piątek, 7 października 2016

Sa Pa i cepeliada w Cat Cat, czyli ucieczka w chłodne góry północnego Wietnamu.

Co przyciąga ludzi do Sa Pa? Góry, tarasy ryżowe, chłodny klimat, kolorowe grupy etniczne.......
Można by tak wymieniać, bo atrakcji jest sporo. Do Sa Pa dojechać można z Ha Noi bardzo wygodnym nocnym autobusem lub pociągiem, nie tracąc dnia na podróż.
Tłumy turystów przybywają szczególnie w weekendy, wtedy też ceny hoteli rosną i czasem jest problem z noclegiem. Pomyślałby kto, że to głównie białasi są amatorami chłodniejszego, górskiego klimatu, ale nie. Większość turystów stanowią Azjaci.
Autobus kończy swoją trasę o 4tej rano. Uprzejmość kierowców kończy się o 6tej, kiedy to wyganiają wszystkich z ciepłych 'łoży' na poranny chłód.

Po okrążeniu miasteczka w poszukiwaniu hotelu natknąłem się na polską, 4 osobową grupę, ale że w ich hotelu miejsc już nie było, zdecydowałem się na wynajęcie motorka i wyruszenie do (jak mi się wydawało) pobliskiej wsi w celu poszukiwania home stay'a. O tym miejscu opowiedział mi poznany w Ha Noi Wietnamczyk, który zarzekał się, że to piękne miejsce, obsługa miła i ceny niewysokie. 7 km dzielące mnie od celu okazało się być wyjątkowo długie, jadąc po żwirowo - dziurawej drodze wśród mgły i siąpiącego deszczu, ale dotarłem. Jak tylko przestało padać i mgła trochę opadła widoki roztaczające się wokół zrobiły się jeszcze ciekawsze.


Wioska okazała się niezbyt duża, a nocleg nie warty swojej ceny. Można jeszcze było skorzystać z oferty pań z plemienia Hmong, które za kilkanaście dolarów oferowały nocleg wraz z całodziennym wyżywieniem, ale jakoś się nie skusiłem. Ściągnąłem do okupowanej przeze mnie wioski wcześniej poznanych Polaków i razem wyruszyliśmy w drogę.





Po drodze zatrzymaliśmy się na spacer szlakiem tarasów ryżowych. Początkowo ścieżka była wyraźna - betonowa, potem gliniasta, a w końcu całkiem zniknęła i trzeba było przeleźć przez błocko po kostki, żeby wyjść w czyjejś chałupie, jak widać, ku uciesze miejscowych Wietnamczyków.




Nocleg w sympatycznym hotelu w Sa Pa znalazłem bez problemu, a dzień zakończyliśmy wizytą w lokalnej knajpce, w której po raz pierwszy w życiu miałem okazję spróbować żabich udek.
Bardzo delikatne mięsko, polecam. Praktycznie w każdej knajpce do posiłku zamówić można wino ryżowe, będące zwykłą 'księżycówą'. Nie smakuje najlepiej, ale jest bardzo tanie i zdecydowanie poprawia nastroje.


Kolejnego dnia przywitała nas bardzo miła, słoneczna pogoda. Wskoczyliśmy na motorki i pognaliśmy w nieznane. A przynajmniej jeszcze nieznane.
Podczas uzupełniania płynów w lokalnej pijalni Bia Hoj zagadała nas ta miła pani, prosząc o podwózkę. Ponieważ miejsce pasażera było u mnie wolne, przypadła mi przyjemność podróżowania z nią. Niestety mój motorek nie dostrzegł w tym żadnej przyjemności i na którejś górce zgasł i przez dłuższą chwilę nie dało się go odpalić.
Pani dalej poszła pieszo, a ja dopchałem piździk do naszego celu podróży, którym była jaskinia.




Jaskiń w Wietnamie jest od groma i ciut ciut. Jeżeli będziecie się wybierać, sprawdźcie które warto odwiedzić. Tej akurat nie polecam. Nie było tam nic ciekawego, było bardzo ślisko i cały czas szło się w błocie lub strumieniu. Tego dnia do awarii motorka mogłem dopisać jeszcze kciuk wybity podczas upadku w jaskini. Zapowiadało się nieciekawie. Jak jechać na motorku, który nie jedzie, z wybitym kciukiem???
Okazało się, że po wyjściu z jaskini skuter cudownie odżył, a mój kciuk postanowiłem po prostu zignorować.
Niestety, zmartwychwstanie mojego pojazdu było tylko chwilowe i w połowie następnej góry zmuszony zostałem do porzucenia mojej ekipy i powrotu do Sa Pa, gdzie wymieniono mi go na inny.


Wieś Cat Cat - czyli Wietnamska cepeliada.
W zasadzie, to nie planowałem tam jechać, staram się unikać lokalnej cepeliady, ale skoro (jak mi się wydawało) wszystko inne już zobaczyłem, to w sumie co mi szkodzi. Wszystkie przewodniki jako miejscowy high-light opisują trek (znaczy spacer) do wioski położonej w dolinie, kilka kilometrów od Sa Pa. Ja oczywiście wybrałem się na motorku, stwierdziłem, że jak będzie coś ciekawego, to się zatrzymam.
Cat Cat jest położone sporo poniżej Sa Pa i zjeżdżając coraz niżej zastanawiałem się, czy mój "wymieniony" pojazd da radę z powrotem. Ale co będę się martwił na zapas. Widoki ładne, pogoda fajna, jadę.


Cat Cat widziane z góry.


We wsi, dzieła stworzone przez naturę i człowieka uatrakcyjniają panie i dzieci ubrane w lokalne stroje. To oczywiście "chłyt martekingowy" mający przyciągnąć potencjalnych klientów do sprzedawanych przez nie wyrobów.

Czytając opinie ludzi na innych blogach spotkałem się z bardzo krytycznymi zdaniami na temat sztuczności tego całego zjawiska i powiem tak:
- A gdybyś ty, drogi czytelniku, miał wybrać oglądanie krótkich spodenek i T-shirtów lub takie cuda, jak te dziewczyny mają na sobie, to co byś wybrał?!
Jasne, że jest w tym trochę cepelii, ale dla bardzo wielu ludzi, którzy przyjechali do Wietnamu na kilka dni, to jedyna szansa, żeby zobaczyć to "live".
Zagłębiając się w góry północnego Wietnamu miałem wielokrotnie okazję oglądać różnorodność kulturową, powiedzmy, że w wersji mniej turystycznej, ale i tak uważam, że do Cat Cat warto pojechać.





Babcia w trakcie "operacji finansowej"





Wieś otoczona jest wodospadami, którymi spływa różnokolorowa woda. W jednym woda jest ewidentnie żółta, w drugim ma odcień zielonkawy a w trzecim..... normalny, przezroczysty.

Mój motorek na szczęście dał radę z powrotem, choć i tak nie obyło się bez przygód. Zapytani o drogę do Sa Pa dwaj młodzieńcy wskazali kierunek przeciwpołożny do tego z którego przyjechałem. Chłopcy dziarsko wskoczyli na mój piździk, z czego zrozumiałem, że im po drodze. Wkrótce droga z dziurawo- żwirowej zrobiła się błotnista i zwężyła się do szerokości pocztówki. Po jednej stronie miałem przepaść, z drugiej stromą górę. W pewnym momencie przednie koło uślizgnęło i mało w tą przepaść nie poleciałem.
Chłopcy wydawali się tym całkowicie nie zrażeni, ale ja się poddałem. Ku ich wyraźnemu rozżaleniu porzuciłem ich na wąskiej ścieżce i wróciłem skąd przyjechałem.










1 komentarz:

  1. Haha, my za nic nie chcieliśmy wysiąść z tego autobusu o świcie na mróz i choć kierowca nas wyrzucał, dalej hardo spaliśmy. Co do Cat Cat to wszyscy twierdzą, że cepelia, ale nam się podobało, szczególnie małe świnki. Trafiliśmy oczywiście na mgłę, więc widoki miałeś zdecydowanie lepsze :).

    OdpowiedzUsuń