Co jakiś czas
dostajemy listy od osób, które chciałyby zaistnieć w Bollywoodzie. Najczęściej
są to turyści odwiedzający Mumbai. Chcą poświęcić swój dzień wakacyjny, żeby
zobaczyć jak działa ten magiczny świat filmowy i potem zobaczyć się w
dwusekundowych ujęciach w okienku TV. Indyjscy
agenci wykorzystają to brutalnie: 500Rs
za 12 godzin pracy dla „białego”, przeważnie
około 1500Rs dla agenta -75% prowizji całkiem niezły zarobek. Ale turysta się
cieszy, że pojawi się w Bollywood, poszedłby nawet za darmo. Czy warto? Na to pytanie nie ma jednoznacznej
odpowiedzi, dla jednych to fajna przygoda, dla innych strata czasu, a dla Soni,
której opowieść dzisiaj przeczytacie okazało się wręcz traumatycznym przeżyciem
- „atmosfera tego planu podeptała moją godność”.
Legenda
▼
niedziela, 30 grudnia 2012
środa, 26 grudnia 2012
Wesołych Świąt ! Fajnie być żoną Mikołaja!
Mieszkanie w ciepłych krajach ma swoje plusy i minusy,
niewątpliwie do minusów można zaliczyć fakt, że jakoś świąt nie widać i nie
czuć. Wypatrując jakichkolwiek oznak świątecznych najlepiej wybrać się do “Mola”.
Duże sklepy i galerie pod tym względem nie zawiodą, zawsze postawią choinkę, a
nawet przy odrobinie szczęścia można usłyszeć Happy Birthday Jesus w wykonaniu
grupy dzieci w mikołajowych czapeczkach… W tym roku dodatkową atrakcją dla nas
była wystrojona araucaria (drzewko iglastopodobne) przed naszym blokiem.
piątek, 21 grudnia 2012
Koniec świata – bawoły biegają po plaży.
To były
najdziwniejsze wyścigi jakie widzieliśmy... Wybraliśmy się na wycieczkę do
Alibaugu i dalej do małej wioski Chikani, gdzie spacerując podziwialiśmy dostojnie wyglądające bawoły.
Zupełnie przypadkiem dowiedzieliśmy się, że na drugi dzień rano, na plaży
w następnej wsi odbywa się ciekawa impreza - wyścigi bryczek zaprzężonych w
bawoły, a podziwiany przez nas okaz właśnie się tam wybiera. Pikanterii całemu
wydarzeniu dodaje fakt, że wyścigi są nielegalne, mimo to odbywają się co roku,
o czym zapewne musi wiedzieć lokalna władza, ale w końcu to Indie ... tu
wszystko jest możliwe.
niedziela, 16 grudnia 2012
Ucieczka do Indii
Wczoraj Rajski
odebrał tel., w którym znajomy Hindus poinformował nas, że „Robin past away”.
Robin, Brytyjczyk, którego spotykaliśmy od czasu do czasu w naszym światku
Bollywoodzkim, zmarł na atak serca. Miał
jakieś 50 – 60 lat i jak wielu spotykanych tutaj ludzi, przeżywał swoje drugie albo trzecie życie.
Indie to taki dziwny kraj do którego się ucieka ... jak jest ci źle, wszystko idzie nie tak, życie masz pokręcone,
chcesz zacząć od nowa...
Robin był nie
pierwszą i pewno nie ostatnią osobą, która dobrze wpisuje się w ten schemat.
czwartek, 13 grudnia 2012
Wycieczka do MURUD, czyli o forcie, którego nigdy nie zdobyto.
Co
robić jak się mieszka w Mumbaju i chce się odpocząć od tej miejskiej dżungli?
Trzeba wybrać się gdzieś na wycieczkę. Niestety jechać musimy dość długo bo
Mumbaj wielki i gdzie okiem sięgnąć ciągle widać ludzkie zabudowania. Podobno w
Indiach nie można być samemu bo zaraz znajdą się wokół tłumy ludzi. No ale może
przynajmniej trochę spokojniej, wiejsko, jakiś horyzont niezabudowany...
Takim
ciekawym, w miarę spokojnym miejscem jest Alibaug i dalej Murud z pięknym fortem.
O wycieczcie do
Murud opowiedziała nam Maria, która mieszkała jakiś czas w Mumbaju więc
sporo zwiedziła.
poniedziałek, 10 grudnia 2012
Mas Jid – Mumbaj NIE dla turystów?
Ponad rok
temu, przez jakieś dwa miesiące, mieszkaliśmy w muzułmańskiej dzielnicy Mas Jid.
Jak się potem dowiedzieliśmy podobno niebezpiecznej dla „białasów”. Właściwie nie wiemy dlaczego
ma taką opinię, my czuliśmy się tam bezpiecznie ... chociaż trzeba przyznać, że
okolica robi wrażenie na świeżo przybyłych turystach. Sprawdzaliśmy to już parę razy, bo mimo
wszystko lubimy tam zaglądać, jak „robimy
za przewodników” po Mumbaju.
piątek, 7 grudnia 2012
Wyścigi konne w Mumbaju
Dzięki naszym
znajomym, w pierwszą niedzielę po powrocie do Indii, wybraliśmy się na wyścigi
konne. To był nasz debiut na takiej imprezie więc wszystko była dla nas nowe i ciekawe. Łato tam trafić, zaraz koło stacji Machalaxmi, po przeciwnej stronie dworca.
Wyścigi konne
w Mumbaju, jak się dowiedzieliśmy, to impreza bardzo znana na całym świecie
wśród specjalistów, hazardzistów.
niedziela, 2 grudnia 2012
Szalony weekend w Bangkoku
Już sam pomysł
Michała, że przyleci do nas, do Bangkoku na 3 dni wydawał nam się szalony. Ze
względu na jego obowiązki zawodowe
przyjeżdża średnio raz na dwa miesiące do Mumbaju, gdzie się poznaliśmy
i regularnie spotykamy ;-) Ale ponieważ tym razem nie było nas w Mumbaju,
Michał zdecydował, że to dobra okazja, żeby zobaczyć Bangkok.
wtorek, 27 listopada 2012
Domki dla duchów
Szczera wiara w duchy wśród wszystkich Azjatów zawsze nas
zadziwia. Europejczycy z reguły te tematy traktują trochę “ z przymrużeniem
oka”, trochę się z tego śmiejemy, żartujemy,
a już na pewno nie wierzymy w krasnoludki, trole czy inne dobre i złe duszki.
Tymczasem we wszystkich odwiedzanych przez nas krajach
azjatyckich do sprawy duchów podchodzi się bardzo poważnie. Co ciekawe nieważne jaką wyznają religie,
zawsze udaje się pogodzić ją z pradawnymi wierzeniami w duchy.
czwartek, 22 listopada 2012
Duch zamknięty w drzewie.
Będąc w Nakhon
Sawan nad rzeką Ping zobaczyliśmy na brzegu wielki pień drzewa a obok, jak
nam się zdawało, sklep z ubraniami.
Sklep dość dziwny bo nikt w nim nie sprzedawał, a ubrania rozwieszone na
wieszakach mocno zakurzone... Pomyśleliśmy, że może to jakiś opuszczony sklep, ale kto by
zostawiał swój stragan z towarem i dlaczego ?
wtorek, 20 listopada 2012
Ceny w Tajlandii, listopad 2012
Dzisiaj bardzo
praktyczny post, przydatny dla wybierających się do Tajlandii, którą można
zwiedzać całkiem tanio. Jest to łatwy
kraj do podróżowania, dobrze zorganizowany transport nie sprawia problemów z
przemieszczaniem, zawsze też można znaleźć hotel odpowiedni na swoją kieszeń.
Nic tylko podróżować!
czwartek, 15 listopada 2012
Tureckie kebaby w Tajlandii
Jednym z
naszych tajlandzkich przystanków był dom młodego Turka Gurkana, który zadomowił
się tutaj i jak wielu Turków rozsianych
po całym świecie, robi interesy kulinarne.
Sprzedaż
kebabów to nie pierwszy z jego pomysłów, sprzedawał już wcześniej kawę i soki a także był imamem w swoim rodzinnym mieście...
Poznając
historię Gurkana i patrząc od kuchni na jego kebabowy biznes stwierdziłam, że Turcy
to odważny naród.
Przyzwyczailiśmy
się do tego, że tureckie kebaby można kupić niemal wszędzie na świecie i to
sprzedawane przez rodowitych Turków. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, że to
oznacza, iż w tych ludziach tkwi
odwaga wyruszenia w świat i
podjęcia walki o tworzenie nowego życia w obcym kraju. Co wcale nie jest łatwe. No dobra, jedna
rzecz ułatwia sprawę, wszędzie znajdzie się jakiś rodak, który pomoże.
Tak mniej
więcej było z naszym Gurkanem.
wtorek, 13 listopada 2012
Mae Sot czyli jedną nogą w Birmie.
Mae Sot to
małe, leniwe miasteczko przy granicy tajlandzko birmańskiej, które całkiem nam
się spodobało. Dlaczego?
- bo jakoś
tutaj nie tajsko tylko kareńsko i birmańsko,
- bo
chcieliśmy zobaczyć wioski plemion górskich mieszkających w Tajlandii, a tutaj
mamy całe miasteczko zamieszkałe głównie przez Karenów,
- bo fajnie
jest podglądać życie „lokalsów” na marketach i od czasu do czasu delektować się
jakimiś smakołykami,
- bo nie
byliśmy jeszcze w Birmie, a tutaj jedną nogą jakbyśmy już byli, nawet doświadczyliśmy
przemytu nadgranicznego kupując birmańską whisky ;-),
- bo
zrobiliśmy sobie fajne wycieczki rowerowe,
- bo Waty są
trochę inne, z odciskiem birmańskich wpływów,
- bo to małe
miasteczko, a takie lubimy.
niedziela, 11 listopada 2012
O urodzinach, których nie było.
W przewodniku
po Tajlandii przeczytaliśmy, że w tym kraju nie jest dobrze widziane okazywanie
złości, zdenerwowania czy agresji. Złotą zasadą Tajów jest ukrywanie wszelkich
trudnych sytuacji, skrępowania za maską uśmiechu.
Rzeczywiście
jak się tu przyjeżdża od razu rzuca się w oczy, że jest to naród, który ciągle się uśmiecha. Szczerze
czy nie szczerze to już inna sprawa.
Takim wiecznie
uśmiechniętym okazał się nasz gospodarz w Mae Hong Son.
piątek, 9 listopada 2012
W Mae Hong Son świątynia przegląda się w jeziorze.
Wat Chong Klang nocą. |
W Mae Hong Son świątynia Wat Chong Klang przegląda się w jeziorze. Brzmi poetycko? No i tak też
wygląda. Biało złote chedi świecące odbitym blaskiem i niezwykłe zdobienia świątyni robią naprawdę duże wrażenie.
W nocy, oświetlona tak, że bije od niej blask, wygląda wręcz
bajkowo. Nie wiem gdzie Rajska wyczytała o tym Mae Hong Son, bo jest to
tajlandzki koniec świata, ale jak dla mnie, jest tu dużo ciekawiej niż w
przereklamowanym Pai. Jest spokojnie,
nie ma tłumu turystów i jest ... tajsko.
środa, 7 listopada 2012
Spotkania seniorów.
W małej
tajskiej miejscowości Mae Hong Son, na skwerku zieleni, przed naszym balkonem
gdzie pijemy kawę, codziennie porą popołudniową zbiera się grupa tajskich
seniorów. Kobiety i mężczyźni w wieku trudnym do określenia, ale z pewnością
50+ spotykają się, żeby złożyć sobie ukłon ze złożonymi rękami, powiedzieć
„Sawasdiii”, pogadać , pouśmiechać się .... W pewnym momencie rozlega się
muzyka, przyjechała tutaj na wózeczku w postaci kolumny z jakimś samograjem.
sobota, 3 listopada 2012
Mnisi buddyjscy.
Tajlandia to kraj zamieszkany w 95% przez Buddystów, nie
dziwią więc widoki mężczyzn ubranych na pomarańczowo, z ogolonymi głowami czyli
mnichów buddyjskich. Jak dla nas, obok Watów,
taki obrazek to wręcz symbol Tajlandii. Podobne widoki kojarzą nam się z Laosem, Kambodżą, Sri Lanką czy okolicami Himalajów.
Jak zostać mnichem
buddyjskim?
czwartek, 1 listopada 2012
Buddyjskie cmentarze.
Okres „Wszystkich
Świętych” zawsze wywoływał u mnie nostalgię i listopadową zadumę. Oczywiście wcale
nie czuję, że jest listopad, mamy jakieś 25 - 30 C, piękny, słoneczny dzień,
ale mimo to postanowiliśmy starym zwyczajem, odwiedzić cmentarz.
Tym razem cmentarz buddyjski, ponieważ jesteśmy w Tajlandii, kraju zdominowanym przez Buddyzm.
Nie jest to
problem, bo właściwie przy większości Watów (kompleksów świątynnych) można znaleźć „mini
cmentarze” czyli miejsce z nagrobkami.
W Mae Hong Son
znaleźliśmy trzy takie miejsca. Jedno z nich znajduje się w pobliżu świątyni na wzgórzu Doi Kong Mu. Kilkanaście starych zniszczonych
oraz kilka nowych nagrobków pięknie położonych wśród drzew.
niedziela, 28 października 2012
Pai jak Disneyland, czyli jak tworzy się atrakcje turystyczne.
Z Chiang Mai
wybraliśmy się na północny zachód do miejscowości PAI. Zwykły autobus 75 B (bez
klimy), 150 B van z klimą.
W przewodniku
LP napisano, że Pai to drugie Khao San Road, czyli miejsce uwielbiane przez
backpackersów. Rzeczywiście resortów turystycznych jest jak „mrówków”. No i
żeby turyści mieli co robić tysiące knajpek i atrakcji ulicznych.
sobota, 27 października 2012
Starówka w Chiang Mai
Chiang Mai
nazywane kiedyś „RÓŻĄ PÓŁNOCY” nie jest już takie piękne jak kiedyś, wokół
rozrosły się bloki mieszkalne, sieć ulic, zwykłe betonowe miasto ale starówka
pozostała urocza.
To kwadrat w
środku miasta, otoczony resztkami starych murów oraz fosą. Można powiedzieć istne „watowisko”, czyli nagromadzenie
przeróżnych Watów (świątyń buddyjskich).
