piątek, 28 czerwca 2013

Rok szkolny 2556/57



W Polsce właśnie zaczynają się wakacje, a my w Tajlandii, całkiem niedawno, w maju, zaczęliśmy nowy rok szkolny 2556/57. O tym dlaczego żyjemy „w przyszłości” pisaliśmy TUTAJ.
Wakacje będziemy mieć w kwietniu i maju, a ferie zimowe w październiku;-) 
No ale przecież żyjemy teraz w innej „czasoprzestrzeni”, więc wszystko jest możliwe...
1. Nawet to, że w szkole nie ma dzwonków, to nauczyciel decyduje o tym kiedy zaczyna i kończy się lekcja. Zgodnie z planem jedna lekcja kończy się np. o 10.10, a następna zaczyna .... o 10.10 i to często w innym budynku. Czyli właściwie nikt nie zaczyna i nie kończy o czasie, ale wszystko jakoś się kręci.

Codziennie rano zaczynamy półgodzinnym apelem, który często zahacza o pierwsza lekcję. Potem 4 lekcje jedna po drugiej (teoretycznie, ale tylko teoretycznie - po  50min), następnie długa, półtora godzinna przerwa obiadowa i znowu 4 lekcje jedna po drugiej, bez przerw.
2.W szkole, jak już kiedyś pisałam, często mamy jakieś imprezy i lekcje „wypadają”.  W czasie takich zajęć rozrywkowych najczęściej uczniowie sami sobą się zajmują i nikt ich nie nadzoruje. Ulubioną ich zabawą jest BUM BUM dance czyli grają, śpiewają i tańczą, głównie kawałki znane i lubiane z programów telewizyjnych.
Jeżeli lekcje „wypadają” z powodu nieobecności nauczyciela, nikt się nie przejmuje robieniem zastępstw, uczniowie i tak muszą siedzieć w szkole od 8 do 16, nie ważne czy mają zajęcia czy nie.
 3. Zastanawiamy się czasami skąd rząd Tajlandii ma tyle pieniędzy na marnowanie ich w szkołach. Szkoła w Tajlandii jest obowiązkowa i bezpłatna. Co prawda rodzice płacą coś w rodzaju naszego Komitetu Rodzicielskiego, ale to niewielkie kwoty.
-Szkoła płaci uczniom za podręczniki, co roku nowe, całe komplety. 
-Szkoła wydaje mnóstwo kasy na tysiące, miliony kserowanych stron, nikt nie pilnuje tego kto ile kseruje, można iść sobie samemu do punktu pt. Ksero i machnąć 2000 stron.
-Szkoła organizuje co jakiś czas szkolenia dla nauczycieli (na szczęście tajskich, nie dla nas), często są to imprezy wyjazdowe, z noclegami, za wszystko oczywiście płaci szkoła.
- Szkoła zakupuje setki dzienników. Tutaj każdy nauczyciel ma dziennik do klasy, w której uczy. Jeżeli ja uczę 19 różnych klas to mam 19 dzienników, jeżeli Rajski uczy 19 różnych klas to ma swoich 19 dzienników itd. Biorąc pod uwagę, że w szkole jest około 300 nauczycieli to ilość dzienników idzie w tysiące.  Oprócz tego istnieją oddzielne „dzienniki” to podpisywania się w czasie lekcji, te z kolei przynależą do danej klasy i co miesiąc są wprowadzane nowe.  Różnych klas mamy jakieś 80, więc ilość książek i ksiąg, które szkoła zakupuje, a potem gromadzi to już chyba setki tysiący.

No ale w końcu żyjemy w innej czasoprzestrzeni, więc niczemu się nie dziwimy....

2 komentarze:

  1. Witam,
    Czy bylaby mozliwość dopytania się mailowo o pewne rzeczy związane z indiami? Takie jak hotele, pociągi?
    moj adres mailowy: grzesiek.borzecki@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewno że można popytać;-) Chociaż warto tez zajrzeć TUTAJ http://rajscy.blogspot.com/p/porady-dla-podroznikow.html
    W "Poradach dla podróżnik" pisalismy sporo o hotelach i pociągach.
    Jak masz jakies pytania pisz śmiało.

    OdpowiedzUsuń