środa, 9 kwietnia 2014

Jak naciągają ludzi podczas podróży z Bangkoku do Siem Reap.


W związku z koniecznością pozyskania nowej wizy do Tajlandii postanowiłem, wbrew powszechnie obowiązującym zasadom, udać się do Kambodży, a nie do Laosu. Laos jak powszechnie wiadomo nam nie służy, a Kambodża, pozostawiła raczej pozytywne wrażenia (choć przekraczanie granicy laotańsko-kambodżańskiej do łatwych nie należało, o czym możecie przeczytać tutaj). 
W związku z powyższym musiałem się dostać do Phnom Penh (stolica), ale nie koniecznie tak od razu. Przy próbie kupna biletu okazało się, że do Phnom Penh kosztuje 700Bht, a do Siem Reap tylko 200Bht. Cena biletu do Siem Reap wydała mi się bardzo atrakcyjna...... czy aby nie ZA bardzo?. Pomyślałem, pewnie to jest wycieczka jakimś rozpadającym się wrakiem bez klimy. Zapytałem pani/pana (to był ladyboy) w agencji turystycznej:
- Czy aby autobus klimatyzowany?
- Do granicy minivan, a od granicy klimatyzowany autobus. Odpowiedział/ła.
Wow. Zupełnie przestałem już to rozumieć.Tajlandia jest tania, ale nie aż TAK tania. Godzina jazdy minivanem kosztuje 50- 100 BHT. A tu jest cztery godziny do granicy i następne cztery do Siem Reap.
Sprawdziłem w innych biurach, ceny podobne. Dobra, kupuję bilet do Siem Reap i się zobaczy.

Busik był całkiem przyjemny i o dziwo jechało tylko 7 osób, co jeszcze bardziej wzbudziło mój niepokój w kwestii ceny.
Zaraz na początku złapaliśmy półgodzinne opóźnienie, bo..... kierowca nie mógł się zdecydować, jechać, czy nie.
Tak sobie postanowiłem, że moja wycieczka do Kambodży będzie podróżą kontemplacyjną. Nie dyskutuję z nikim, tylko siedzę, słucham muzyki, dżemię i myślę.
Na postoju jakiś Rusek chciał się ze mną zaprzyjaźnić i zapytał, czy już byłem w Kambodży, ...no byłem, ale cztery lata temu.... aaa, to pewnie wiesz o tych numerach na granicy, że tam na kasę naciągają.... jasne. I tyle. Podróż kontemplacyjna.
Dojechaliśmy z godzinnym opóźnieniem, czyli o 13 tej ale nie na granicę, tylko pod jakąś knajpę. I tu znowu Rusek do mnie coś zagadnął, że tu będą nam proponować pomoc w załatwianiu wizy. To niech proponują. Wypadło, że siadłem przy betonowym stoliczku z parą Amerykańców.
Zaczęło się dziać coś dziwnego, bo obsługa poprosiła Ruska do innego pomieszczenia.
- Po co? Zaczęli się zastanawiać Amerykanie.
Rusek zniknął. Następnie zniknęły 2 młodziutkie Japonki. Potem facet przyszedł i patrzył na nas wzrokiem predatora, który zastanawia się nad wyborem najsłabszej sztuki w stadzie. Jakimś dziwnym trafem znów nie padło na mnie. Poszły dwie Dunki.  Po kilku minutach facet przyszedł i dziewczyny, która później okazała się Holenderką zapytał czy jest sama. WOW! Teoria z predatorem zaczyna się potwierdzać. Tyle, że tym razem gadzina nie doceniła Holenderki, która wyrwała się z paszczy drapieżcy i pod pozorem zabrania pieniędzy z plecaka przyszła do naszej trójki, która się już ostała i mówi, że oni chcą, żeby im zapłacić 1300 BHT, co jest ponad 40$ a przecież wiza kosztuje 20$. W tym momencie zajarzyłem o co chodziło Ruskiemu z tym "pomaganiem" w załatwianiu wizy.
Wziąłem plecak i stwierdziłem, że mam ich gdzieś i idę sobie sam załatwiać wizę. Amerykanie i Holenderka stwierdzili, że idą ze mną. Na to wpadł predator i pyta gdzie idę...... Na granicę załatwiać wizę.
I tu powiem wam, że spędziliśmy w Tajlandii w sumie ponad rok i pierwszy raz zdarzyło mi się, że ktoś odezwał się do mnie w tak chamski i agresywny sposób. Facet nie krzyczał, ale był wyraźnie zdenerwowany. Na ile mogłem zrozumieć jego Tajski-Angielski powiedział: 
- Co ty se myślisz, że jesteś taki bogaty, stać cię na wszystko, taki sprytny, że se se sam wszystko załatwisz, zobaczysz, że będziesz miał problemy na granicy. Siadaj tu w tej chwili i się nie ruszaj!
Kopara mi opadła i zastanawiałem się, czy dać mu w ryja, czy próbować to załatwić spokojnie. Na szczęście facet zniknął. 
W tym momencie przemknęła mi przez głowę myśl, jak tam stabilność świeżo powołanej grupy ucieczkowej? Ale wydawało się, że jest ok. 
Po chwili przyszedł inny facet  i stwierdził, że jego szef chce z nami rozmawiać. 
- Ale po co?
- Żeby nam przekazać bilety na dalszą część podróży po stronie kambodżańskiej. 
Dobra. Idziemy wszyscy w czwórkę. Facet chce zobaczyć nasze paszporty. 
Tak się składa, że ja nie pokazuję paszportu osobom nie będącymi urzędnikami celnymi, bankowymi, wojskowym, policjantom itp. Ten facet z pewnością nie był. Zapytałem się więc kim jest. Pracuje dla Kambodży. A ja pracuję dla Dżyngis Hana (nie powiedziałem tego głośno).
Zwykle w takich sytuacjach żądam, żeby się człowiek wylegitymował. Tym razem się zawahałem, sytuacja była naprawdę bardzo napięta.
Pokazałem mu paszport. Facet zobaczył tez pozostałe 3 paszporty po czym stwierdził, OK, możecie sobie samo załatwiać wizę, ale tam jest duża kolejka i będziecie długo czekać a jeżeli będą problemy to oni nam w niczym nie pomogą. Autobus odjeżdża o 14.30 i jeżeli nie zdążymy to nie jego problem, mamy sobie jechać na własną rękę. Amerykanin odezwał się, że mieliśmy godzinę opóźnienie w związku z rozterkami kierowcy. Szefa to nie interesowało.
Wyszliśmy z „biura” i okazało się, że jesteśmy 2 km od granicy. Była 13.15, zostało nam więc niewiele czasu na przejście tego odcinka i załatwienie wizy. Ale w tym momencie chłopcy chyba zrozumieli, że przegrali i jak nas teraz zostawią, to zrobimy dym, a regułą jest, że turyści jadący do Kambodży wracają do Bangkoku, gdzie cały ten interes się zaczyna. Podwieźli nas do przejścia.
Na przejściu okazało się, że po stronie Tajlandzkiej na odprawę czeka jakieś 10 osób, poszło bardzo szybko a po Kambodżańskiej kolejki nie ma w ogóle. Kambodżański formularz wizowy okazał się najprostszym jaki w życiu widziałem a obsługa bardzo miła. Po prostu zero stresu.
Zdążyliśmy do 14.30, ale autobus odjechał i tak godzinę później. W Siem Reap byliśmy około 20-tej, czyli po 12 godzinach podróży.
Nasza czwórka zapłaciła po 20$ za wizę i nic więcej. Pozostali 1300BHT, czyli ponad 40$.
Te dodatkowe 20-kilka dolarów stanowi nieuczciwy zysk naciągaczy.
Nie dajcie się naciągnąć! Twardym trzeba być a nie miętkim!


3 komentarze:

  1. Witam Rajscy..:)

    WIdzę, że spadek zysków( przeloty AirAsia do SiemRep z Bangkoku) wzbudza agresje u przewoźników, już interes im tak nie hula jak kiedyś. Dobrze, że o tym piszesz.... takiej Tajlandii nie lubimy, oj nie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Moge sie dowiedziec jakiego biura turystycznego uzyles? Gdzie je mozna znalezc? Pozdrawiamy z Hanoi, Magda i Vishal

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie agencje na Khao San Rd w BKK takie przewozy organizują, nazwy nie pamiętam. Jak tani bilet to można się spodziewać, że będą próbować zarobić przy wizie.
      Skoro jesteście teraz w Hanoi to może Tajlandie też planujecie, zapraszamy w odwiedziny ;-) Dajcie znać jakie macie plany podróżnicze?
      Pozdrawiamy

      Usuń