W niedzielne
popołudnie i wieczór starówka zamienia się w uliczne targowisko, co jeszcze
bardziej dodaje jej uroku. Ulice zamknięte dla ruchu stają się straganami z
różnościami, są też punkty masażu i oczywiście uliczne żarcie. A wszystko to
między pięknie oświetlonymi świątyniami.
Można więc zagubić się spacerując, oglądając, smakując...
czwartek, 25 października 2012
Doi Suthep, najciekawsza świątynia w Chiang Mai
Jesteśmy w Chiang Mai już drugi raz, ostatnio byliśmy tu w 2010 r. o czym pisaliśmy TUTAJ. Tak jak poprzednio mieszkamy u „babci Lucy”, Amerykanki poznanej
przez CS. To bardzo miłe uczucie wracać do miejsc, które się zna i lubi.
Czujemy się jakoś tak swojsko. Ten sam pokój z wielkim łóżkiem, ta sama okolica
z ulicznym żarciem, te same atrakcje, waty, świątynie, które już widzieliśmy, ale chętnie zobaczymy
jeszcze raz.
wtorek, 23 października 2012
Uwaga na wolontariaty AIESEC -u w Indiach. Cz. 3
Dzisiaj mała
odskocznia od klimatów tajskich. Wracamy do tematu wolontariatów AIESEC - u w
Indiach. Trzecia i ostatnia historia o tym jak to polskie studentki próbowały
czynić dobro w Indiach. Tym razem
Małgosia Rączka opowie o swoich przygodach i perypetiach. Nasza bohaterka to osoba zaradna i zdecydowana
więc nie „czekając na cud” czyli
realizacje AIESECowych obietnic, wzięła sprawy w swoje ręce... i ruszyła w
podróż po Indiach. Całą przygodę na
bieżąco relacjonowała na BLOGU.
Przy okazji
celem informacji dodam, że cena wizy AIESECowej wzrosła ostatnio do 707zł, chyba że jedzie się na turystycznej, to inna sprawa.
sobota, 20 października 2012
Sukhotaj oznacza Świt Szczęścia
Sukhotaj znane
jest przede wszystkim z tego, że było pierwszym niezależnym królestwem Tajów,
istniejącym co prawda tylko dwa stulecia od połowy XIII do połowy XV w. Ponieważ mieszkańcy Tajlandii są bardzo dumni
ze swojego kraju i jego historii, często to podkreślają. Był to złoty wiek w
historii ich kraju. Obecnie Sukhotaj to nowe zwykłe betonowe miasto oraz oddalone
o 10 km stare miasto, piękne i warte zwiedzenia. Stare miasto to olbrzymi
obszar gdzie można zobaczyć około 70 mniejszych lub większych zabytków, lepiej
lub gorzej zachowanych dawnych świątyń. Chyba najlepszym sposobem zwiedzania
jest wynajęcie rowerów (50B, 5zl/dzień), oprócz atrakcji architektonicznych to
przyjemna wycieczka pięknymi ocienionymi uliczkami.
piątek, 19 października 2012
Pitsanulok i jeszcze dalej....
Następny nasz
pit stop wypadał w Phitsanulok, czyli zgodnie z planem przyjęliśmy kierunek
północna Tajlandia. Przez CS Adam znalazł młodą Tajkę, od której dostaliśmy
zaproszenie więc zadowoleni czekaliśmy na maila z adresem i gotowi byliśmy
ruszać. Z powodu niedogadania prawie zrezygnowaliśmy z tego wyjazdu, a nasza gospodyni o mało nie dostała
negatywa od nas.
Na szczęście
pod ręką byli Anetka i Max. W krytycznym
momencie Max doradził spokój i rozwagę, a Anetka przejęła telefon od Poi i dogadała
się z nią w rodzimym języku. No i okazało się, że wszystkie niejasności
wynikały z różnic kulturowych i językowych. Tyle szczęścia bo rozpoczęliśmy
nową, ciekawą przygodę i gościliśmy znowu w tajskiej rodzinie.
środa, 17 października 2012
Khao San Road - największa ilość białasów/m2 w Azji?
Chyba każde
większe miasto w Azji ma takie miejsce gdzie ilość białych turystów na m2 wydaje się przewyższać ilość miejscowych. W Bangkoku takim miejscem
jest Khao San Road w okolicy nazywanej Bang Lampu (Bang Lamphoo). To tutaj
spotykają się wszyscy turyści plecakowi (backpakerzy), można tu bowiem znaleźć
nocleg w atrakcyjnej cenie, np. Hotel
Budget 300B (ok. 30 zl) za 2 osobowy pokój, skromnie ale czysto, ze wspólną łazienką.
niedziela, 14 października 2012
Na wsi w Bangkoku.
Po 2 latach
mieszkania w Mumbaju jesteśmy jakby w innym świecie, ciągle porównujemy,
wszystko jest inne i to jest wspaniałe.
piątek, 12 października 2012
O tym jak NIE wyjechaliśmy z Bombaju, czyli przyjaciół poznaje się w biedzie.
Misternie
przygotowany i ułożony plan zakładał, że 8 października powinniśmy opuścić Bombaj i
być w drodze do Tajlandii, wszystko szło zgodnie z planem. Do czasu! Ale jak
się wali to już na całego i wtedy sprawdza się przysłowie „prawdziwych
przyjaciół poznaje się w biedzie” , dokładnie tak było tym razem...
1. Przygotowania
do wyjazdu.
a) Zakup
biletów dokonany z dużym wyprzedzeniem. W promocji kupione bilety lotnicze z
Kalkuty do Bangkoku, bilety na pociąg do Kalkuty też w dobrej cenie, wszystko
ok.
b) Plan
podróży (jak zawsze) mniej więcej ustalony, szczegóły wychodzą w trakcie.
c) Noclegi w
CS zaplanowane, mamy 4 zaproszenia, jest super!
d) Impreza
pożegnalna, przeszła nasze oczekiwania.
wtorek, 9 października 2012
Uwaga na wolontariaty AIESEC -u w Indiach! Cz. 2
Dzisiaj 2
część historii studentek, które chciały czynić dobro w Indiach za sprawą
organizacji AIESEC. Pierwsza część TUTAJ. Tym razem głos oddajemy Tosi Zarakowskiej, która po raz pierwszy była na
takim wolontariacie i zdecydowała się na dwa programy, w dwóch różnych
miejscach Indii. Pierwszy w Chennai był w miarę ok, ale drugi w Suracie to już
katastrofa... ale cała historia dała jej
wiarę w siebie i niebywałą siłę wewnętrzną. Przeczytajcie jak to było...
piątek, 5 października 2012
Indie jak słodko – kwaśne cukierki.
„Indie... są za trudne dla mnie... niestety.”
Kasia Krawiec z racji zawodu w podróże wybiera
się tylko w czasie wakacji, ale pora deszczowa w Indiach nie taka straszna,
więc nie stanowiła problemu. To nie był
jej pierwszy kraj azjatycki wiedziała więc mniej więcej czego się spodziewać,
jednak ... najbardziej zawiodła się na ludziach. Pozostały negatywne odczucia, ale też przeświadczenie,
że to fascynujący kraj, warto go odwiedzić i poznawać wszystkimi zmysłami.
wtorek, 2 października 2012
Uwaga na wolontariaty AIESEC -u w Indiach! cz.1
AISEC to
międzynarodowa organizacja, która wysyła studentów na wolontariaty lub praktyki
do krajów całego świata, również do Indii. Żeby się „załapać” na taki program
najpierw trzeba stać się członkiem tej organizacji, czyli po pierwsze być
studentem lub świeżo po studiach (maksymalnie 2 lata), a po drugie zapłacić za
to. Trzeba jeszcze znać angielski, być zweryfikowanym, wybranym i mieć mniej
niż 30 lat. Potem już całość wydaje się
być prosta i dobrze zorganizowana, wybierasz program, który cię interesuje,
kraj gdzie chcesz jechać, płacisz za wizę, bilety, zbierasz gotówkę potrzebną na
pobyt, podpisujesz umowy i lecisz. Na miejscu jednak czasami okazuje się , że
nie wszystko wygląda tak jak miało wyglądać.
niedziela, 30 września 2012
Pożegnanie Ganesha.
To był ten
dzień - 29 września, pełnia księżyca, dzień wyznaczony przez astrologów. W tym
dniu Mumbaj ogarnęło szaleństwo zabawy, radości, wiwatowania, czyli świętowanie
po hindusku.
Zastanawialiśmy
się nad tym, że u nas nie ma takich świąt, w czasie których ludzie wychodzą na
ulicę, tańczą, grają, śpiewają, posypują się kolorowymi proszkami i jeszcze za
darmo rozdają jedzenie. Tak żegna się Ganesha.
Po kilku dniach goszczenia go w domach, biurach, fabrykach, dzielnicach trzeba go teraz wrzucić do wody.
czwartek, 27 września 2012
Polonia w Bombaju.
Po raz pierwszy występowaliśmy jako indyjska Polonia rok
temu, kiedy to spotkaliśmy się z podróżnikami panami Ryszardem i Jackiem. Byli oni na trasie swojej wyprawy “Śladami Polonii na świecie”. Oprócz nas i podróżników w spotkaniu uczestniczyła nasza znajoma
Ania, która ma męża Hindusa i mieszka tutaj dłużej od nas. Rozmawialiśmy
wówczas o tym, kogo można uznać za przedstawiciela Polonii. Jak długo trzeba mieszkać za granicą, żeby
należeć “do klubu”. “Ciocia Wikipedia” mówi, że to po prostu grupa Polaków
mieszkająca za granicą i jej liczebność w Indiach to około 100 osób. My uważaliśmy, że trzeba być przynajmniej “krzokiem”,
natomiast my, to raczej tylko “ptoki”.
