Chyba tak –
muszę to szczerze przyznać.
Mieszkam tu
już dwa lata i widok babci bez palców u rąk nóg, żebrających dzieci,
niewidomego dziadka i ludzi mieszkających pod mostem stał się dla mnie
codziennością. Mijam ich jak wystawy sklepowe, które już mi się opatrzyły.
Prawdą
natomiast jest, że nigdy w życiu nie widziałam tylu ludzi z fizycznymi
ułomnościami, zniekształconych, oszpeconych, poparzonych, bez rąk, nóg, palców,
nosów, z garbami.... Te wszystkie kalectwa są dodatkowo eksponowane,
prezentowane, wystawione na widok publiczny, są przecież sposobem zarabiania
pieniędzy.
Tak jak codziennie sprzedawcy rozkładają swoje małe kramiki, na
kawałku folii, rozłożonej na ziemi układają pomidory czy ziemniaki, tak samo
obok siada babcia z kikutami rąk i nóg, które wyciąga do góry, żeby wszyscy
widzieli. Każdy prezentuje to na czym może zarobić.
To straszne,
ale prawdziwe, w Indiach to codzienne, powszechne obrazki i jakoś trzeba sobie
z tym radzić, żyjąc w tym kraju.
Przyjeżdżając tutaj naczytałam się o mafiach, które
zarabiają na żebrakach, wykorzystują dzieci, starców i kaleki. Naczytałam się
przerażających historii o samookaleczeniach lub okaleczeniach dzieci, żeby wzbudzić
większą litość, dostać więcej pieniędzy. Naczytałam się i nasłuchałam, żeby nie
dawać pieniędzy bo w ten sposób napędzam ten rynek, wspieram wszystkich, którzy
na tym zarabiają. Postanowiłam sobie, że pieniędzy nie daje! Przyjechałam tutaj
z workiem długopisów, jak się skończyły kupowałam worki cukierków do
rozdawania. Ale z czasem i cukierki się skończyły, coraz rzadziej je kupowałam...
aż zaczęły dopadać mnie myśli o tym jak to Indie znieczulają na ludzkie
nieszczęścia.
Dostaliśmy długopisy |
Ale z drugiej strony czy rzucenie 2 Rs (ok. 10 gr.) czyni kogoś lepszym człowiekiem. Czy robi się to po to, żeby komuś pomóc czy raczej zagłuszyć swoje wyrzuty sumienia. Tych, którzy tylko siedzą i stukają o puszkę z pieniędzmi można łatwo ominąć. Ale takich, którzy natarczywie ciągną cię za ubranie, idą za tobą, dotykają cię, ciągle coś wołają już trudniej zbyć. Czy dawanie im pieniędzy nie oznacza „odczep się wreszcie ode mnie!” Czy to jest wyraz dobrego serca?
Nadal uważam,
że dawanie pieniędzy to moja zgoda na rozwój czarnego rynku opartego na żebraniu.
Jak myślisz co
zrobi dziecko z pieniążkiem, które mu dajesz? Pójdzie kupić sobie czapati czy odda temu, który go tu
wysłał, który kazał mu żebrać. A co zrobi dziecko z cukierkiem, które dostanie?
Dlatego daje
cukierka, jeżeli właśnie zrobiłam zakupy daje pomidora lub ogórka. I tak nigdy
nie widzę wdzięczności, radości czy
podziękowania. Nie ważne co dajesz i czy w ogóle coś dajesz, żebrak się nie
ucieszy, nie zobaczysz emocji na jego
twarzy.
Kiedyś w Nepalu zdarzyła nam się taka sytuacja, że rozdawałam cukierki i jakiś chłopiec łamaną angielszczyzną powiedział mi, że nie chce cukierków bo psują się zęby, on chciałby, żebyśmy kupili mleko dla jego młodszego rodzeństwa. Byłam pod wielkim wrażeniem, co za mądre dziecko! Kupmy mu to mleko! Potem okazało się, że takie zwykłe nie może być bo jakaś alergia, musi być specjalne w proszku. Chłopiec miał już dokładnie wybrany sklep gdzie można to kupić. Cena nie była niska, ale byliśmy tacy dumni z siebie, że robimy dobry uczynek. W ten oto sposób wpadliśmy w pułapkę, w którą wpada co drugi turysta. Teraz już wiemy, że chłopak oddał mleko z powrotem do sklepu. Zarobił na tym i on, i sprzedawca, który tą samą paczkę sprzeda następnemu naciągniętemu turyście.
Taki biznes na
litościwych turystach. I jak tu być dobrym, nikt nie lubi być oszukiwany.
Sami widzieliśmy sytuacje, jak z całkiem niezłego samochodu wysiadła stara „babulinka”, podpierana przez młodego, dobrze ubranego mężczyznę, usiadła na ziemi i rozłożyła puszkę na pieniądze. Wnuczek (jak przypuszczamy) przyjedzie po nią wieczorem. Inną historię opowiadał nam znajomy Amerykanin. Na dworcu w Goregaon dopadły go dwie dziewczynki, szarpiąc za rękaw i wołając „khana, khana....” (jedzenie, jedzenie). W pewnym momencie jednej z nich zadzwonił telefon. Wyciągnęła komórkę z dotykowym ekranem i mówi, „Zadzwonię później, mam foreignera”. Nie lubimy być naciągani i oszukiwani...
A teraz fragment z książki „Lalki w
ogniu”, smutny, ale prawdziwy: „... Na dworcu kolejowym New Delhi pojawiał się
co rano kaleka zdeformowany tak potwornie, że trudno było określić jego wiek.
Poczerniała, wykrzywiona bólem twarz mogła należeć do starca lub młodzieńca.
Nie miał rąk ani nóg. Promienie z każdą godziną rozgrzewały asfalt, zmuszając go
do makabrycznego tańca – przewracania się z boku na plecy i z powrotem,
ratowania palonej gorącej skóry. Konwulsyjne poszukiwanie ulgi trwało do
wieczora. Leżące obok srebrne monety lśniły w słońcu dopełniając obrazu
rozpaczy. Trzeba było zatrzymać wzrok, pokonać pierwszy szok, bezradność i
odrazę, żeby dostrzec najgorsze: ten człowiek nie mógł sam zebrać rozsypanych
Rupii, nie dostał się tu o własnych siłach. Ktoś go przyniósł i ktoś zabierze jego zarobek. Kaleka został
wystawiony na ludzkie spojrzenia jak budząca trwogę i litość cyrkowa atrakcja.”
Z jednej strony widzimy więc ogrom ludzkiego nieszczęścia, z drugiej strony biznes robiony na biedzie, który my wspieramy i napędzamy rozdając pieniądze.
Z jednej strony widzimy więc ogrom ludzkiego nieszczęścia, z drugiej strony biznes robiony na biedzie, który my wspieramy i napędzamy rozdając pieniądze.
Życie w slamsach |
Masz zupełną rację. Marzę o wyjeździe do Indii, ale nie wiem jak bym poradziła sobie z tą otaczającą biedą. Często, kiedy tu w Polsce, widzę żebraka na ulicy ściska mnie w gardle. Chciałabym pomóc wszystkim, jednak wiem, że nie potrafię. Smutne, aczkolwiek prawdziwe.
OdpowiedzUsuńStrasznie przygnebiajace. Wasz dzisiejszy wpis przypomnial mi ta histore gdy pracowaliscie w sierocincu w Nepalu, gdzie nawet ten sierociniec to bylo zrodlo niemalych zarobkow dla wlascicieli, i los dzieci ich malo obchodzil. Nasuwa mi sie pytanie, czy my jako odwiedzajacy Indie mozemy cos zrobic by pomoc...
OdpowiedzUsuń“pz” pod innym postem zamieścił komentarz, który bardzo mi tu pasuje , dlatego zdecydowałam się go skopiować:
OdpowiedzUsuń“rozdawanie dlugopisow czy innych drobiazgow uczy tylko żebractwa. do nastepnego bialasa te dzieciaki wyciagna lapke w oczekiwaniu na podobny prezent, jesli naprawde chce sie pomoc, warto wesprzeć jakas lokalna organizacje pomagajaca tym dzieciakom..”
Jest to jakby odpowiedź na pytanie Magdy “czy można jakoś pomóc”. Ja jednak byłabym ostrożna z tymi organizacjami. Nie twierdzę, że nie ma w Indiach rzetelnych i uczciwych organizacji, które pomagają dzieciom, na pewno są, ale… no własnie jaką mamy pewność, że nasze pieniądze trafia tam gdzie powinny. Według mnie najpewniejsze są organizacje prowadzone przez ludzi z “zachodu” gdzie kontroluje się przepływ pieniędzy. Może jestem niesprawiedliwa i nieufna, ale zbyt dużo widziałam sytuacji gdzie pod przykrywka pomocy biednym zarabia sie duże pieniądze, bo nikt nie sprawdza na co one idą.
Dobry i poruszający artykuł. Co do wyrzutów sumienia warto pamiętać, że jest to zwykła reakcja obronna organizmu.
OdpowiedzUsuńBrawo za świetny poziom :)
Witaj synu ;-) "zwykła reakcja obronna organizmu" dobrze to nazwałeś, chyba moje znieczulenie na to co widzę na co dzień to tez taka reakcja obronna organizmu.
OdpowiedzUsuńMnie tez tu uderzyl ten ogrom kalectwa...nigdzie indziej czegos takiego nie widzialam. Mimo, iz mieszkam tu juz kilka lat ( z przerwami), to jednak widok nagich, brudnych, zasmarkanych dzieci, zebrajacych na ulicach nadal sciska mi serce. Nie daje im jednak pieniedzy. Jesli nie przestaniemy ich wspierac, to to nigdy sie nie skonczy. Najgorsze jest to, ze politycy zarabiaja na tym ogromne pieniadze (czywiscie "nikt nic nie wie") i dlatego nikt z tym nic nie robi. To jest ogromny biznes. W wiekszosci Ci ludzie wcale nie sa biedni i bezdomni. Czesto maja wlasnosciowe mieszkania lub domy, ktore wynajmuja innym (jako dodatkowy zarobek),sami decyduja sie zamieszkac na ulicy i zarabiac na zebraniu. Inni zas mieszkaja w swoich domach, a tylko na zebranie ida jak do pracy. Bardzo czesto dzieci, ktore sa zmuszane przez doroslych do zebrania, nie sa nawet ich dziecmi - zostaly porwane aby pracowac na ulicy. Im wiecej zebrajacych dzieci, tym wieksze "dochody", a ze dzieci sa ekonomiczniejsze w utrzymaniu niz dorosli, to porwania zdarzaja sie bardzo czesto. Rzad i policja sa na to slepe, biora swoje dzialki i biznes sie kreci na calego, a dzieci cierpia. Szlag mnie na to trafia !!! Sama sie zastanawiam nad zalozeniem jakiejs organizacji pomagajacej dzieciom i walczacej z rzadem o prawa maluchow, ale niestety moja pozycja tutaj nie jest na tyle silna abym teraz mogla cos zdzialac. Mam jenak plany, ktore mam nadzieje pomoga mi rowniez w realizacji tego przedsiewziecia. Czas pokaze.
OdpowiedzUsuńTwoj wpis utwierdza mnie tylko w przekonaniu, w ktorym zyje od dawna - Indusi maja monety zamiast serc. Smutne to, bo wydawaloby sie, ze tak religijny narod powinien byc bardziej wyczulony na nieszczescia innych.
Pozdrawiam. Aga.
Zgadzam się z tobą w 100%, a jak już zdecydujesz się na swoje działania, możesz liczyć na nasza pomoc;-)
UsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń