Legenda

poniedziałek, 24 października 2016

Tajlandia, jaka jest?

Przybywa nas, Polaków w Tajlandii, częściowo za naszą przyczyną. Chwalimy się bowiem wszem i wobec jak nam tu fajnie, nic więc dziwnego, że inni też chcą spróbować tego raju.
Czy Rajscy prawdę mówią o tym raju, czy trochę ściemniają?

Przeczytajcie relacje Darka, dopiero miesiąc tutaj mieszka, a już twierdzi, że ciężko go będzie wygonić :-)

>>To już prawie miesiąc, mojego pobytu w kraju uśmiechu.
Jaka jest Tajlandia, ludzie, jedzenie i obyczaje?
Tajlandia, kraj jak każdy inny, ma zarówno swoje piękne miejsca jak i te ponure.
Pierwsze co widzisz przyjeżdżając tutaj to Bangkok, nie zwiedzałem go za dużo, jednak to co widziałem mógłbym opisać, posługując się cytatem z filmu  Ajlawju "Normalnie kurwa Łódź''  :-)


TAJLANDIA = STRAGANY + MARKETY
Tajlandia nie ma powszechnego systemu emerytalnego. Emerytury dostają tylko pracownicy banków, policja, nauczyciele administracja, itd), reszta musi sobie radzić sama. Więc to co zarobisz przez całe życie, to Twoje. Państwo też nie przeszkadza Tajom w prowadzeniu małych biznesów. Dlatego handel kwitnie wszędzie, nawet pod mostami i wiaduktami. Czasem na ulicach nie ma gdzie szpilki wcisnąć, stragan przy straganie.
Zamiast systemu emerytalnego mają dwie rzeczy:
- swój stragan
- utrzymywanie rodziców przez dzieci, jest to obowiązek każdego dziecka, który zostaje wyssany z mlekiem matki.

W  'moim' Roi Et, handel też kwitnie, ale nie jest tak uciążliwy jak w Bangkoku. Roi Et to spokojna mieścina. Niewiele jest tu atrakcji, oprócz najwyższego w Tajlandii stojącego posągu Buddy, mnie, Rajskich i pielęgniarek w szpitalu :-) Są za to, jak wszędzie, markety z jedzeniem. Mam już swoje ulubione stoiska, np. z gotowym jedzonkiem, które kupuje się w woreczkach, w domu podgrzewasz, gotujesz ryż, jakaś sałatka i uczta gotowa. Moje ulubione danie to wątróbka, która wymiata. Inny przysmak to sushi, za którym wcześniej nie przepadałem, a teraz nie mogę się najeść. Oprócz straganów na markecie, są też uliczne knajpki z przepysznym jedzeniem, do których na pierwszy rzut oka, nikt by nie wszedł. Ale jak już się przekonasz, to nie pożałujesz. Wiele z tych miejsc ma swoje nazwy, nadane przez Rajskich oraz przeze mnie :-) Jakoś trzeba sobie nazywać te knajpki, bo ich prawdziwe nazwy trudno wymówić lub nie istnieją. Jest więc świnka u Pana Smutnego, jedzonko tam, gdzie nie lubią Rajskich, kawa tam gdzie nie lubią Darka, Pani Zupka. Jest też kawa u Babci, moja ulubiona. To malutka kawiarenka, w której sprzedaje starsza, przygarbiona pani (zapewne właścicielka), miejsce rewelacyjne i czyściutkie. Babcia przyrządza kawę z niesamowitą pasją. Podaje do tego małą herbatę, gdyby ktoś chciał posiedzieć dłużej, żeby nie musiał tego robić przy pustym stole. Do tego szklanka wody, ciasteczko i dużo, niewymuszonej życzliwości i uśmiechu. I to wszystko za 60 bahtów, czyli 1,10 euro. Mam to szczęście mieszkać 5 minut od babci, wiec jestem tam niemal codziennie. 


OSTRO I TANIO
Do wyboru mam więc jedzonko na marketach, uliczne "restauracje" oraz tzw. przydomowe knajpki, gdzie gospodynie gotują, potem ustawiają stoły i sprzedają jedzonko prosto z garnka, cena waha się w granicach 30 bahtów.
Koszt kolacji na trzy osoby, zakupionej na Night Markecie - trzy różne potrawy + ryż + warzywa, połowa zostaje na drugi dzień, to wydatek rzędu 120-150 bahtów czyli około 3-3.20 euro.
Koszt kolacji na cztery osoby w wypasionej restauracji, gdzie zamawia się cztery potrawy, ryż, piwa i inne napoje, to koszt w granicach 800 bahtów, czyli 20 euro.
Straszą, że jedzonko jest ostre, jest, ale są też potrawy łagodne. Po kilku dniach, ostre jedzonko już nie jest ostre, choć trafia się czasami siekiera której i najstarsi górale nie dają rady :-)
Dla mnie, po tych kilku tygodniach, potrawa musi być prawdziwym hardcorem, żebym wypijał litr wody do obiadu :-)
Odpukać w niemalowane, ale nie dopadły mnie historie żołądkowe. Myślę, ze to dzięki Rajskim, a w szczególności koleżance żonie, bo zostałem odpowiednio przeprowadzony przez potrawy i owoce. Chociaż może to też zasługa whiskey :-)


WCZASY NAD MORZEM
W czasie mojego krótkiego pobytu zdążyłem już odwiedzić nadmorski kurort Ao Nang. To polski Sopot, nie obrażając Ao Nang, choć nie ma mola, ale za to okolice są pełne 'rajskich' wysp.