Już wyjaśniam, co to znaczy.
poniedziałek, 24 września 2012
sobota, 22 września 2012
Indianowo – śmietnikowo.
Bartek z Zielonej
Góry podróżował po Indiach w znanej nam już ekipie z Kasią i Grzegorzem. Wywiad
Kasi zamieściliśmy TUTAJ. Tym razem Indie oczami Bartka, który potraktował
sprawę z pewną dozą dowcipu i ironii, jak przystało na mieszkańca „zielonogórskiego
zagłębia kabaretowego”.
I nie ma się
co irytować, każdy ma prawo do swojej oceny tego dziwnego kraju.
Główna rada Bartka dla
wybierających się do Indii: przed wyjazdem najlepiej wybrać się na obóz
kondycyjno szkoleniowy na pobliskie wysypisko śmieci i spędzić tam weekend. Nic
dodać, nic ująć, trzeba wiedzieć gdzie się jedzie!
środa, 19 września 2012
Wesołego Ganesha czyli Święto Ganpati!
Dzisiaj w Bombaju rozpoczęło się jedno z większych świąt
hinduskich. Lord Ganesha – bóg dostatku i pomyślności z głową słonia jest
ulubieńcem Mumbajczyków, dlatego właśnie tutaj jego święto obchodzone jest
najhuczniej.
Atrybutem tego boga oprócz słoniowej głowy jest wielki
brzuch, cztery ręce i szczur, na którym podobno jeździ. Zawsze pokazywany jest
bez jednego kła. Różne są historie jak go stracił, jedna z nich mówi, że pisał
nim słynne hinduskie opowieści między innymi Ramajanę.
Zgodnie z legendami Ganesha nie miał łatwego dzieciństwa.
Jest synem Shiwy i Parwati. Kiedyś był zwykłym boskim chłopcem, dopóki jego
ojciec się nie zdenerwował i nie obciął mu głowy. Dlaczego? Tu mity podają różne wersje. Jedna
mówi, że nie wiedział o istnieniu syna, wrócił do domu, a tu jakiś dzieciak biega i wrzeszczy, więc obciął mu głowę. Jak się dowiedział, że to jego syn, próbował na szybko ratować sytuację, akurat nawinął się pod rękę słoń. Jakie są dalsze losy słonia, legendy milczą.
poniedziałek, 17 września 2012
Zakazana miłość.
Polka poznała Hindusa, zakochali się i postanowili pobrać.
Cóż w tym dziwnego i zakazanego? Piękna miłość, piękny ślub, piękne życie…. ale
w Indiach za tym wszystkim jest jeszcze jego rodzina i kasta, która nie
pozwala, nie zgadza się. Oni mają to szczęście, że mimo przeciwności są razem,
ale rysa na ich szczęściu niestety została.
Oto jej historia....
sobota, 15 września 2012
Czy monsun to dobra pora na zwiedzanie Indii?
Kasia z
Zielonej Góry razem z silną ekipą w składzie Grzesiek + Bartek wybrali się do
Indii celowo w czasie monsunu, bo ... jest chłodniej. Oprócz deszczu Kasia
spodziewała się większej „masakry” niż w jakimkolwiek innym zwiedzanym przez nią kraju i tak było! Ale
podobało się, było super, tylko (jak twierdzi) Indie trzeba czuć, nie są dla wszystkich!
Rada: nie należy nikogo namawiać na Indie, trzeba samemu chcieć tu przyjechać.
czwartek, 13 września 2012
Bollywood od kuchni czyli „ruskie pierogi”.
Dzisiaj będzie
o Bollywoodzkiej przygodzie Saszy i o tym jak działa rosyjska konkurencja.
Sasza to
bardzo miły facet, z którym znamy się i przyjaźnimy od dawna. Jest jednym z
tysięcy Rosjan zwabionych wizją łatwych pieniędzy jakie można zarobić w
Bollywoodzie.
W swoim artykule
(którego przetłumaczone fragmenty zamieszczamy dzisiaj) opisuje jak wyglądają jego
relacje z innymi Rosjanami. To oni najlepiej wykorzystują zapotrzebowanie
indyjskiej kinematografii na „białych”, przyjeżdża ich tu więcej i więcej ,
razem mieszkają, razem się trzymają, wydawało nam się, że się wspierają. Jak jest naprawdę, przeczytajcie sami.
poniedziałek, 10 września 2012
26/11- film o zamachu terrorystycznym na hotel Taj Mahal w Bombaju.
Hotel Taj Mahal |
“Projekt 26/11” to roboczy tytuł filmu, który opowiada o
serii ataków z 26 listopada 2008r. w centrum Mumbaju. Zamachy rozpoczęły się około godz. 22.30 lokalnego czasu i trwały
trzy dni. Ataki terrorystyczne przeprowadzono w wielu punktach miasta,
w tym w luksusowych hotelach Taj Mahal i Oberoi, na stacji
kolejowej oraz lotnisku, w centrum kultury żydowskiej, w szpitalu oraz
w okolicy kwatery głównej policji w południowym Bombaju.
czwartek, 6 września 2012
Polskie tęsknoty jedzeniowe!
Chyba wszyscy
Polacy mieszkający za granicą wiedzą co to znaczy. Najlepiej mają się ci,
którzy mogą gdzieś na obczyźnie odwiedzić „polskie sklepy” lub przynajmniej kupić
gdzieś polskie produkty. Im dalej od Polski tym trudniej, a w Indiach to już w
ogóle niemożliwe. Już po miesiącu pobytu za granicą dopada Polaków ochota na
świeże, chrupiące pieczywo, polską kiełbasę, bigos, kiszone ogórki,
śledzie itd.... A w miarę upływu czasu jest coraz gorzej! Po prawie 3 latach
bycia na obczyźnie każdy gość przywożący polskie kabanosy czy żółty ser witany
jest z radością, a każdy kęs smakowany jak delicje! Mamy to szczęście, że
odwiedzają nas tacy goście, za co jesteśmy im niezmiernie wdzięczni ;-)
poniedziałek, 3 września 2012
Witaj szkoło!
Przez większość mojego życia 1 września był dniem kiedy
zaczynała się szkoła. Najpierw będąc uczniem potem nauczycielem w tym dniu
zaczynałam „nowy rok”. Ale w życiu wszystko kiedyś się zmienia i teraz ten
dzień oznaczał, że byłam na planie filmowym, zaczął się ostatni miesiąc
monsunów i tyle mi się kojarzy z 1 września, który właśnie minął.
W Indiach rozpoczęcie roku szkolnego ma różne daty. Wszystko zależy, o którym stanie rozmawiamy.
I tak np. w Mumbaju (stan Maharasztra) 1 września mają w czerwcu, w Sikkim w
styczniu, a na Kerali w maju.
Wspólną cechą systemu edukacyjnego w tym kraju jest to, że niezależnie od tego kiedy szkoła się
kończy i zaczyna ma dwie dłuższe przerwy wakacyjne i wiele wolnych dni z powodu
różnych świąt.
piątek, 31 sierpnia 2012
Czy mieszkanie w Indiach znieczula na biedę?
Chyba tak –
muszę to szczerze przyznać.
Mieszkam tu
już dwa lata i widok babci bez palców u rąk nóg, żebrających dzieci,
niewidomego dziadka i ludzi mieszkających pod mostem stał się dla mnie
codziennością. Mijam ich jak wystawy sklepowe, które już mi się opatrzyły.
Prawdą
natomiast jest, że nigdy w życiu nie widziałam tylu ludzi z fizycznymi
ułomnościami, zniekształconych, oszpeconych, poparzonych, bez rąk, nóg, palców,
nosów, z garbami.... Te wszystkie kalectwa są dodatkowo eksponowane,
prezentowane, wystawione na widok publiczny, są przecież sposobem zarabiania
pieniędzy.
poniedziałek, 27 sierpnia 2012
"Lalki w ogniu", moja subiektywna opinia.
Na temat książki „Lalki w ogniu” Pauliny Wilk głośno jest od
pewnego czasu wśród ludzi, którzy interesują się Indiami lub są z nimi jakoś
związani. Będąc w Indiach nie jest łatwo kupić polską książkę, ale my mieliśmy
szczęście i Ewa dostała ją w prezencie od Agnieszki, z którą wspólnie zwiedzały
Mumbai.
Początkowo byłem wręcz oczarowany poetyckością
opisów otaczającej nas rzeczywistości, szczególnie, że mnie na co dzień ta
poetyckość jakoś umyka..... Jednak w miarę czytania, kiedy poetyckie opisy
dotyczyły rzeczy brzydkich, brudnych, nieczystych ten sposób opisywania coraz
mniej zaczął mi pasować. Na pytanie Ewy, jak mi się podobają „Lalki”
odpowiedziałem „ To najbardziej poetycki opis srania na torach jaki czytałem”.
piątek, 24 sierpnia 2012
Małżeństwa aranżowane, czyli samochód na drewnianych kołach.
Wynalezienie
koła było epokowym i bez wątpienia jednym z najważniejszych wydarzeń w dziejach
ludzkości. Koło początkowo było wycięte z jednego kawałka pnia, potem dostało
szprychy i obręcz, następnie felgę, oponę i dętkę, a obecnie jeździmy na
oponach bezdętkowych.
Do tematu
motoryzacyjnego wrócimy jeszcze, ale przedmiotem moich rozważań dzisiejszych są
małżeństwa aranżowane.
Rozwój
cywilizacyjny w Indiach gna naprzód bez opamiętania. Każdy chce mieć
komórkę i motor, bez których nie wyobraża sobie życia.
Telewizor musi być w każdym domu nawet takim z papieru. Cywilizacja wygoniła z
miast riksze ciągnięte przez człowieka. Postęp na ulicach jest widoczny, ale w
tradycjach przekazywanych z dziada pradziada idzie dużo wolniej. Nie zdarza się już, żeby żona była palona na
stosie po śmierci męża (co było praktykowane przez wiele lat), ale instytucja
małżeństwa aranżowanego ma się dobrze i jeżeli widać jakieś drobne pęknięcia w
systemie, to sam system działa nad wyraz skutecznie.
środa, 22 sierpnia 2012
Kurorty górskie w Indiach - Munnar
Najbardziej znane
kurorty górskie znajdują się oczywiście na przedgórzu Himalajów, na północy
Indii. Założone i rozbudowywane przez Brytyjczyków, którzy zmęczeni nieznośnym
indyjskim upałem szukali tam ochłodzenia. Takie miasta jak Shimla (Szimla),
Manali, Riszikesz do dzisiaj są oblegane w czasie upałów. A Szimla, uważana za
królową górskich, himalajskich kurortów to miejsce gdzie „wypada bywać”, trochę
jak nasze Zakopane. W okresie brytyjskiej kolonizacji tutaj właśnie przenosił się
rząd w okresie letnim. Co roku ogromne karawany papierzysk i brytyjskich
biurokratów przybywały tu z Delhi.
Ale dzisiaj
chce napisać o innym górskim kurorcie, położonym na przeciwnym biegunie Indii,
na południu. Na granicy Kerali i Tamilnadu znajdują się Góry Kardamonowe gdzie
można znaleźć przepiękne, małe miasteczko Munnar. Zaraz obok w następnym paśmie
górskim jeszcze bardzie znaną, ale jak dla nas mniej ciekawą miejscowość Ooty
(Uty).
niedziela, 19 sierpnia 2012
W Mumbaju lamparty zabijają ludzi.
Żeby dotrzeć
do naszego osiedla musimy przejechać przez las (Hindusi mówią na to dżungla) i
tu zaczyna się problem, szczególnie po
zmroku. Nie tak łatwo namówić rikszarza do pokonania tej drogi. Najpierw udaje,
że nie wie, gdzie to jest, uspakajamy, że my znamy drogę. Wtedy on zaczyna
machać rękami i wołać: cita, cita co ma
oznaczać chitach, chitach, dając do
zrozumienia, że obawia się ataku lamparta, a kiedy i to nas nie zniechęca
zaczyna „żegnać się” wielokrotnie i mówić coś o duchach.
czwartek, 16 sierpnia 2012
Maduraj – najbardziej kolorowa świątynia hinduska.
Tamilnadu to południowy stan Indii, w którym zawsze bardziej
ceniono pobożność niż waleczność dlatego nie ma tu fortów, warowni i armat natomiast można znaleźć tysiące świątyń. Właściwie każde większe
miasteczko posiada kompleks świątynny.
My swego czasu zwiedzaliśmy taki właśnie kompleks w
Maduraju - świątynie Minakszi. Co do urody porównywana nawet do Taj Mahal.
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
O świętych krowach.
Łażą po bazarach wyskubując co smakowitsze kąski,
wałęsają się bezkarnie pomiędzy straganami, a gdy
snując się leniwie staną na ulicy, ruch uliczny zatrzymuje się i nikt ich nie śmie odgonić...O kim mowa?
snując się leniwie staną na ulicy, ruch uliczny zatrzymuje się i nikt ich nie śmie odgonić...O kim mowa?
O świętych
krowach!
Tylko w Indiach można przejść obok oszklonego wieżowca,
gdzie w cieniu będzie sobie leżała krowa.
A przejeżdżające Rolls Roysy muszą poczekać, aż przejdzie grupka krów.
Ich życie jednak nie jest święte, a często wręcz smutne,
brutalne i pełne cierpień.
piątek, 10 sierpnia 2012
Święto Handi Dahi czyli budowanie ludzkich piramid.
Kolejne
zadziwiające święto hinduskie obchodzimy dzisiaj, nazywane jest festiwalem Kryszny Janmashtami. Na pamiątkę urodzin boga Kryszny w Maharastrze, młodzi mężczyźni tworzą
ludzkie piramidy aby dosięgnąć do doniczek wypełnionych jogurtem (dahi) i masłem. Ten
rytuał nazywany jest HANDI Dahi.
środa, 8 sierpnia 2012
Rajscy polecają - Hampi czyli Vijayanagara.
Wszystkich, którzy spędzają parę dni na Goa zachęcamy,
żeby wybrali się na wycieczkę do Hampi. To jedno z najciekawszych miejsc jakie
widzieliśmy w Indiach. Wśród olbrzymich głazów i skał – piękne zabytki, świątynie
i królewskie pałace, a raczej pozostałości po nich. Nawet wśród ruin widać
jeszcze minioną wielkość, piękno i kunszt dawnych mistrzów.