Czy w Tajlandii są węże?
A dlaczego miałoby ich nie być? Pogodę mamy tropikalną, lato jest przez cały rok, więc wokół pełno żabek i małych gryzoni, istny wężowy raj!
Do tej pory nasze spotkania z wężami ograniczały się do tego, że w czasie wycieczek rowerowych napotykaliśmy wężowe skórki rozjechane na ulicy, co potwierdzało, że węże są.
Prawdziwego węża, który biegał sobie 'po wolności', pierwszy raz zobaczyliśmy u sąsiada. Właściwie to już sobie NIE biegał, bo był złapany i tylko dlatego mieliśmy możliwość go oglądać. Mnie się nawet podobał, taki jasno zielony był, ale innym się nie podobał i został wyrzucony za płot.
Parę miesięcy później kosiarz, który przyszedł rozprawić się z naszym trawnikiem, rozprawił się przy okazji z małym wężem. Trochę nas to zaniepokoiło, że w NASZYM trawniku, na NASZYM placu mieszkał sobie wąż! No ale już go nie ma ... chyba, że miał rodzinę (!?)
To były tylko małe zapowiedzi wielkiej akcji wężowej, która rozegrała się tydzień temu.
Zaczęło się od tego, że Rajski dość głośno i wyraziście obwieścił światu wokół: "o ku....a, wąż!!"
Wąż uciekł, ale w opowieściach jeszcze trwał, że 2 metry, że z żółtymi plamami, że bezczelny bo po NASZYM placu biega! Pozostawało mi tylko wierzyć we wszystko, bo nic nie widziałam. Do czasu, kiedy to nie tylko zobaczyłam, ale nawet na zdjęciu z wężem się uwieczniłam, ale nie uprzedzajmy wydarzeń...
Okrzyki Rajskiego to było nic z wrzaskami sąsiadki na drugi dzień, kiedy to okazało się, że 'nasz' wąż poszedł ją odwiedzić. Sąsiadka Tajka wpadła w taką panikę, że weszła na stół, stojący na placu i krzyczała ADAM, ADAM!!!
- A co ja mam zrobić z tym wężem?
- Idź, idź, uratuj sąsiadkę, wal patykiem w bramę, tup głośno, rób dużo hałasu to wąż sam ucieknie - poradziłam.
Tak właśnie Rajski zrobił, ale wystraszony wąż wlazł w rurę i nie miał zamiaru wychodzić. Co się trochę uspokoiło, to wysuwał łeb, na co sąsiadka Tajka znowu wrzeszczała i tak w kółko. Zbiegło się kilku innych sąsiadów i zaczęli radzić, co robić. Rajski się w końcu pyta, czy nie można zadzwonić po jakieś służby porządkowe, żeby sobie wzięły tego węża. Tak też uczyniono i za jakiś czas pojawiła się straż pożarna i ośmiu dzielnych strażaków.
Akcja była niesamowita, nie uwierzycie jak nie zobaczycie na zdjęciach:
A dlaczego miałoby ich nie być? Pogodę mamy tropikalną, lato jest przez cały rok, więc wokół pełno żabek i małych gryzoni, istny wężowy raj!
Do tej pory nasze spotkania z wężami ograniczały się do tego, że w czasie wycieczek rowerowych napotykaliśmy wężowe skórki rozjechane na ulicy, co potwierdzało, że węże są.
Prawdziwego węża, który biegał sobie 'po wolności', pierwszy raz zobaczyliśmy u sąsiada. Właściwie to już sobie NIE biegał, bo był złapany i tylko dlatego mieliśmy możliwość go oglądać. Mnie się nawet podobał, taki jasno zielony był, ale innym się nie podobał i został wyrzucony za płot.
Parę miesięcy później kosiarz, który przyszedł rozprawić się z naszym trawnikiem, rozprawił się przy okazji z małym wężem. Trochę nas to zaniepokoiło, że w NASZYM trawniku, na NASZYM placu mieszkał sobie wąż! No ale już go nie ma ... chyba, że miał rodzinę (!?)
To były tylko małe zapowiedzi wielkiej akcji wężowej, która rozegrała się tydzień temu.
Zaczęło się od tego, że Rajski dość głośno i wyraziście obwieścił światu wokół: "o ku....a, wąż!!"
Wąż uciekł, ale w opowieściach jeszcze trwał, że 2 metry, że z żółtymi plamami, że bezczelny bo po NASZYM placu biega! Pozostawało mi tylko wierzyć we wszystko, bo nic nie widziałam. Do czasu, kiedy to nie tylko zobaczyłam, ale nawet na zdjęciu z wężem się uwieczniłam, ale nie uprzedzajmy wydarzeń...
Okrzyki Rajskiego to było nic z wrzaskami sąsiadki na drugi dzień, kiedy to okazało się, że 'nasz' wąż poszedł ją odwiedzić. Sąsiadka Tajka wpadła w taką panikę, że weszła na stół, stojący na placu i krzyczała ADAM, ADAM!!!
- A co ja mam zrobić z tym wężem?
- Idź, idź, uratuj sąsiadkę, wal patykiem w bramę, tup głośno, rób dużo hałasu to wąż sam ucieknie - poradziłam.
Tak właśnie Rajski zrobił, ale wystraszony wąż wlazł w rurę i nie miał zamiaru wychodzić. Co się trochę uspokoiło, to wysuwał łeb, na co sąsiadka Tajka znowu wrzeszczała i tak w kółko. Zbiegło się kilku innych sąsiadów i zaczęli radzić, co robić. Rajski się w końcu pyta, czy nie można zadzwonić po jakieś służby porządkowe, żeby sobie wzięły tego węża. Tak też uczyniono i za jakiś czas pojawiła się straż pożarna i ośmiu dzielnych strażaków.
Akcja była niesamowita, nie uwierzycie jak nie zobaczycie na zdjęciach:
Przybyła pomoc...
Ośmiu dzielnych strażaków rozpoczęło akcje, ja też byłam dzielna bo się przyglądałam, sąsiadka Tajka uciekła do domu i zamknęła się na klucz ;-)
... a wąż schował się w tej dziurze i nie miał zamiaru wychodzić ... strażacy użyli jakiś gazów, dezodorantów, żeby go wykurzyć, wszystko na nic...
Postanowili podejść go od tyłu...
Wtedy wąż nie miał wyjścia, zaczął uciekać i wtedy się zaczęło....
... dzielny pogromca węży, rzucił się na niego i rozpoczęła się walka...
Uff, udało się!
I co teraz robią zadowoleni strażacy ... sesję zdjęciową ;-)
Oczywiście zostaliśmy poproszeni do zdjęcia, a jakże takie wydarzenie! I wcale nie chodziło o węża, co tam wąż, dla strażaków wąż to normalka, ale tym razem dwóch farangów patrzyło i podziwiało ich akcje!
To trzeba uwiecznić i wrzucić na Facebooka ;-)
To trzeba uwiecznić i wrzucić na Facebooka ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz