wtorek, 21 czerwca 2016

Nauczyciel kontra uczeń, czyli porównanie szkoły polskiej i tajskiej.


Ten obrazek "pięknie" pokazuje jak zmienia się w szkołach układ sił między nauczycielem i uczniem ;-)
Oczywiście najlepszy byłby złoty środek, ale jak wiadomo najtrudniej go osiągnąć. 
Sytuacja, w której rodzic nigdy nie stanie w obronie swojego dziecka, bo nauczyciel zawsze ma rację, też jest zła i często krzywdząca. 'Ty smarkaczu się nie odzywaj, skoro oberwałeś od nauczyciela, to na pewno coś przeskrobałeś' - i koniec rozmowy.
Z drugiej strony, do czego doprowadzą metody obciążania całą winą nauczyciela, który musi się z wszystkiego tłumaczyć?
Tajska szkoła w przeciwieństwie do polskiej jeszcze bardziej przypomina rysunek po lewej. Pewnie do czasu ....

DYSCYPLINA
Póki co w Tajlandii nauczyciel nadal ma racje, a jak uczeń dostanie 'w ucho' i się poskarży rodzicom, to najwyżej może dostać w drugie.
Uczenie dzieci dyscypliny za pomocą linijki czy bambusowego kija to w Tajlandii, Indiach czy Nepalu nadal normalna sprawa. Wymieniam akurat te kraje, w których byliśmy, ale domyślam się, że w innych azjatyckich szkołach jest podobnie. Szczególnie dotyczy to zwykłych szkół państwowych bo już np. dzieci nieprzyzwoicie bogatych Chińczyków są rozpieszczone i wszystko im wolno, potrafią nawet  bezpodstawnie oskarżyć nauczyciela, że ich uderzył, tylko po to żeby miał nieprzyjemności czyli żeby mu zrobić na złość. O takich historiach możecie przeczytać na blogu dziewczyn, które zmagają się z edukacją małych Chińczyków.


Ale wracając do naszej tajskiej rzeczywistości.
Starszych uczniów nauczyciele trzymają krótko,  główne metody to:
- Krzyki i wrzaski. Nauczyciel się w tym zakresie nie oszczędza, a poranne apele (których zupełnie nie rozumiemy) przypominają wrzaski Hitlera na wiecach.
- Grożenie kijem, czasami nawet użycie, ale sporadycznie.
- Wycinanie ‘dziury w zbyt długiej fryzurze’. Chłopców obowiązują krótkie włosy, więc jak ktoś, według uznania nauczyciela, powinien odwiedzić fryzjera to nożyczki idą w ruch i zostaje dziura.
- Lanie po tyłku. Osobiście tego nie widzieliśmy, ale na blogu Maćka możecie zobaczyć filmik w którym pokazane jest jak tajski nauczyciel za pomocą kija uczy dyscypliny, zwróćcie uwagę na to że po otrzymaniu kary dzieci się jeszcze kłaniają i dziękują. Kara nie była symboliczna jak widać po minach dzieci.
Sytuacja była bardziej pokazem czy reakcją na skargi nauczyciela faranga. Nie jest to normalne w tajskich szkołach.


W szkole podstawowej i w przedszkolu linijka lub ręka jako narzędzie dyscypliny jest na porządku dziennym. Maluchy muszą siedzieć grzecznie, bo jak nie to Panie pilnujące nie szczędzą razów.
Czy taka dyscyplina daje efekty?
W młodszych klasach pewnie tak. Dzieci się. boją to grzecznie siedzą, szczególnie w obecności pań dyscyplinujących.
W starszych klasach największym problemem i głupotą jest brak konsekwencji. Z jednej strony krzyki i straszenie kijem, z drugiej przymykanie oka na spóźnianie, wagary, ściąganie, spanie na lekcjach, "nicnierobienie" itd.


Dzień nauczyciela - Way Kru (w dosłownym tłumaczeniu - pokłon dla nauczyciela)

SZACUNEK DO NAUCZYCIELA
W Tajlandii dzieci uczy się szacunku dla starszych, a już szczególnie dla rodziców i nauczycieli. ‘Błogosławieństwo’ nauczyciela jest  równie ważne jak rodzica. Gest ukłonu ze złożonymi jak do modlitwy rękami (WAY) jest tu normalnym gestem powitania czy przepraszania, uczeń swojego nauczyciela zawsze wita z ukłonem, nawet jak spotykamy się po szkole  ‘na mieście’. 
Natomiast inne sposoby okazywania szacunku były dla mnie zadziwiające.  Na początku pracy w tajskiej szkole szokowała mnie np. sytuacja kiedy siedziałam przy biurku, a tu przychodzi uczeń o coś zapytać i klęka przede mną.
Podobnie zadziwiać może ceremonia WAY KRU czyli dzień nauczyciela.
Szacunek dla nauczyciela wyrażają nie tylko uczniowie ale cała społeczność, wszyscy w naszym miasteczku wiedząc, że jesteśmy nauczycielami zawsze z respektem i ukłonem odnoszą się do nas.

Jak już zaakceptujesz różne 'dziwactwa' tego świata i wytłumaczysz sobie, że Tajów nie zmienisz, to dochodzisz do wniosku, że całkiem fajnie jest być nauczycielem w Tajlandii ;-)
Wszystkiego najlepszego z okazji zakończenia roku szkolnego ;-)

Uczeń, który ma sprawę do nauczyciela klęka przy jego biurku.

Nauczyciel po prawej, z nożyczkami próbuje dorwać się do fryzury ucznia ;-O

8 komentarzy:

  1. RAJ! Raj na ziemi! Chyba bym się popłakała z radości, gdyby uczeń odnosił się do mnie z takim szacunkiem :)
    W Chinach wrzaski i idiotyczne apele też są na porządku dziennym, ale zasadniczo biały nauczyciel ma być ziomkiem ewentualnie małpą do rozbawiania dzieci. Musimy przyznać, że Wasz blog sprawia, iż w naszych umysłach zaczyna kiełkować plan... a może jednak kiedyś Tajlandia? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No taki raj to znowu nie jest ;-) Też są powody, żeby się powkurzać... głównie na tajski system udawania, przyzwolenia na 'niecnierobienie' i braku informacji. W całym tym udawaniu, że uczymy tylko pieniądze są prawdziwe, nie takie duże jak u was, ale przynajmniej nikt nas nie próbuje oszukać.
    Zawsze są jakieś plusy ujemne i minusy dodatnie, a Farang również służy głównie do tego, żeby być ;-)
    Póki co lubimy Tajlandie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. dobry wieczór, przeczytałem, że jesteście państwo parą +40 i uczycie w szkole. Z drugiej strony też przeczytałem na innym blogu, że ten wiek może być powodem dyskryminacji aby przyjąć do pracy kogoś młodszego. Stąd moje pytanie czy państwa wiek jest jakąś przeszkodą dla wykonywania pracy albo w kontekście przyjęcia do pracy jako nauczyciela ? Przepraszam za dość personalne pytanie ale jest to dla mnie istotne czy wiek +40 może być dla mnie problemem pomimo dobrych "papierów"?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My nie odczuliśmy w tym zakresie żadnej dyskryminacji, ale to zapewne dlatego, że nie szukaliśmy pracy w Bangkoku lub w kurortach nadmorskich gdzie jest dużo większa konkurencja.
      Prawdą jest, że w Tajlandii czy Chinach łatwiej znaleźć pracę jako nauczyciel, jak się jest atrakcyjną 20-stoletnią blondynką-Amerykanką, nie ważne z jakimi papierami ;-) Ale wszystkie te Amerykanki wolą pracować i mieszkać w Bangkoku lub nad morzem więc np. w Isaanie, gdzie my mieszkamy, znamy wielu nauczycieli w wieku 60+.
      Pozdrawiamy


      Usuń
    2. dziękuję za odpowiedź, bardzo mnie to uspokoiło. W takim jednak razie nasuwa mi się kolejne pytanie czy to państwo szukali pracy na Isaanie czy to praca znalazła państwa już tam mieszkających czyli generalnie jak zacząć szukać pracy albo jak sobie pomóc aby praca nauczyciela znalazła nas?

      Usuń
    3. To my szukaliśmy pracy, korzystaliśmy z tej strony http://www.ajarn.com/
      Można tam znaleźć dużo informacji na temat pracy nauczyciela oraz ofert gdzie należy wysyłać swoje CV i czekać aż szkoła się skontaktuje. Trzeba również również uwzględnić, że największy ruch kadrowy (podobnie jak w Polsce) jest przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego. W Tajlandii rok szkolny kończy się w marcu, w połowie maja zaczyna nowy.

      Usuń
    4. dzień dobry, ponownie, przestudiowałem tą stronę dość dokładnie i jest tam ponad 200 nauczycieli szukających pracy. Większość z nich mieszka w Tajlandii. Czy to oznacza, że w szkołach jest duża rotacja czyli np nauczyciel pracuje tylko 1 rok i musi szukać kolejnego zatrudnienia w innej szkole czy też szkoła chętnie zwalnia nauczyciela i szuka kolejnego albo też jeśli trafi się młodszy i np ładniejsza nauczycielka to szkoła zwolni starszego? Jaka jest stabilność pracy nauczyciela? Oczywiście nie chodzi mi o gwarancje jakie są w Polsce typu karta nauczyciela bo to ma swoje minusy ale tak zdroworozsądkowo czy można liczyć na to, że jeśli się dobrze pracuje to nie trzeba sie martwić że każdego dnia można zostać zwolniony z powodów innych niż merytoryczne? A może to nauczyciele szukają innej pracy z różnych powodów? Dziękuję za poprzednie wiadomości

      Usuń
    5. Właściwie trzeba zacząć od tego, że w Tajlandii niczego nie można być pewnym na 100%, zaczynając od sytuacji politycznej tego kraju. Często powtarzam, żeby tylko polityka nie zepsuła nam tego raju, który tu mamy ;-)
      Nie jesteśmy native speakerami, więc nasza pozycja nauczyciela angielskiego nie jest pewna, np. w Chinach jakoś rok temu wprowadzono nowe przepisy, że tylko native speakerzy mogą dostać pozwolenie na bycie nauczycielem ang., pozostali pracują nielegalnie, nie mają wizy pracowniczej itd. Nie ma pewności jak będzie w Tajlandii za rok czy dwa...
      My pobyt tutaj traktujemy jak przygodę, co będzie to będzie.
      Nauczyciele ciągle szukają nowej pracy z różnych powodów, chcą mieszkać gdzie indziej, zarabiać więcej itd. Jest też możliwe, że szkoła rezygnuje z nauczyciela bo ma kogoś innego np. native speakera. Kontrakty są zawsze na rok i nie ma gwarancji, że za rok zostanie się w tej samej szkole.

      Usuń