czwartek, 15 listopada 2012

Tureckie kebaby w Tajlandii



Jednym z naszych tajlandzkich przystanków był dom młodego Turka Gurkana, który zadomowił się tutaj i jak wielu  Turków rozsianych po całym świecie, robi interesy kulinarne.
Sprzedaż kebabów to nie pierwszy z jego pomysłów, sprzedawał już  wcześniej kawę i soki a także był imamem w swoim rodzinnym mieście...
Poznając historię Gurkana i patrząc od kuchni na jego kebabowy biznes stwierdziłam, że Turcy to odważny naród. 
Przyzwyczailiśmy się do tego, że tureckie kebaby można kupić niemal wszędzie na świecie i to sprzedawane przez rodowitych Turków. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, że to oznacza, iż w tych ludziach tkwi  odwaga  wyruszenia w świat i podjęcia walki o tworzenie nowego życia w obcym kraju.  Co wcale nie jest łatwe. No dobra, jedna rzecz ułatwia sprawę, wszędzie znajdzie się jakiś rodak, który pomoże.
Tak mniej więcej było z naszym Gurkanem.

Wyjechał z Turcji w wieku 24 lat, był to jego pierwszy wyjazd zagraniczny. Wybrał Tajlandię po tak mu poradził jakiś kolega. Początki nie były łatwe, załatwianie wiz biznesowych, pozwoleń na biznes, zakładanie firmy w Tajlandii, wchodzenie w układy z lokalną ludnością (inaczej nie można prowadzić żadnego biznesu) i jeszcze trzeba zatrudnić  5 Tajów, a przynajmniej opłacić im ubezpieczenie, takie są przepisy. Faktem jest, że przez to wszystko przeprowadzali go rodacy, którzy mieli już to za sobą.
Teraz, po 4 latach mieszkania w Tajlandii, prowadzi swój mały biznesik, czyli budkę z kebabem. Mówi w języku tajskim na poziomie komunikatywnym, chociaż  nigdy nie chodził na żadne kursy.
Co rano wstaje wcześnie, żeby zagnieść ciasto i przygotować, a potem upiec około 40-50 placków, różnie nazywanych pita, roti. Potem już tylko ustawia się na stanowisku, na którym spędza cały dzień.  Budkę pożyczył mu kolega Turek. Około 20-tej zamyka interes i jedzie na zakupy, trzeba kupić kurczaki, mąkę, warzywa na następny dzień. I tak w kółko...
Gurkan nigdy nie uczył się gotować, wszystko pokazał mu jeden z jego rodaków.  Jego zmagania to trochę jakbym ja zaczęła robić torty urodzinowe, których nigdy nie robiłam. Dodam jeszcze, że gdyby nasz sanepid zobaczył jak wszystko się odbywa to szybko zamknąłby cały biznes.  Nie żeby było brudno, ale wyobraźcie sobie młodego chłopaka w kuchni.
My na jego miejscu zastanawialibyśmy się:
- czy damy radę, przecież w życiu nie robiliśmy kebabów
- tyle spraw do załatwienia, papierów, biurokracji w tym obcym świecie
- jeszcze taka korupcja, jak przyjdzie policjant, trzeba mu dać w łapę .....
i chyba byśmy się zniechęcili...
A on po prostu pożyczył od kolegi samobieżny piekarnik, przeszedł krótką lekcję i rozpoczął biznes.
Gurkan mówi, że musi zarobić na opłacenie armii w Turcji. Żeby uniknąć wojska trzeba zapłacić 10 tys Euro. Jeszcze mu sporo brakuje.  W dodatku niedawno zmarł jego ojciec, on jako najstarszy syn musi teraz dbać o całą rodzinę. Bardzo się o nich martwi i jak tylko może wysyła im pieniądze.
Miał dziewczynę w Tajlandii, ale rodzina zaprotestowała i musiał z nią zerwać. Oczywiście mógłby przed nimi ukrywać, ale i tak ślubu by z nią nie wziął więc po co oszukiwać, angażować się...
Gurkan to niesamowicie pozytywny chłopak, ciągle uśmiechnięty i zadowolony.  Wierzy, że jeżeli bóg stawia przed nim trudności to dlatego, że szykuje dla niego coś lepszego.  Wierzy, że ludziom należy pomagać, dlatego zaprosił nas do siebie na 3 dni.
Aż mi się udzieliło to jego pozytywne nastawienie do życia...


8 komentarzy:

  1. ja uważam, ze w takiej kuchni na kółkach jest czysciej niz w kuchni w pieknych restauracjach. DO tego, czyż może byc coś lepszego niż zapach smażonego mięsa lub warzyw na świeżym powietrzu?

    Pozdrawiam szczęsciarzy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkowicie się z tobą zgadzamy ;-) Jeszcze się mogę pochwalić, że miałam darmowy kurs doszkolenia w zakresie robienia roti, czy jak to "u nas" w Indiach mówią czapati. Będę teraz trenować po powrocie....

    OdpowiedzUsuń
  3. Po opisie widać, że budka z kebabem to jednak niemały wyczyn. Jeśli jeszcze przy okazji trzeba utrzymać całą rodzinę i wyruszyć do obcego kraju jest na pewno bardzo trudne. Swoją drogą fajnie zobaczyć tak dalekie zakątki świata. My ostatnio zwiedziliśmy Czarnogórę, było cudownie. Jeśli masz ochotę to zapraszam do nas Szepty Szcześcia. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będziemy do was zaglądać ;-) Pozdrawiamy i zapraszamy do Indii, może kiedyś nas odwiedzicie.

      Usuń
  4. Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miły komentarz:) Aż się zdziwiłam, że ktoś jeszcze to czyta. To historia sprzed 8 lat...

      Usuń
  5. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń