“Mój” czyli Marii z Łodzi, “pierwszy” bo niedawno temu
przyleciała i zamieszkała w Mumbaju.
Może właśnie dlatego jej spojrzenie na Bollywood jest takie świeże. Ubawiliśmy się do
łez czytając o czymś, co my obserwujemy na co dzień i nie widzimy w tym nic
dziwnego.
Wszystko zaczęło się od tego, że Rajscy zadzwonili czy
jutro nie chcę jechać na plan serialu "Diya aur... coś tam coś", co
oznacza "Światło oraz coś tam coś". Tak, chcę. Umawiamy się na 8.30
rano na Mira Road. W terminach mumbajskich oznacza to, że w samym pociągu z
Churchgate spędzę półtorej godziny. Budzę się odpowiednio wcześnie, pakuję drugi
komplet ubrań oraz polski prowiant dla Rajskich (chleb, kabanosy i ser dało się
podobno zjeść, nie przywoźcie Rajskim ekologicznej jałowcowej, bo się psuje) i
wychodzę na puste ulice. Ruch uliczny rozkręci się na dobre dopiero przed 9tą.
Serial "Diya aur... coś tam coś" jest jednym z
najpopularniejszych w Indiach - o dziewiątej wieczorem włącza kanał Star Plus populacja,
która zapełniłaby dwie Polski i Czechy. Opowiada historię małżeństwa (rzecz
jasna aranżowanego): żona pomaga mężowi uwierzyć w siebie i zostać wielkim
kucharzem, mąż pomaga żonie zdać ogólnokrajowy egzamin i dostać rządową posadę.
Przy okazji, jakże niespodziewanie, zakochują się w sobie. Nutą patriotyczną
jest duma z kuchni indyjskiej, która wygra dla głównego bohatera konkurs Top
Cook of the World. (I jak tu nie być dumnym i nie oglądać). Dokładnie do nuty
patriotycznej potrzebni są zagraniczni statyści, którzy na szklanym ekranie
obfotografują, zamęczą wywiadami i będą wyrażali podziw i sympatię dla głównego
bohatera. Wszystko to objaśnił mi aktor odgrywający główną rolę, który
opowiadając o swoim bohaterze używał pierwszej osoby, podkreślił kulturotwórczą
moc wątku emancypacyjnego żony i wyraził dumę z indyjskiej kuchni.
Vanity car |
Mira Road to jeszcze nie koniec Mumbaju, ale miło
zobaczyć po prawej rustykalny widoczek ryżowego pola. Spotykam Adama przed
stacją i jedziemy razem rikszą - tutaj należy wiedzieć ile trzeba za kurs
zapłacić, ponieważ jest to magiczna strefa bez liczników - wszystkie riksze
mają je przysłonięte gustownymi szarymi szmatami. Dojeżdżamy szeroką zakurzoną
drogą wzdłuż płotu, który Adamowi wydaje się znajomy i zaraz przekraczamy
blaszaną bramę do królestwa magii szklanego ekranu. Podwórko - klepisko,
śmieci, vanity vany a dalej hangar.
Wszyscy na planie się znają, wszyscy
spokojnie czekają, wszyscy rozmawiają trochę o czymś, trochę o niczym i wszyscy
marzą o siedzeniu dzień cały w vanity vanie - tam jest klimatyzacja. W
przeciwieństwie do klimy w hangarze, gdzie jest plan zdjęciowy, która działa nieskutecznie.
Może dlatego, że mogłaby grać w postapokaliptycznej wizji świata - pęk rur
harmonijkowych o przekroju metra spiętrzający się przed hangarem i sięgający do
wnętrza jak głodna ośmiornica. Po lewej vanity van dla pospolitego ludu, po
prawej vany głównych aktorów. Serial jest kręcony na dwóch planach: my jesteśmy
Singapurem, natomiast gdzieś za innym płotem znajduje się Puszkar, gdzie
serialowa rodzina i przyjaciele zagryzają palce i robią dziwne miny czekając na
wynik konkursu Top Cook.
Maria z głównym bohaterem Surajem |
Jeśli ktoś nie widział serialu indyjskiego, to koniecznie
trzeba zobaczyć - Moda na Sukces to akcja tak wartka, że mozna sie pogubić!!!.
W Bollywood każdy zwrot jest okraszony zbliżeniami na kolejne twarze świadków,
przy czym świadków jest zwykle wielu, a każda twarz musi mieć jakąś minę. Mój
ulubiony fragment ever pochodzi z przypadkiem odkrytej telenoweli o hinduskich
bogach: gdy jeden z nich dyskiem wysłanym z palca zabija kogoś niepokornego,
bogowie i boginie kolejno się szokują, cieszą, dezaprobują, zaskakują,
zamyślają, chwalą etc etc. Bogów w Indiach jest wielu, więc można długo
kontynuować.
Do vanity vanu przychodzi trzeci pomocnik pierwszego
pomocnika reżysera i ruszamy na plan. Mimo że wzywający bywa dynamiczny i
władczy, nikomu się nigdy nie spieszy, bo przecież i tak zacznie się za hinduskie
five minutes: po polsku oznacza to coś jak "za chwilę", które mówi
nastolatek grający w Quake'a do mamy wołającej, żeby wyrzucił śmieci. Po
pokonaniu stalowych macek klimatyzacji dostaję się na plan. U góry rusztowania
ze światłami, po bokach ludzie się nudzą na trybunach, na środku stanowiska
kucharskie, na które dorzucają właśnie świeżą kolendrę i papryki. Pośród tego
pełno ekranów światło chłonących i odbijających, gdzieś pałęta się wysięgnik z
kamerą (na szynach, bo ujęcia są dynamiczne: najazd na twarz bywa i z
półobrotem). No i pełno obsługi tj. panów od ustawiania wszystkiego, panów
rozkazujących gdzie to ustawić i panów, którzy od reżysera wiedzą gdzie kazać
co ustawić plus fryzjerki i makijażystki oraz ludzie, których nie złapałam na jednym
kiwnięcu palcem. No i reżyser - blady i spocony, zawinięty w pled, siedzący
przed monitorami na plastikowym krzesełku ogrodowym (podobno dochrapał się
potem zapalenia płuc). Do tego pałętający się skośnoocy oraz jasnoskórzy
statyści. Myślę, że plan zdjęciowy jak wszędzie, przy czym stelaże bywają z
bambusa a sprzęt filmowy wygląda jakby znalazł drugie życie po zdjęciu z anteny
teleturnieju "Wielka gra".
Santia z teściową |
Wchodzi para Hindusów 50+. Oboje w tradycyjnych strojach.
Grają rodziców głównego bohatera, którzy są niezamożni, inaczej sukces nie
smakowałby widzom tak bardzo. A jednak bardziej efektownego sari nie widziałam
jeszcze na żadnej kobiecie. Obramowanie złote, piękny wzór, tkanina pierwszej
jakości dzwoni przy każdym poruszeniu wszytych małych dzwoneczków. No coż,
ubóstwo w Bollywood musi dobrze wyglądać w telewizorze.
Natomiast para aktorów grających głównych bohaterów była
dla mnie zaskoczeniem. Główny aktor Suraj roztacza aurę spokoju i emanuje pewnością
- w poprzednim serialu grał antycznego bohatera i to mu na pewno pasowało.
Oczywiście jest wysoki i przystojny - cechy rzadko znajdowane u Hindusów
(pierwsza obiektywnie, druga subiektywnie). Z kolei główna aktorka, Santia jest
wcieleniem pewności siebie - wchodzi jak burza, żartuje z reżyserem,
statystami, droczy się z pomocnikiem reżysera, przekomarza z serialową
teściową. Jest bezpośrednia, energiczna i pewna siebie, i okazuje to
"amerykańsko". Tylko w Bollywood widziałam takie kobiety. To nie
znaczy, że nie widziałam przebojowych Hindusek, ale te, które bliżej poznałam,
są cichsze, spokojniejsze i skłonne do kompromisu, mimo że bywają nie mniej
przedsiębiorcze. Generalnie wymarzone żony dla kochanego syna każdej matki w
Polsce.
Ustawiamy się w grupki do ujęcia - naszą rolą jest
bezdźwięczne symulowanie rozmów. Będziemy robili za tło. Z początku nie mam
zielonego pojęcia co się dzieje, bo nie znam hindi wcale a mam problemy z
hinglish. Ludzie coś krzyczą, później się robi spokojnie i aktorzy coś grają,
później się okazuje że już od pewnego czasu nie grają, więc możemy sobie postać
i porozmawiać na głos. Potem będzie nowe ujęcie, ale do tego trzeba przestawić
światła, więc siadamy grupkami na trybunach. Potem znowu mamy się ustawić w
grupki i robić za tło, później poprawa spływającego w świetle jupiterów makijażu
aktorów, znowu ujęcie, później znów siedzimy. I tak godzinami. Co tu dużo gadać
- nudno aż trzeszczy. Tzn. byłoby gdyby to nie był mój pierwszy dzień.
Statyści
to zbieranina z całego świata. Nie raz, nie dwa, werbowani są na Colabie
przypadkowi turyści. Są ludzie, którzy dorabiają tu żeby sobie potem pojeździć
po świecie, aż znów wrócą dorobić. Dla białego robota w Bollywood się zawsze
znajdzie. Są ludzie, których życie filmowe ciekawi po prostu. Są ludzie, którzy
specjalnie przyjechali do Mumbaju tutaj zarabiać na życie (w tej kategorii
bardzo silna stawka rosyjska). Panorama zagranicznych statystów wcale nie jest
tak szeroka: te same twarze się przewijają w różnych serialach, z zimną krwią
zabijają w przygodowych, straszą w familijnych, kibicują w romantycznych... a
oczywiście każdy serial jest wszystkim po trochu, bo przecież trzeba dać
ludziom wszystko!
Suraj - główny bohater serialu |
Santia - żona Suraja |
Kończymy, ciemno na dworze, prawie światła słonecznego
dziś nie widziałam. Jest wystarczająco późno, że godziny szczytu minęły.
Jeszcze koordynator (czyli agent) da do rąsi pieniążki. Ostatnie żarty,
spakowane torby. Światła gasną.
Swietny post!!!Bohaterce życze wielu sukcesów!
OdpowiedzUsuńKurcze, może ja tez się wybiore do Bollywoodu, czy komedie też kręcą?
A kręcą, głównie komedie kręcą, poza tym jak to się mówi Bollywood to taka masala movie czyli w każdym filmie musi być wszystko trochę komedii, tragedii, horroru i romansu. Zapraszamy!
OdpowiedzUsuń