niedziela, 19 sierpnia 2012

W Mumbaju lamparty zabijają ludzi.


Żeby dotrzeć do naszego osiedla musimy przejechać przez las (Hindusi mówią na to dżungla) i tu zaczyna się problem, szczególnie  po zmroku. Nie tak łatwo namówić rikszarza do pokonania tej drogi. Najpierw udaje, że nie wie, gdzie to jest, uspakajamy, że my znamy drogę. Wtedy on zaczyna machać rękami i wołać:  cita, cita co ma oznaczać  chitach, chitach, dając do zrozumienia, że obawia się ataku lamparta, a kiedy i to nas nie zniechęca zaczyna „żegnać się” wielokrotnie i mówić coś o duchach.

Widok z naszego okna
Próbowaliśmy zgłębić problem lampartów w naszym lesie i dowiedzieliśmy się, że owszem, lamparty są spotykane, ale nie w Goregaonie, gdzie mieszkamy, ale w Borivali, w Parku Narodowym.  Owszem, jest z nimi problem, ale nie taki, że zjadają ludzi, ale głównie, że są zabijane przez kłusowników.
I tu przypomina się stary dowcip jak to w Radiu Erewań powiedzieli, że w Moskwie, na placu Czerwonym rozdają samochody. Później sprostowano, że:
- nie w Moskwie, tylko w Kijowie
- nie na placu Czerwonym, ale na Placu Lenina
- nie samochody, tylko rowery
- i nie rozdają tylko kradną.
Nasza historia dotycząca lampartów w Goregaonie wygląda podobnie. A my naszego lasu się nie boimy, a nawet go lubimy, przynajmniej za oknem mamy coś zielonego.
Ale, żeby nie było tak tylko do śmichu, to w Sanjay Gandhi National Park w Borivali ataki dzikich zwierząt, które tam żyją na wolności naprawdę się zdarzają. Dla przykładu w latach 2004-2005, po atakach lampartów zginęło 35 osób.
Dlaczego Lamparty atakują ludzi w Borivali? Ano dlatego, że ktoś postanowił zrobić park narodowy w środku miasta. Obecnie lamparty złapane na wolności zwozi się na teren parku i puszcza wolno. Park od osiedla ograniczony jest jedynie 2 metrowym murem + siatką, a osiedla są zaraz za tym murem. Lampartom na terenie parku robi się już ciasno (to są zwierzęta terytorialne) i od czasu do czasu wyłażą po tym murku i wtedy robi się problem. O jednym z takim ataków, który zdarzył się w oddalonym od nas o 300 km miasteczku Karad (160km od Pune) można przeczytać tutaj.
Na zdjęciu obok widzimy leoparda atakującego człowieka. Ale co widzimy, jeżeli przyjrzeć się dokładniej? To człowiek poruszający się o kulach, a raczej 2 kijach. Prawdopodobnie chodzący powoli i niezdarnie, słaby i schorowany. Tacy właśnie ludzie lub dzieci stają się najczęstrzą ofiarą ataków.
Swoją drogą, wyczytałem, że głównym pożywieniem leopardów są..... psy. W Indiach jest niezliczona ilość bezpańskich, wałęsających się psów. Ale i tutaj znów pojawiło się zagrożenie dla lampartów. W Mumbaju od kilku lat prowadzona jest akcja sterylizacji psów! Byłem tym naprawdę nieźle zszokowany, że ktoś w Indiach poświęca czas, żeby rozwiązać problem bezpańskich psów. Imponujące!!! Niestety, skoro spada liczba bezpańskich psów, maleje ilość pożywienia dla lampartów, a gdzie jest najwięcej psów? Tam gdzie mieszkają ludzie. To znów prowadzi nas do wniosku, że ataki nie ustaną dopóki są w Mumbaju lamparty. Bo ludzie to stąd raczej się nie wyniosą....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz