Przybywa nas, Polaków w Tajlandii, częściowo za naszą przyczyną.
Chwalimy się bowiem wszem i wobec jak nam tu fajnie, nic więc dziwnego, że inni
też chcą spróbować tego raju.
Czy Rajscy prawdę mówią o tym raju, czy trochę
ściemniają?
Przeczytajcie relacje Darka, dopiero miesiąc tutaj
mieszka, a już twierdzi, że ciężko go będzie wygonić :-)
>>To już prawie miesiąc, mojego pobytu w kraju
uśmiechu.
Jaka jest Tajlandia, ludzie, jedzenie i obyczaje?
Tajlandia, kraj jak każdy inny, ma zarówno swoje piękne
miejsca jak i te ponure.
Pierwsze co widzisz przyjeżdżając tutaj to Bangkok, nie
zwiedzałem go za dużo, jednak to co widziałem mógłbym opisać, posługując się
cytatem z filmu Ajlawju "Normalnie
kurwa Łódź'' :-)
TAJLANDIA = STRAGANY + MARKETY
Tajlandia nie ma powszechnego systemu emerytalnego.
Emerytury dostają tylko pracownicy banków, policja, nauczyciele administracja,
itd), reszta musi sobie radzić sama. Więc to co zarobisz przez całe życie, to
Twoje. Państwo też nie przeszkadza Tajom w prowadzeniu małych biznesów. Dlatego
handel kwitnie wszędzie, nawet pod mostami i wiaduktami. Czasem na ulicach nie
ma gdzie szpilki wcisnąć, stragan przy straganie.
Zamiast systemu emerytalnego mają dwie rzeczy:
- swój stragan
- utrzymywanie rodziców przez dzieci, jest to obowiązek
każdego dziecka, który zostaje wyssany z mlekiem matki.
W 'moim' Roi Et,
handel też kwitnie, ale nie jest tak uciążliwy jak w Bangkoku. Roi Et to
spokojna mieścina. Niewiele jest tu atrakcji, oprócz najwyższego w Tajlandii
stojącego posągu Buddy, mnie, Rajskich i pielęgniarek w szpitalu :-) Są za to,
jak wszędzie, markety z jedzeniem. Mam już swoje ulubione stoiska, np. z
gotowym jedzonkiem, które kupuje się w woreczkach, w domu podgrzewasz, gotujesz
ryż, jakaś sałatka i uczta gotowa. Moje ulubione danie to wątróbka, która
wymiata. Inny przysmak to sushi, za którym wcześniej nie przepadałem, a teraz
nie mogę się najeść. Oprócz straganów na markecie, są też uliczne knajpki z
przepysznym jedzeniem, do których na pierwszy rzut oka, nikt by nie wszedł. Ale
jak już się przekonasz, to nie pożałujesz. Wiele z tych miejsc ma swoje nazwy,
nadane przez Rajskich oraz przeze mnie :-) Jakoś trzeba sobie nazywać te
knajpki, bo ich prawdziwe nazwy trudno wymówić lub nie istnieją. Jest więc
świnka u Pana Smutnego, jedzonko tam, gdzie nie lubią Rajskich, kawa tam gdzie
nie lubią Darka, Pani Zupka. Jest też kawa u Babci, moja ulubiona. To malutka
kawiarenka, w której sprzedaje starsza, przygarbiona pani (zapewne właścicielka),
miejsce rewelacyjne i czyściutkie. Babcia przyrządza kawę z niesamowitą pasją.
Podaje do tego małą herbatę, gdyby ktoś chciał posiedzieć dłużej, żeby nie
musiał tego robić przy pustym stole. Do tego szklanka wody, ciasteczko i dużo,
niewymuszonej życzliwości i uśmiechu. I to wszystko za 60 bahtów, czyli 1,10
euro. Mam to szczęście mieszkać 5 minut od babci, wiec jestem tam niemal
codziennie.
OSTRO I TANIO
Do wyboru mam więc jedzonko na marketach, uliczne
"restauracje" oraz tzw. przydomowe knajpki, gdzie gospodynie gotują,
potem ustawiają stoły i sprzedają jedzonko prosto z garnka, cena waha się w
granicach 30 bahtów.
Koszt kolacji na trzy osoby, zakupionej na Night Markecie
- trzy różne potrawy + ryż + warzywa, połowa zostaje na drugi dzień, to wydatek
rzędu 120-150 bahtów czyli około 3-3.20 euro.
Koszt kolacji na cztery osoby w wypasionej restauracji,
gdzie zamawia się cztery potrawy, ryż, piwa i inne napoje, to koszt w granicach
800 bahtów, czyli 20 euro.
Straszą, że jedzonko jest ostre, jest, ale są też potrawy
łagodne. Po kilku dniach, ostre jedzonko już nie jest ostre, choć trafia się
czasami siekiera której i najstarsi górale nie dają rady :-)
Dla mnie, po tych kilku tygodniach, potrawa musi być
prawdziwym hardcorem, żebym wypijał litr wody do obiadu :-)
Odpukać w niemalowane, ale nie dopadły mnie historie
żołądkowe. Myślę, ze to dzięki Rajskim, a w szczególności koleżance żonie, bo
zostałem odpowiednio przeprowadzony przez potrawy i owoce. Chociaż może to też
zasługa whiskey :-)
W czasie mojego krótkiego pobytu zdążyłem już odwiedzić
nadmorski kurort Ao Nang. To polski Sopot, nie obrażając Ao Nang, choć nie ma
mola, ale za to okolice są pełne 'rajskich' wysp.
Ao Nang leży w prowincji Krabi, w której mieszka dużo
Muzułmanów. Mały resort z kilkoma domkami, w którym byliśmy, prowadzą właśnie
Muzułmanie, głównie kobiety: kuchnia, recepcja i panie od porządków. Nigdy w
życiu nie spotkałem tak sympatycznych osób. Nie chodzi tu o relacje wczasowicz
- obsługa, tylko o zwykłe relacje międzyludzkie.
Muzułmanka o urokliwym uśmiechu. |
Któregoś dnia, wypożyczyliśmy z Rajskim skutery. Plan był dość ambitny. Ruszyliśmy, po 10 km skuter Rajskiego padł. Wiec mam wrócić po pomoc. Po 2 km zabrakło mi paliwa :-) Ech, przygody ... Poradziłem sobie z problemem i ruszyłem dalej. Na miejscu, próbuję tłumaczyć szefowej co się stało, co nie jest łatwym zadaniem, kiedy rozmówca angielskim nie grzeszy. Do tego wytłumacz gdzie on jest na tym skuterze, jak nie znasz miasta. W końcu jakoś się udało. Kobieta długo się nie zastanawiała, wsiadła na skuter, pojechała i odnalazła Rajskiego, dała mu swój motorek i kazała jechać dalej na wycieczkę, a ona da sobie rade. Czyż to nie mile?
Ao Nang to miejsce skąd jest blisko na 'rajskie plaże i
wyspy' Niestety, są tam też plaże, szczególnie ta w zatoce Maya, gdzie na metr
kwadratowy przypada 6 osób i to tylko dlatego, że 14 lat temu, nakręcono tam
film z DiCaprio.
Warto też wiedzieć, że kurort nadmorski oznacza drożyznę, bo
za jeden obiad, trzeba zapłacić w granicach 300 bahtów, ale można też zjeść
pyszny obiadek za 100 bahtów:-) Znaleźliśmy kilka takich miejsc. Jedno zrobiło
na nas niesamowite wrażenie kulinarne. Jak zwykle, warto było odwiedzić
knajpkę, która nie przyciąga specjalnie swoim wyglądem, za to rekompensuje
smakiem. Młoda Tajka, gotuje tak, że nawet Gesslerowa wpadłaby w zachwyt. Palce
lizać.
CO MYŚLĘ O TAJKACH.
W Ao Nang widziałem też, po raz pierwszy, mieszane pary.
Tylko w jednym przypadku, oczy poraziło. Różnica wieku oscylowała w granicach
45-50 lat. No ale to był jedyny wybryk natury. Najczęściej równica wieku jest
dużo mniejsza, chociaż prawdę mówiąc trudno to ocenić. Z Tajkami jest ten
problem, że żadna z nich nie wygląda na swoje lata, zawsze wyglądają młodziej.
Wiec 25-28 latka to wygląd 16-18 latki, serio. U większości Tajek mających 50
czy 55 lat, jest problem z odgadnięciem ich wieku.
Nie jest też tak, że biały wysiada z samolotu i Tajki
rzucają mu się na szyje. Myślę, że tą opinie Tajlandia zawdzięcza miejscu o
nazwie Pattaya, ale czy w Hamburgu lub Amsterdamie jest inaczej?
Oczywiście, że można tutaj łatwo nawiązać znajomość,
pójść na kolacje, czy też do łóżka, ale czy to odbiega czymś od Europy? Nie
sądzę.
Tajki, jak to Tajki, są piękne, ładne i te przeciętne,
więc tak jak i w Polsce, czasem trzeba więcej wina :-)
Dlaczego tak dużo jest tutaj zdesperowanych kobiet
szukających faceta?
Po pierwsze Tajki mają ten problem, że jak zbliżają się
do 30 roku życia, to przez Tajów uważane są za stare i w większości przypadków
zastępowane 18-19 latkami. Tak zostają samotnymi matkami. Nie dziwi mnie więc
to, że szukają chłopów. Czy samotne Polki, Niemki czy też Irlandki, nie szukają
szczęścia z drugim facetem?
Po drugie problemem jest duża różnica finansowa pomiędzy
Tajlandią i Europą czy Ameryką, nic dziwnego, że Tajki szukają białego, który
zapewni im stabilność finansową czy dobrobyt.
Dlatego krąży teoria, że głównie lecą na kasę.
Oczywiście, że jakiś procent na pewno tak, ale czy tak nie jest w każdym innym
kraju?
Jak już wspomniałem, większość z nich nie może liczyć na
emeryturę, czy pomoc socjalną, więc te kobiety na prawdę muszą ciężko pracować,
i to od wczesnych lat życia.
Po moich doświadczeniach z Tajkami, mogę powiedzieć
jedno, z jednej strony je rozumiem, ale z drugiej, łatwo z nimi nie jest. Dla
Tajek musisz być, non stop. Jak nie odbierasz tel. przez minutę, to już na pewno
jesteś z inną. Są świadome, że konkurencja jest duża, więc chcą kontrolować
Twoje życie. Co robisz, gdzie jesteś, z kim jesteś. Jest to męczące i
znalezienie tej 'normalnej' może potrwać długo.
Miałem też wątpliwą przyjemność poznać Tajkę, która leci
tylko na szybką kasę, ale została dość szybko rozszyfrowana i nawet nie chce mi
się o tym pisać, bo nie warto.
Rajski mi mówi, że mam jechać do Wietnamu, podobno tam są
ładniejsze kobiety, lepiej mówiące po angielsku i jeszcze tak trochę bardziej
"ogarnięte". Problem z Tajkami polega na tym, że bardzo niechętnie
uczą się języków obcych. Miałem już przypadek, ze siedziałem z Tajką w pokoju i
zamiast rozmawiać to pisaliśmy do siebie na google tłumacz.
Kiedyś, pewna pani powiedziała mi, że Tajki są tylko do
dawania d... prania i sprzątania. Nie wiem czym ta pani się sugerowała, ale ja
takiego typu Tajek nie widzę, są
normalnymi kobietami, matkami, też mają swoje marzenia i potrzeby, jak
wszystkie inne kobiety na ziemi.
CO MOŻE DENERWOWAĆ W TAJLANDII:
- ruch uliczny
Tajlandia to nie tylko ludzie uśmiechnięci i mili. Mają
też swoje humory, nie zawsze chce im się uśmiechać, jednak ich kultura nie
pozwala na okazywaniu złości.
Złość można natomiast zobaczyć wsiadając z Rajskim do
samochodu:-) Tajowie są koszmarnymi
kierowcami. Na drogach, ogólnie nie ma zasad, każdy jeździ jak chce. Zakazy nie
obowiązują, jazda pod prąd nie dziwi, parkowanie na środku, wąskiej uliczki,
czemu nie. Miałem niezły ubaw jeżdżąc z Rajskimi, no i przyszedł dzień w którym
stałem się użytkownikiem dróg. Powiem
tak, gdybym miał kałacha, to na kule bym nie zarobił :-)
- temperatura
Przyjeżdżając tu, trzeba pogodzić się z tym, ze pot leci
non stop po plecach. Po kilku dniach można przywyknąć, a z czasem organizm
przystosowuje się. Jako, że często jeżdżę na rowerze, muszę się przebierać po
trzy - cztery razy dziennie, ale już mi to nie przeszkadza.
- inne uciążliwości
Komary gryzą i to
bardzo, ale na to też są sposoby, wiec nie ma co siać paniki.
Zatrucia pokarmowe też bywają, ale to akurat ma swoje
plusy, bo zachodzi potrzeba pójścia do szpitala, a tam są pielęgniarki :-) oh i
to jakie, mógłbym być chronicznie zatruty :-)
Resort Noppharat |
PODSUMOWUJĄC:
Przyjeżdżając tutaj, musicie pamiętać:
- że w domach nie ma Ikei,
- że to nie tylko kraj uśmiechu,
- że nie wszystkie Tajki to dziwki,
- że jedzenie jest przepyszne, ale trzeba znaleźć swoje
ulubione miejsca,
- że piwo jest rewelacyjne,
- że nie wszędzie jest tanio (czytaj informacje o
wczasach nad morzem),
- i wreszcie, że decydując się na przyjazd tutaj, trzeba
się liczyć z tym, że nie będziecie chcieli wyjechać, ja już to mam.
P.S. Rajski i koleżanka żona, to wspaniali ludzie, dzięki
którym tu jestem."
P.S. (od Rajskich) ale nam Darek przyjemnie dosłodził ;-)
"Miałem niezły ubaw jeżdżąc z Rajskimi" :DDD ale się uśmiałam na wspomnienia ! Pozdrowienia serdeczne ze słonecznego Poznania :))
OdpowiedzUsuńBrakuje ci szalonej jazdy po tajskich drogach hehehe
OdpowiedzUsuń