czwartek, 16 lutego 2012

Wyspa Palawan - El Nido


Jesteśmy na wyspie Palawan, w najbardziej znanym i turystycznym miejscu El Nido
Poszukiwanie promu, czyli jak dotarliśmy do El Nido
Filipiny to ponad 7000 wysp. Logicznym wydawało się, że najprostszym i najtańszym sposobem poruszania się między nimi będzie statek, prom lub coś pływającego. Myśleliśmy, że takie podróżowanie będzie na poziomie ceny biletów autobusowych. Już w Manili przeżyliśmy rozczarowanie, kiedy na pytanie o prom z Manili na Busuangę odpowiedziano, że nie ma.

Później odwiedziliśmy jeszcze kilka agencji turystycznych, Adam wykonał kilka telefonów i okazało się, że samolot kosztuje 1645Php (+200 Php podatku, o czy dowiedzieliśmy się na lotnisku) a statek (nie prom) 2269 Php. Wybraliśmy oczywiście samolot, nie dość, że taniej, to jeszcze szybciej. 
Potem już na Busuandze dowiedzieliśmy się, że promy też pływają i są dużo tańsze (Manila - Busuanga 850-950 Php,  Busuanga - El Nido 1000 Php) ale ta informacja jest jakby zakamuflowana w agencjach turystycznych.

El Nido
Na pytanie o możliwość dostania się do El Nido uzyskaliśmy wszystkie informacje, z wyjątkiem tej o promie. Więc pytamy:
- A co z promem? Czytaliśmy, że raz w tygodniu płynie prom?
- Tak pływał, ale teraz jest cancelled, ale za to jest bangka (taki mały statek) 2200 Php only
Można oczywiście poruszać się samolotami, ale ... 
- denerwujące jest płacenie za każdym razem podatku za bycie podróżnikiem (to jedyny kraj, w którym spotkaliśmy się z takim podatkiem);
- nie zawsze da się przelecieć bezpośrednio z jednej wyspy na drugą, np. zawieszone zostały lotnicze połączenia między Busuangą a Palawanem, trzeba wrócić się do Manili;
- ceny biletów lotniczych z reguły są wyższe ;-)

Podróż
Na promie
Uzyskaliśmy informację, że nasz prom odpływa o północy a stawić się mamy ok. 23.00. Dotarliśmy na miejsce zgodnie z planem, ale odpłynęliśmy dopieroo 4.30. Po wejściu na prom okazało się, że jeden pokład to cargo, a drugi w całości zajęty jest przez piętrowe łóżka oblegane przez tłum Filipińczyków. Adam w pierwszym zdaniu stwierdził: "no to mamy podróżowanie jak w Ameryce Południowej,  w filmach Cejrowskiego".
Szukając wolnych łóżek, ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu, usłyszeliśmy.... "dzień dobry". Tak poznaliśmy Paulinę i Piotra, którzy już od kilku miesięcy podróżują po Azji. No więc najpierw prawie do rana wymienialiśmy doświadczenia a potem odsypialiśmy w dzień. W ten sposób podróż, chociaż długa (9 godzin), minęła nam bardzo szybko. W ciągu dnia okazało się, że w cenie biletu mamy jeszcze 2 posiłki, więc głodni też nie byliśmy.
Nad ranem zaskoczyły nas znane nam już piania kogucich chórzystów. Na pełnym morzu koguty? Okazało się, że podróżują z nami, jak zawsze przywiązane sznurkami za nogę. Z resztą nawet w samolocie na trasie Manila-Busuanga też słyszeliśmy koguta. Początkowo myśleliśmy, że mamy jakieś omamy, później na lotnisku wyszło na jaw, że leciał z nami w luku bagażowym.

Plaza w El Nido
Poszukiwanie noclegu
Do El Nido dotarliśmy w porze popołudniowej i rozpoczęła się najbardziej nielubiana przez nas część podróży, poszukiwanie rozsądnej cenowo kwatery. Tym razem działaliśmy w silnej, 4 osobowej grupie z Pauliną i Piotrem. Szybko okazało się, że samo El Nido jest zapchane turystami, w końcu to sezon i pojechaliśmy do innego, oddalonego o kilometr miasteczka.
Byliśmy już na Busuandze w mieście Coron, potem na wyspie Coron, teraz jesteśmy na Palawanie, dla odmiany w mieście Corong-Corong.
Podzieleni na zespoły męski i damski przeszukiwaliśmy wybrzeże, ale nie było łatwo. Ilość turystów przybywających tu, rośnie szybciej niż ilość miejsc noclegowych przeznaczonych dla nich. W końcu udało nam się znaleźć nocleg w przyzwoitej cenie 400-500 Php w Novie's Tourist Inn.

El Nido i okolice
El Nido, to niewielkie miasteczko zapchane turystami. Mnóstwo knajpek, agencji turystycznych i szwendających się turystów tworzy atmosferę charakterystyczną dla kurortów nadmorskich. Ale plaża .... taka sobie, piaszczysta, ale wąska i w dodatku zaśmiecona. Leżąc na plaży, za plecami będziecie mieli hotel na hotelu. W miejscu gdzie jesteśmy jest podobnie, chociaż zabudowa nie jest tak gęsta - resorty są bardziej oddalone od siebie. Corong-Corong to takie El Nido "B", które dopiero się rozwija. Plusem takich miejsc jest to, że są mniej zatłoczone. Ale najładniejsze plaże znaleźliśmy na peryferiach: niewiele ludzi, biały piasek,  przejrzyste morze i "Las Palmas" wokół nas.

Kokosowe przekąski
Z tymi palmami, to akurat trzeba uważać, bo co chwilę słychać głośne duuum! Właśnie kokos spadł na ziemię.To oczywiście zainspirowało Adama do poszukiwania kokosowej przekąski. Razem z Piotrem wyruszyli na łowy i wkrótce zajadaliśmy się świeżymi kokosami.
Metody otwierania kokosa:
·                     Przy braku odpowiedniego sprzętu, sprawdza się metoda - z całej siły o drzewo, tracimyco prawda przy tym mleczko kokosowe.
·                     Mając jakiś kozik stosujemy nacięcia, obcinamy czubek mięsistej części, robimy dziurkę w skorupie, wypijamy mleczko (pycha), a potem ....z całej siły o drzewo.
Metody spijania soku kokosowego:
·                     Kiedy mamy już dziurkę w kokosie, używamy odpowiedniego sprzętu, czyli słomki.
·                     Przy braku odpowiedniego sprzętu, otwieramy szeroko buzię, przechylamy kokos do "góry nogami", oblewamy sobie twarz kierując część strumienia do ust. Metoda bardziej widowiskowa, ale mniej skuteczna.         

Madu Limbu
Madu Limbu
Wracając z naszej odludnej plaży spotkaliśmy tubylca, przesympatycznego dziadka o imieniu Madu Limbu. Całą drogę zabawiał nas opowieściami o tym, gdzie kto mieszka, ile zapłacił za ziemię, za ile sprzedał lub chce sprzedać, a nawet w których ośrodkach możemy spotkać Polaków. Po raz kolejny zaskoczyło nas to, że nawet prości ludzie mówią po angielsku. Drugą ciekawostką jest to, że Filipińczycy znają Polskę ze względu na Papieża Jana Pawła II. To jedyny katolicki kraj w Azji i chyba wszyscy znają tu Papieża Polaka, a co niektórzy wspominają, jego odwiedziny. Nawet spotkaliśmy takich, którzy w tym roku wybierają się na pielgrzymkę do Polski, odwiedzić miejsca związane z Papieżem.


Filipińskie wesele
Niespodziewaną atrakcją, która miała miejsce dokładnie na przeciwko naszego resortu było przyjęcie weselne. Mieliśmy, dzięki temu, okazję podpatrzeć tradycje i zwyczaje oraz porównać z weselami hinduskimi, na których byliśmy ostatnio w Indiach. Ponieważ Filipiny, to kraj katolicki, wiele obrządków było podobnych do naszych. Przede wszystkim pani młoda ubrana była w białą suknię z welonem, pan młody też na biało. Wesele, które oglądaliśmy było bardzo skromne, widać, że to raczej ludzie mniej zamożni. Mieliśmy też okazję spróbować weselnego jedzenia, czyli ryż + wieprzowina w różnych smakach i odmianach. Po raz kolejny możemy potwierdzić, że wegetarianie odeszliby głodni od stołu.
Zarówno po weselu hinduskim jak i filipińskim możemy z całą pewnością stwierdzić, że nie ma to jak polskie wesele, a Polacy potrafią się bawić.
Tutaj sprawa wyglądała następująco. Po ceremonii w kościele, około 12.00 państwo młodzi i goście zawitali do przygotowanej i przystrojonej drewnianej wiaty, gdzie odbyło się przyjęcie. Ponieważ miejsc przy stołach było niewiele, więc ci co zjedli wstawali ustępując miejsca tym jeszcze głodnym. W między czasie miały miejsce 2 znane też u nas zwyczaje:
1.Zbieranie pieniędzy przez młodych, u nich metoda polegała na tym, że goście przyczepiali banknoty do ubrań tańczącej młodej pary. Potem to podliczyli i ogłaszali kto ile zebrał.
2.Rzucanie bukietem. Ponieważ były tylko 4 druhny zainteresowane łapaniem, wielkiej wojny nie było :-) 

Podczas całej uroczystości jakiś sprzęt grający nadawał muzykę, ale miejsca do tańczenia nie było. W pewnym momencie młodzi trochę nawet kiwali się na boki, ale czy to był taniec.....? Może jakiś filipiński? Około 14.00 goście zaczęli się rozchodzić i wesele się zakończyło. A ja tam byłam ani wódki, ani wina nie piłam, a to co widziałam to wam opowiedziałam:)


Atrakcje turystyczne
Lokalne atrakcje to wycieczki bangką po okolicznych wysepkach lub kajakiem po pobliskich zatoczkach. My tym razem wybraliśmy opcję drugą. Zarówno pierwsza jak i druga opcja pozwala "napatrzeć się" na piękne skaliste wybrzeże. Klifowe nagie skały o rozmaitych kształtach, morze wcinające się w skalisty brzeg, wydrążone jaskinie, tunele pod skałami, przez które przepływaliśmy kajakiem i gdzieniegdzie małe piaszczyste plaże, to główne atrakcje okolic El Nido. Wersja kajakowa dostarczyła mi sporo emocji, wpływając w tunel pod skałami echo odbijało  i potęgowało grzmot fal uderzających o skały, przez myśl przeszło mi, że to brzmi jakby jakiś zwierz siedział gdzieś ukryty i ryczał. Wrażenie naprawdę niesamowite.





2 komentarze:

  1. Jak wygląda opcja transportu promem na Palawan. Faktycznie odbywa się raz w tygodniu? Mają jakąś stronę www? Czy wszystko trzeba ogarniać dopiero na miejscu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak było w lutym 2012 roku, za stan obecny nie gwarantujemy, najlepiej wszystko rozeznać na miejscu. Warto wiedzieć, że taka możliwość jest i pytać ;-) Pozdrawiamy

      Usuń