Ao Nang leży w prowincji Krabi, w której mieszka dużo Muzułmanów. Mały resort z kilkoma domkami, w którym byliśmy, prowadzą właśnie Muzułmanie, głównie kobiety: kuchnia, recepcja i panie od porządków. Nigdy w życiu nie spotkałem tak sympatycznych osób. Nie chodzi tu o relacje wczasowicz - obsługa, tylko o zwykłe relacje międzyludzkie.
Muzułmanka o urokliwym uśmiechu.
Jest  tam dziewczyna, na recepcji, o najbardziej urokliwym uśmiechu i nieprawdopodobnym poczuciu humoru, a przy tym sympatyczna i życzliwa. Żarty  z Muzułmanką, na temat jej męża to raczej niespotykane. Ona jednak sama, pozwalała sobie na dwuznaczność typu oferta pomocy, żeby szybciej zaszła w ciąże :-)

Któregoś dnia, wypożyczyliśmy z Rajskim skutery. Plan był dość ambitny. Ruszyliśmy, po 10 km skuter Rajskiego padł. Wiec mam wrócić po pomoc. Po 2 km  zabrakło mi paliwa :-)  Ech, przygody ... Poradziłem sobie z problemem i ruszyłem dalej. Na miejscu, próbuję tłumaczyć szefowej co się stało, co nie jest łatwym zadaniem, kiedy rozmówca angielskim nie grzeszy. Do tego wytłumacz gdzie on jest na tym skuterze, jak nie znasz miasta. W końcu jakoś się udało. Kobieta długo się nie zastanawiała, wsiadła na skuter, pojechała i odnalazła Rajskiego, dała mu swój motorek i kazała  jechać dalej na wycieczkę, a ona da sobie rade. Czyż to nie mile?

Ao Nang to miejsce skąd jest blisko na 'rajskie plaże i wyspy' Niestety, są tam też plaże, szczególnie ta w zatoce Maya, gdzie na metr kwadratowy przypada 6 osób i to tylko dlatego, że 14 lat temu, nakręcono tam film z DiCaprio.
Warto też wiedzieć, że kurort nadmorski oznacza drożyznę, bo za jeden obiad, trzeba zapłacić w granicach 300 bahtów, ale można też zjeść pyszny obiadek za 100 bahtów:-) Znaleźliśmy kilka takich miejsc. Jedno zrobiło na nas niesamowite wrażenie kulinarne. Jak zwykle, warto było odwiedzić knajpkę, która nie przyciąga specjalnie swoim wyglądem, za to rekompensuje smakiem. Młoda Tajka, gotuje tak, że nawet Gesslerowa wpadłaby w zachwyt. Palce lizać.

CO MYŚLĘ O TAJKACH.
W Ao Nang widziałem też, po raz pierwszy, mieszane pary. Tylko w jednym przypadku, oczy poraziło. Różnica wieku oscylowała w granicach 45-50 lat. No ale to był jedyny wybryk natury. Najczęściej równica wieku jest dużo mniejsza, chociaż prawdę mówiąc trudno to ocenić. Z Tajkami jest ten problem, że żadna z nich nie wygląda na swoje lata, zawsze wyglądają młodziej. Wiec 25-28 latka to wygląd 16-18 latki, serio. U większości Tajek mających 50 czy 55 lat, jest problem z odgadnięciem ich wieku.
Nie jest też tak, że biały wysiada z samolotu i Tajki rzucają mu się na szyje. Myślę, że tą opinie Tajlandia zawdzięcza miejscu o nazwie Pattaya, ale czy w Hamburgu lub Amsterdamie jest inaczej?
Oczywiście, że można tutaj łatwo nawiązać znajomość, pójść na kolacje, czy też do łóżka, ale czy to odbiega czymś od Europy? Nie sądzę. 
Tajki, jak to Tajki, są piękne, ładne i te przeciętne, więc tak jak i w Polsce, czasem trzeba więcej wina :-)
Dlaczego tak dużo jest tutaj zdesperowanych kobiet szukających faceta?
Po pierwsze Tajki mają ten problem, że jak zbliżają się do 30 roku życia, to przez Tajów uważane są za stare i w większości przypadków zastępowane 18-19 latkami. Tak zostają samotnymi matkami. Nie dziwi mnie więc to, że szukają chłopów. Czy samotne Polki, Niemki czy też Irlandki, nie szukają szczęścia z drugim facetem?
Po drugie problemem jest duża różnica finansowa pomiędzy Tajlandią i Europą czy Ameryką, nic dziwnego, że Tajki szukają białego, który zapewni im stabilność finansową czy dobrobyt.
Dlatego krąży teoria, że głównie lecą na kasę. Oczywiście, że jakiś procent na pewno tak, ale czy tak nie jest w każdym innym kraju?
Jak już wspomniałem, większość z nich nie może liczyć na emeryturę, czy pomoc socjalną, więc te kobiety na prawdę muszą ciężko pracować, i to od wczesnych lat życia.
Po moich doświadczeniach z Tajkami, mogę powiedzieć jedno, z jednej strony je rozumiem, ale z drugiej, łatwo z nimi nie jest. Dla Tajek musisz być, non stop. Jak nie odbierasz tel. przez minutę, to już na pewno jesteś z inną. Są świadome, że konkurencja jest duża, więc chcą kontrolować Twoje życie. Co robisz, gdzie jesteś, z kim jesteś. Jest to męczące i znalezienie tej 'normalnej' może potrwać długo.
Miałem też wątpliwą przyjemność poznać Tajkę, która leci tylko na szybką kasę, ale została dość szybko rozszyfrowana i nawet nie chce mi się o tym pisać, bo nie warto.
Rajski mi mówi, że mam jechać do Wietnamu, podobno tam są ładniejsze kobiety, lepiej mówiące po angielsku i jeszcze tak trochę bardziej "ogarnięte". Problem z Tajkami polega na tym, że bardzo niechętnie uczą się języków obcych. Miałem już przypadek, ze siedziałem z Tajką w pokoju i zamiast rozmawiać to pisaliśmy do siebie na google tłumacz.
Kiedyś, pewna pani powiedziała mi, że Tajki są tylko do dawania d... prania i sprzątania. Nie wiem czym ta pani się sugerowała, ale ja takiego typu Tajek  nie widzę, są normalnymi kobietami, matkami, też mają swoje marzenia i potrzeby, jak wszystkie inne kobiety na ziemi. 


CO MOŻE DENERWOWAĆ W TAJLANDII:
- ruch uliczny
Tajlandia to nie tylko ludzie uśmiechnięci i mili. Mają też swoje humory, nie zawsze chce im się uśmiechać, jednak ich kultura nie pozwala na okazywaniu złości.
Złość można natomiast zobaczyć wsiadając z Rajskim do samochodu:-)  Tajowie są koszmarnymi kierowcami. Na drogach, ogólnie nie ma zasad, każdy jeździ jak chce. Zakazy nie obowiązują, jazda pod prąd nie dziwi, parkowanie na środku, wąskiej uliczki, czemu nie. Miałem niezły ubaw jeżdżąc z Rajskimi, no i przyszedł dzień w którym stałem  się użytkownikiem dróg. Powiem tak, gdybym miał kałacha, to na kule bym nie zarobił :-)
- temperatura
Przyjeżdżając tu, trzeba pogodzić się z tym, ze pot leci non stop po plecach. Po kilku dniach można przywyknąć, a z czasem organizm przystosowuje się. Jako, że często jeżdżę na rowerze, muszę się przebierać po trzy - cztery razy dziennie, ale już mi to nie przeszkadza.
- inne uciążliwości
 Komary gryzą i to bardzo, ale na to też są sposoby, wiec nie ma co siać paniki.
Zatrucia pokarmowe też bywają, ale to akurat ma swoje plusy, bo zachodzi potrzeba pójścia do szpitala, a tam są pielęgniarki :-) oh i to jakie, mógłbym być chronicznie zatruty :-)  

Resort Noppharat

PODSUMOWUJĄC:
Przyjeżdżając tutaj, musicie pamiętać:
- że w domach nie ma Ikei,
- że to nie tylko kraj uśmiechu,
- że nie wszystkie Tajki to dziwki,
- że jedzenie jest przepyszne, ale trzeba znaleźć swoje ulubione miejsca,
- że piwo jest rewelacyjne,
- że nie wszędzie jest tanio (czytaj informacje o wczasach nad morzem),
- i wreszcie, że decydując się na przyjazd tutaj, trzeba się liczyć z tym, że nie będziecie chcieli wyjechać, ja już to mam.

P.S. Rajski i koleżanka żona, to wspaniali ludzie, dzięki którym tu jestem."

P.S. (od Rajskich) ale nam Darek przyjemnie dosłodził ;-)
Co do resortu Noppharat w Ao nang całkowicie potwierdzamy i polecamy. Przyjemnie, spokojnie, a obsługa zasługuje na złoty medal, nawet wszyscy wyszli nam pomachać jak odjeżdżaliśmy.







2 komentarze:

  1. "Miałem niezły ubaw jeżdżąc z Rajskimi" :DDD ale się uśmiałam na wspomnienia ! Pozdrowienia serdeczne ze słonecznego Poznania :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Brakuje ci szalonej jazdy po tajskich drogach hehehe

    OdpowiedzUsuń