środa, 30 maja 2012

Kerala jest piękna!

Dzisiaj napiszę o jednym z piękniejszych miejsc jakie widzieliśmy w Indiach - o Kerali.
To niewielki skrawek lądu w południowo-zachodniej części kraju, na mapie wygląda jak mały paseczek niewart zainteresowania. Ale to fascynujący stan ze względu na swoją historię, przyrodę i wspaniałych ludzi.  

Chyba rzeczywiście za dużo narzekamy na ten kraj. Najczęściej pokazujemy rzeczy, które nas drażnią, denerwują i brzydzą. Może też za długo siedzimy w Mumbaju, mieście które trudno nam polubić. Doszło do tego, że nasz syn stwierdził, że nie zachęciliśmy go do przyjazdu tutaj;-)

A Indie są naprawdę piękne!
To wielki kraj i można tu znaleźć piękne plaże, góry, zarówno te mniejsze jak i ośnieżone Himalaje,  parki narodowe, pustynie oraz  zabytki architektury:  forty, pałace,  świątynie itd, itd, można by wymieniać i wymieniać.
Tym razem będzie więcej o Kerali.
Ciekawostką tego stanu jest między innymi to, że już od 1957 r. rządzą tu komuniści, którzy doprowadzili do tego, że  Kerala ma najlepiej rozwiniętą służbę zdrowia i najniższy poziom analfabetyzmu. Ale nie to jest najciekawsze na Kerali.
Kerala słynie ze swoich  świąt religijnych i festiwali kulturalnych. To zadziwiające, że tak mały stan rozwinął charakterystyczne tylko dla siebie elementy kultury i sztuki np.:  sztuka walki  kalari payattu, keralski taniec rytualny tejjam czy klasyczny teatr  Kathakali. Stan ten znany jest też z ośrodków  terapii ajurwedycznej, a spokój i przyroda wokół dopełniają tej metody leczenia. 
AJURWEDA to bardziej filozofia leczenia, która zakłada, że choroba jest skutkiem utraty równowagi i harmonii ciała i ducha. Leczy się więc nie jedną chorobę, ale przywraca równowagę w całym organizmie. Taka definicja ajurwedy bardzo mi pasuje do Kerali, która kojarzy mi się ze stanem równowagi, spokoju i wyciszenia.
Ale trzeba wiedzieć, że Kerala to również słynne indyjskie monsuny, które czasami wyglądają jakby ktoś z nieba wylał całą cysternę wody i tak może być przez dwa tygodnie non stop. Pora deszczowa to okres od czerwca do września i wtedy lepiej się tu nie wybierać . Ciekawostką jest też  to, że tutaj przez cały rok temp. nie spada poniżej 20 st.
Będąc na Kerali zatrzymaliśmy się w Kochin (Koczin) – samo miasto jest bardzo ciekawe, a przy okazji stanowi doskonałą „bazę wypadową” w najbliższą okolicę. To jedno z ładniejszych miasteczek jakie widzieliśmy w Indiach, przeciwieństwo naszego Mumbaju, czyste, nieprzeludnione, nikt nie trąbi, jak nie Indie;-) 
Z ciekawych miejsc do zwiedzania można wymienić:
1.  „Chińskie sieci” – swoista metoda połowu polegająca na wyciąganiu ryb za pomocą olbrzymich podbieraków.
2.  Katedra Św. Franciszka, której głównym atutem jest fakt, że znalazł tu miejsce swojego pochówku Vasco da Gama, pierwszy Europejczyk, jaki dotarł do Indii opływając Afrykę (po 14 latach ciało ekshumowano i przewieziono do Portugalii).
3. Pałac Holenderski, który wbrew nazwie zbudowali Portugalczycy dla indyjskiego Radży (starali się go przekupić i uzyskać lepsze warunki handlowania).
4. Żydowskie Miasto z synagogą czyli dzielnica z mnóstwem sklepików, szczególnie ciekawe są te z przyprawami.
Kochin jest ciekawym przykładem miasteczka, gdzie obok siebie zgodnie mieszkają społeczności różnych wyznań. Brak jest jakichkolwiek konfliktów pomiędzy wyznawcami różnych religii, co w warunkach postępującego w Indiach fanatyzmu religijnego jest prawdziwym ewenementem. Większość stanowią Hinduiści, ale bardzo duża grupę stanowią chrześcijanie oraz muzułmanie, od stuleci mieszka tu też liczna gmina żydowska.
My mieszkaliśmy u rodziny muzułmańskiej, z którą bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Doszło do tego , że wzajemnie uczyliśmy się gotować nasze narodowe potrawy. My zrobiliśmy dla nich kapustę smażoną ze schabowym i ziemniaczkami a oni nauczyli nas jak robić chicken curry. A 10 letnia Farzeena, córka gospodarzy, została naszym przewodnikiem po okolicy, przesympatyczna gadatliwa dziewczynka towarzyszyła nam wszędzie. Byliśmy tam w czasie Świąt Wielkanocnych, mieliśmy więc okazję zobaczyć jak świętują chrześcijanie na Kerali. Najbardziej uroczystym dniem był Wielki Piątek, kiedy to ustawiły się kilometrowe kolejki do Grobu Bożego, a na placu przed kościołem ustawiono wielki krzyż z płonącymi pochodniami, wrażenie niesamowite.
Współżycie mieszkańców różnych  wyznań mieliśmy okazje poznać robiąc zakupy spożywcze. W Wielki Piątek wszystkie sklepy chrześcijańskich właścicieli były zamknięte, trzeba było iść do części Muzułmańskiej, natomiast jak świętowali Muzułmanie chodziliśmy na ulice gdzie mieszkają Chrześcijanie. W tym wszystkim Farzeena była niezastąpionym przewodnikiem.
Kochin jest pięknym miasteczkiem, jednak główną atrakcją Kerali jest spływ łódkami po kanałach ciągnących się praktycznie wzdłuż całego wybrzeża.
W niektórych miejscach wybrzeże to więcej wody niż lądu. Cały ten obszar to rzeki , zlewiska, rozlewiska, delty, sztuczne kanały czyli wielki labirynt dla transportu wodnego. Najdłuższy kanał ma 367 km. Życie toczy się tu właściwie na wodzie, pływające domy, sklepy oraz “autobusy” czyli łodzie przewożące wszystko. Zwiedzać rozlewiska można w różny sposób np. zakotwiczyć się w tzw. hotelu na wodzie i spędzić tu kilka dni. Częściej jednak turyści wybierają mniej ekstremalne wersje.
Najczęściej oferowaną trasą jest droga z Allapuza do Kollam – zajmuje ona cały dzień, ale lepiej skorzystać z krótszej wersji.  My wybraliśmy taką właśnie skróconą wersję z przerwą na lunch, tradycyjne keralskie thali na liściu bananowca.  Widoki wspaniałe… czas mijał nam powoli… leniwie…atmosfera spokoju, wyciszenia…wręcz usypiała czasami…gdyby nie Farzeena!!! Dobrze, że wzięliśmy ją ze sobą, zabawiała całą ekipę, wymyślała zabawy, w które zaangażowali się wszyscy turyści na łódce. A potem uczyła wszystkich jak jeść rękami keralskie thali, nie byliśmy pojętnymi uczniami i pozostaliśmy przy łyżce. 
Kolejną atrakcją Kerali są piękne puste plaże. Są to jednak najczęściej plaże nieprzygotowane dla turystów. No tak najczęściej narzekamy, że komercja, że za  dużo turystów, a tu wszystko puste, dzikie…ale przydałby się jakiś hotel …albo chociaż pensjonat, jakaś knajpka? chociaż mały bar? Nic… tylko wioski rybackie wokół.  Na Kerali są tylko dwie “zagospodarowane” plaże Kowalam i w mniejszym stopniu Warkala. Ale uroki plażowania zostawiliśmy sobie na inne cudowne miejsce Indii GOA, ale o tym już w następnym poście…









2 komentarze:

  1. kochani, ale ten schabowy to chyba byl z kurczaka, bo nie sadze by muzulmanie jedli swinke ???:-))

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, tak słuszna uwaga...Już tak dawno nie jedliśmy schabowego ze świnki, że jakoś nie zwróciliśmy uwagi na to;-)To był kurczak oczywiście i to jeszcze zabijany na naszych oczach, tak wyglądają w Indiach sklepy mięsne ha, ha...Pozdrawiamy uważnego czytelnika!

    OdpowiedzUsuń