Granica laotańska, w każdym z tych okienek trzeba zapłacić haracz |
Panowie na granicy ustawili sobie budki, w których kasowali łapówki, każda budka to 1 lub 2 USD.
Przy pierwszej budce - laotańskiej, żeby otrzymać
stempel w paszporcie trzeba zapłacić 2 dolary, nie wiadomo właściwie za co.
Postanowiliśmy w tym miejscu pozbyć się reszty laotańskich kipów. Będzie teraz
trochę matematyki, ale mam nadzieję, pójdzie Wam to łatwiej niż panu w okienku,
który miał duże problemy z liczeniem. 1 dolar to 8000 kipów, my płaciliśmy po 2$ za 2
osoby, czyli musieliśmy tam zostawić 32000kipów. Daliśmy 50000kip, jak łatwo
policzyć do wydania jest 18000 kip, ale panu wyszło, że trzeba wydać 1dolar, po trochę irytujących negocjacjach facet z wielką łaską dał nam w końcu 2 dolary. Ale to jeszcze nie koniec.
Drugi etap odprawy granicznej to chyba jakiś punkt medyczny, a tak na prawdę to wyłudzenie kolejnego dolara od osoby. Pan przykładał do czoła coś w rodzaju czytnika kodów w marketach (tak nas prawdopodobnie badał), po czym wydawał karteczkę, z której wynikało, że jesteśmy zdrowi i możemy iść dalej, kasował przy tym dolara. Poszły więc dwa dolary, które przed chwilą z trudem odzyskaliśmy.
Drugi etap odprawy granicznej to chyba jakiś punkt medyczny, a tak na prawdę to wyłudzenie kolejnego dolara od osoby. Pan przykładał do czoła coś w rodzaju czytnika kodów w marketach (tak nas prawdopodobnie badał), po czym wydawał karteczkę, z której wynikało, że jesteśmy zdrowi i możemy iść dalej, kasował przy tym dolara. Poszły więc dwa dolary, które przed chwilą z trudem odzyskaliśmy.
Granica po stronie kambodżańskiej. |
Oto jak zarabia się na granicy laotańsko-kambodżańskiej.
Sama
granica znajdowała się daleko poza najbliższym kambodżańskim miastem, ale
natychmiast zaoferowano nam transport i kiedy tylko osiągnęliśmy porozumienie finansowe na pułapie 5$, ruszyliśmy do Strung Treng.
W tym
miejscu wyjaśnię, dlaczego ciągle płaciliśmy w dolarach. W całej Kambodży jest
to ogólnie przyjęta waluta i wszędzie ceny są podawane w dolarach, wynika to z
tego, że w tym kraju ciągle były jakieś zawieruchy polityczne i ekonomiczne, a
ich lokalna waluta real jest bardzo niestabilna i mniej chętnie przyjmowana.
Małą
niespodziankę przeżyliśmy też na najbliższym postoju w drodze do Strung Treng. Na przydrożnych straganach można było kupić małe "co nie co" do zjedzenia, płacąc oczywiście dolarach, jeżeli ktoś nie miał USD to przyjmowano także Euro, tylko, że cena się nie zmieniała. Okazało się, że lokalni uznali, że wartość Euro jest taka sama jak USD.
Kolejna
lekcja – w podróży wszystko jest możliwe, niczemu nie należy się dziwić.
witam,pod koniec pażdziernika będę chciał przekroczyć granice k. Strung Trang,szukam potwierdzenia ,ze nie "będzie" poza opisanym , problemu z uzyskaniem wizy kambodżańskiej(wczesniej byłem w Kambodzy od strony Sajgonu, ale to było popularne przejscie i nie było problemu,szukam też "dobrego" miejsca żeby poznać słonie azjatyckie,pozdrawiam i życzę pięknych dni
OdpowiedzUsuńDawno tam nie byliśmy więc nie możemy stwierdzić czy coś się zmieniło na tej granicy. Jeżeli chodzi o przygody ze słoniami, to my najlepiej wspominamy sierociniec słoni na Sri Lance (Pinnawela) oraz wyprawę na słoniach w Parku Narodowym Chitwan w Nepalu i oglądanie nosorożców.
OdpowiedzUsuńNa przejściu w Bavet, od strony Sajgonu płaci się jedną łapówkę w wysokości 5$, zamiast 20$ za wizę płaci się 25$.
OdpowiedzUsuń