wtorek, 4 czerwca 2019

WODOSPAD HUKOU, czyli to co Rajskie tygryski lubią najbardziej.

Nieokiełznana dzikość i piękno przyrody. To największy wodospad na Żółtej Rzece, drugi co do wielkości  w Chinach (po wodospadzie Huangguoshu), oraz największy na świecie żółty wodospad.
Brzmi to dziwnie, ale ta rzeka jest naprawdę żółta, sprawdziłam ;)
To tylko 5-6 godzin autobusem od naszego Xi’an, więc wodospad znalazł się na mojej liście miejsc  do zobaczenia bardzo szybko. Czekaliśmy tylko na odpowiedni czas (czyt. odpowiednią ilość wody w rzece), żeby się tam wybrać. Jak wyczytałam najlepszy okres to maj, czerwiec, wrzesień i październik. My pojechaliśmy pod koniec maja, a i tak okazało się, że nie mieliśmy najwyższych stanów wód. Co ciekawe, najwięcej deszczy jest w lipcu i sierpniu, więc wtedy wodospad wygląda najburzliwiej, ale ... jest zbyt niebezpieczny i nie dopuszcza się turystów pod sam wodospad.

HUKOU oznacza mouth of teapot’, czyli usta czajniczka. Rzeczywiście rzeka wygląda jakby spływała z wielkiego czajnika, a to dlatego, że zostaje zablokowana  przez góry po obu stronach i spada w wąski otwór na klifie. W ten sposób tworzy się wodospad o wysokości 15m  i szerokości 20 m, w sezonie powodziowym szerokość zwiększa się do 50m, dlatego ciężko tam podejść.


Przy okazji zaliczyliśmy już drugi widoczek z chińskiego banknotu, co prawda starszej wersji 50 RMB.

Bezludna wyspa na rzece.
W środku rzeki, około 3 km od  Hukou, stoi ogromna skała Mengmen Mountain, która rozdziela Żółtą rzekę na dwie części, tocząc się i rycząc z obu stron skały. Z tą wyspą związana jest ciekawa nasza przygoda. A było to tak:
W pierwszym dniu, zgodnie z planem zaliczyliśmy wodospad, był wielki, ryczący, piękny. Potem zmagaliśmy się z naszym chińskim survivalem, czyli jak dotrzeć do zabookowanego hotel, w miejscu gdzie nikt nie mówi po angielsku i nie ma transportu publicznego ani taksówek. Zaprawieni jesteśmy już w takich bojach, więc i tym razem się udało.


Widok z naszego okna hotelowego.
Hotel wybraliśmy z widokiem na Yellow river więc było pięknie. 

Jakoś wieczorem podziwiając rzekę, góry i zachód słońca nie 

zauważyłam wyspy. Natomiast rano, jak tylko odsłoniłam zasłony, 

nagle rzucił mi się w oczy widok, który już gdzieś widziałam ... i 

olśnienie to przecież ta słynna skała, mamy ją na wyciągnięcie 

dłoni, i widać most, więc nic prostszego tylko tam dotrzeć. 


‘Nic prostszego’ okazało się jednak trochę skomplikowane. Po pierwsze trzeba było łapać stopa, po drugie okazało się, że wejście jakby nie istnieje, chodzimy tam i z powrotem i nie widać budki z biletami. Już prawie zrezygnowaliśmy, ale wypatrzyliśmy jeszcze jedno zejście w dół rzeki i to było to, tylko zamknięte na cztery spusty. No prawie zamknięte, bo jakaś bramka była otwarta ... 


Most już widać, tylko jak tam dojść?
Okazało się, że skała Mengmen, opisywana jako atrakcja turystyczna za 20RMB, jest obecnie niedostępna dla turystów, z niewiadomego nam powodu.
Ale my ją zdobyliśmy i mieliśmy tylko dla siebie. A to nie lada wyczyn w kraju, w którym najbardziej męczące jest przebywanie w tłumie chińskich turystów.






Yellow river

2 komentarze: