„Nauczyciele
szkoły państwowej, za szkole pieniądze, organizują sobie wyjazd do
ekskluzywnego hotelu gdzie nocleg kosztuje 600 zł! Jadą VIPowskimi vanami i
bawią się na zakrapianej imprezie. Wycieczka odbywa się pod przykrywką
zwiedzania Parku Narodowego, w rzeczywistości nauczyciele wybrali się na
zakupy, głównym ich celem oprócz zabawy w hotelu było odwiedzanie centrów
handlowych.” Tak mogłoby wyglądać doniesienie dziennikarskie w jakiejś polskiej
gazecie lub telekspresie. Ależ byłby skandal! Wspaniała
pożywka dla polskich dziennikarzy.
Tymczasem w
Tajlandii to norma, która nie wzbudza żadnego zainteresowania.
Właśnie niedawno
byliśmy na takiej wycieczce, to już druga podobna w tym roku. Na pierwszą
4-dniową nie pojechaliśmy, bo kilkunastogodzinne karaoke w autobusie nas ‘zabija’.
Jechać setki kilometrów, żeby spędzić noc w super hotelu, najeść się, napić na
imprezie i jeszcze zaliczyć tysiące sklepów po drodze a potem znowu wracać 20
godzin we wrzeszczącym autobusie to nie dla nas.
Byliśmy już raz
na wycieczce organizowanej dla uczniów i już wtedy byliśmy zaszokowani
bezsensownością tego wyjazdu, ale to jeszcze nic w porównaniu z wycieczkami
dla nauczycieli.
Wyobraźcie sobie
60 cio osobową grupę nauczycieli, którzy jadą na wyspę Kho Chang (jakieś 600 km
+ przeprawa promem). Jedną z atrakcji na wyspie ma być wodospad, z całej grupy
do wodospadu wybiera się farang (jako jedyny na wycieczce) + 4 Tajów, reszta
jest niezainteresowana. Po dojechaniu na miejsce okazuje sie, że ostatni
odcinek, około 500 m, trzeba pokonać pieszo. Co wtedy robią Tajowie rezygnują ze
spaceru i wracają do hotelu. Farang, któremu ‘szczęka opadła’ tak że ledwo ją
podniósł z ziemi, jako jedyny zobaczył wodospad. Z hotelu (chyba najdroższego
na wyspie) na plaże jest ‘rzut beretem’ ale komu by się tam chciało chodzić,
nie mówiąc już o kąpielach w morzu. Przecież z okna też widać morze...
Najważniejsza jest impreza, a jakże z karaoke (tak jakby ostatnie
kilkanaście godzin w autobusie z karaoke
nie wystarczyło). A z samego rana trzeba już opuścić wyspę. Po co tam pojechali?
Żeby się pochwalić, że byli na Kho Chang.
Atrakcje turystyczne zaliczane po drodze - ogród |
Tym razem gdy
szefowa przyszła do nas z informacją, że jest wycieczka dla nauczycieli, i na
nasze pytanie gdzie? - pokazała nam zdjęcie hotelu, basenu i pokojów, nawet za
bardzo się nie zdziwiliśmy. Acha, najważniejszą informację dostaliśmy, co to za
różnica gdzie ten hotel!
Oczywiście
najpierw byliśmy na ‘nie’, ale potem okazało się, że to niedaleko (3 godziny),
że nie jedziemy autobusem tylko trzema vanami (o naiwni pomyśleliśmy, że w vanach
nie ma sprzętu do karaoke) i że jedzie tylko nasz ‘office’ i że miło będzie jak
pojedziemy, socializing event i te sprawy. No więc pojechaliśmy ;-) Jeszcze w
naszej naiwności myśleliśmy, że skoro jedziemy do Parku Narodowego to chociaż
zobaczymy ten Park. Zobaczyliśmy ... ale z daleka.
Wyjazd pasował
idealnie do schematu tajskich wycieczek dla nauczycieli:
- wyjazd z
opóźnieniem (u nas tylko pół godziny),
- zaliczanie ile się da sklepów 7eleven,
- po drodze
karaoke (na szczęście droga krótka, więc tylko 2 godziny),
- zaliczanie
bezsensownych punktów np. Garden, taka katastrofa, że szkoda gadać za 100 Bathów/osoby,
- odwiedzanie sklepów i centrów handlowych,
- no i
najważniejszy punkt wycieczki ‘wypasiony’ hotel + impreza.
No i co my biedne
farangi mamy mówić siedząc sobie w przyhotelowym basenie z jacuzzi i popijając
‘drinki z palemką’ ?
Atrakcje turystyczne zaliczane po drodze - konie.
No i wreszcie najważniejsza atrakcja - hotel i party
Nasza grupa taneczno- śpiewająca :-)
Kolejne występy artystyczne w wykonaniu nauczycielki z Chin.
My się bawimy a szefowa śpiewa ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz