Zapewne
już wszyscy słyszeli w mediach, że ponad tydzień temu wprowadzono w Tajlandii stan wojenny.
"Stan
wojenny" Polakom kojarzy się bardzo źle, prawie wojna. Tymczasem tutaj właściwie
niewiele się zmieniło, u nas na prowincji życie toczy się jak by nic się nie
wydarzyło.
Wygląda
na to, że Tajowie niewiele się tym przejęli.
Analizując
ostatnie kilkanaście lat w Tajlandii można by powiedzieć: “Był czas
przywyknąć”.
Poprzedni
stan wojenny i zamach stanu mieli tutaj w 2006 roku, wówczas wojsko przejęło
władze na półtora roku, aż do kolejnych wyborów. Partii rządzącej (popieranej
przez ‘czerwone koszule’) zakazano
uczestniczenia w kolejnych wyborach, została rozwiązana, więc jej członkowie
utworzyli nową partię, która wygrała kolejne wybory. Wszystko zaczęło się od nowa. ‘Żółte koszule’ znowu protestowały
domagając się obalenia rządu, nota bene popieranego przez większość. Od listopada 2013 roku protesty
wyraźnie się wzmogły.
Zapanował
wielki chaos – ogłaszano przedwczesne wybory, potem trzykrotnie je anulowano, w
końcu odwołano panią premier, ludzie zaczęli się już niecierpliwić. W
zamieszkach w Bangkoku, które z większą lub mniejszą siłą trwały już 6 miesięcy zginęło 25 osób a ponad 700 zostało
rannych.
Wszyscy
jednogłośnie mówili, że sytuacja staje się coraz bardziej napięta, aczkolwiek
nikt nie spodziewał się, że wojsko wkroczy do akcji.
Jak
widać minęło parę lat i historia się powtórzyła.
O
sytuacji politycznej w Tajlandii, o tym o co się kłócą pisałam tutaj.
20
maja 2014 Generał Prayuth, ogłaszając stan wojenny
zapewniał, że żaden zamach stanu się nie szykuje ani że nie chcą używać
przemocy, tylko uspokoić sytuację.
Jednak
dotrzymał obietnicy tylko dwa dni, bo po dwóch dniach, 22 maja ogłosił zamach
stanu i wojsko przejęło władze.
Sytuacje
komentują głównie obcokrajowcy, Tajowie albo są już tym wszystkim zmęczeni,
albo boją się mówić.
Np. o
stanie wojennym (który wprowadzono z samego rana) dowiedzieliśmy się dopiero po
przyjściu ze szkoły, powiedział nam sąsiad Australijczyk. W szkole nikt nic nie
mówił. Co dziwne w naszym 'pokoju nauczycielskim' cały czas jest włączony
telewizor i nikt z tajskich nauczycieli nie zauważył (?) albo nie komentował tej sytuacji, może coś szeptali między sobą po tajsku, ale jakoś bez
większych emocji skoro się nie zorientowaliśmy.
Wszyscy
zachowują się jakby w kraju nic się nie działo.
Podobnie
było z ogłoszeniem zamachu stanu. Informacja dodarła do nas w czwartek
wieczorem (dzięki Dominika;-), jednocześnie dowiedzieliśmy się, że obowiązuje
godzina policyjną (od 22 do 6) i zamknięcie szkół do niedzieli.
Szliśmy
więc spać zastanawiając się, czy w naszej szkole już o tym wiedzą, bo nikt nas
oczywiście nie raczył poinformować czy lekcje będą czy nie.
Nie
wiadomo co będzie dalej, ale jak na razie jedyne objawy u nas na prowincji to:
-
"brak teleranka" czyli nie było nic w telewizji przez parę dni, ale
my i tak nie oglądamy ;-)
- jeden dzień nie było szkoły,
- jeden prawdziwy dramat! o 22 zamykają ‘7
eleven’, sieć sklepów całodobowych (od dzisiaj podobno skrócono godzinę
policyjną od 24 do 5),
-
Rajski wypatrzył 5-ciu żołnierzy oglądających aerobic przy naszym parku i 2
Hummery (amerykański, wojskowy samochód).
Poza
tym życie toczy się normalnie.
Natomiast
w Bangkoku czy innych większych turystycznych centrach jest gorzej:
-
wojsko na ulicach,
- częste
kontrole (paszport trzeba mieć zawsze przy sobie),
- zamknięte
ulice czyli utrudniony ruch,
-
cenzura i kontrola mediów,
- wieczorami
wymarłe ulice.
Co oczywiście
dla turystyki dobrze nie wróży, przypuszczam, że ludzie się wycofują z wczasów
czy innych podróży do Tajlandii.
Tajowie są chyba przyzwyczajeni do wojska na ulicy, wydają się niczym nie
przejmować a w int. można znaleźć zdjęcia
jakie sobie robią z żołnierzami na ulicach. Wszyscy wyglądają na zadowolonych
i uśmiechniętych.
Sytuacja
polityczna w Tajlandii jest patowa. W wyborach demokratycznych od kilkunastu
lat wygrywają czerwone koszule, popierane przez północną, biedniejszą ale
liczniejszą Tajlandię, natomiast opozycja - żółte koszule (popierane przez
oligarchów Bangkockich) cały czas dąży do obalenia rządu i przejęcia władzy. Ogłoszenie
nowych wyborów nic nie daje bo znowu wygrywają ci sami.
Trudno
przewidzieć co będzie dalej? I czy jakoś to wpłynie na nasze życie?
Na
razie wydaje się, że nie ale czas
pokaże.
Póki
co nie martwimy na zapas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz