej zwolnić nauczyciela niż kazać się uczniom uczyć. Błędne koło, które doprowadza do tego, że uczniowie nie mają żadnej motywacji do nauki, a wymagających nauczycieli się zwalnia.
Szkoły publiczne są odpłatne, ale są to raczej symboliczne kwoty porównywalne z
naszym ‘Komitetem Rodzicielskim’. Za to
uczniowie dostają za darmo komplety podręczników, mundurki, plecaki czy kurtki.
W szkołach publicznych istnieją też
specjalne programy dla dzieci zdolniejszych, za które rodzic płaci więcej. Są
też tzw. Programy Angielskiego (EP), za które płaci się dość dużo. Te programy
to już kosmiczna parodia. Założenie jest takie, że wszystkie przedmioty
wykładane są w języku angielskim, a nauczycielami są angielskojęzyczni
obcokrajowcy. Wyobraźcie sobie teraz jak
taki np. Anglik ma uczyć matematyki czy chemii uczniów, którzy prawie w ogóle
nie znają angielskiego? No więc parodia trwa, rodzice płacą, nauczyciele udają,
że uczą, uczniowie niewiele robią a i tak
zaliczają, ale programy istnieją i szkoły są z nich dumne.
Sytuacja w Tajlandii jest zadziwiająco tragiczna porównując
inne kraje w tej części Azji, takie jak Chiny, Tajwan, Korea, Singapur czy
chociażby Indie gdzie w szkołach trwa wyścig szczurów. Nauka i bycie dobrym
jest tak ważne, że dochodzi do absurdów w drugą stronę. Uczeń musi się uczyć non
stop, a rodzic jest od tego, żeby go pilnować czy siedzi nad książkami. Jeden Koreańczyk opowiadał nam jak to jego
mama budziła go codziennie o 5 rano, żeby się uczył.
W Tajlandii istnieją też szkoły niepubliczne np. międzynarodowe
są one co prawda tylko w dużych miastach i jest ich proporcjonalnie mało. W
tych szkołach poziom nauczania i wymagania są większe. Ale opłaty za taką
szkołę są ogromne, stać na nie tylko bardzo bogatych rodziców, często nie Tajów
(np. bardzo dużo Chińczyków posyła tam swoje dzieci). Tak więc bogaci kształcą swoje dzieci w
lepszych szkołach, dzięki czemu mają szanse w przyszłości być bogaci. A biedni posyłają dzieci do publicznych
szkół, w których najprawdopodobniej niewiele się nauczą, więc zapewne nie pójdą
na studia, czyli ich szanse znalezienia dobrze płatnej pracy są mniejsze.
Ehhh, straszne to :/
OdpowiedzUsuń