Legenda

sobota, 23 lipca 2016

"Za co lubię, a za co nie lubię Tajlandii", czyli spojrzenie 'świeżym' okiem :-)

Ciesząc się łatwym i przyjemnym życiem w Tajlandii, od dawna namawiam wszystkich bliskich i dalszych znajomych, aby spróbowali tego samego. 
- Jeszcze trochę i zaczniesz ulotki rozrzucać z samolotu - śmiał się kiedyś mój syn.
Ulotek nie zdążyłam wydrukować, ale agitacja słowna zadziałała ;-)
W tym roku szkolnym przybyło Tajlandii czterech nowych nauczycieli, a nam znajomych Polaków ;-) 
W tym jeden szczególnie ważny - nasz syn ;-) 
Co myśli o Tajlandii po prawie trzech miesiącach pobytu? Przeczytajcie:


"Minęło dwa i pół miesiąca od mojego wyjazdu z Polski. Kiedy patrzę na kalendarz to mam wrażenie, że czas ostatnio znacznie przyśpieszył. Pytanie kiedy w końcu zwolni? Będzie to pewnie oznaczało, że przyzwyczaiłem się do nowego otoczenia, a wszystko co było wcześniej nowe, nie jest już tak niezwykłe.
Zatem co jest takiego fajnego w Tajlandii, a co mi się w tym kraju nie podoba?
          
Na samym początku muszę podkreślić, że kraj ten ma dwa oblicza. Mniej sympatycznym obliczem Tajlandii jest to, które spotyka się w turystycznych miejscach takich jak na przykład Bangkok. Stolica ściąga do siebie masy spryciarzy i cwaniaków, którzy szybko uczą się jak zarobić na niewiedzy turystów. Najgorsi są taksówkarze i kierowcy tuk-tuków, którzy atakują białych zaraz po tym jak ci wyjdą z autobusów czy pociągów. Mydlenie oczu, kłamstwa, bezwzględność. Zjedz albo zostań pożarty.
W miasteczku, w którym mieszkam (na prowincji), można zobaczyć ten obrazek na niewielką skalę. Dotyczy to kierowców tuk-tuków, którzy stanowią po prostu najniższą klasę społeczną. 
A co z resztą ludzi?

1)  PLUS „Thailand - Land Of Smiles”.
Tak brzmi hasło, którym reklamuje się Tajlandia i jest to zarazem pierwsza rzecz, która podoba mi się w tym kraju. Ludzie mają tutaj mnóstwo naturalnego luzu, zachowują się przyjaźnie, uśmiechają się do siebie, a zwłaszcza do białych. Wystarczy tylko, że złapiesz z kimś kontakt wzrokowy, a ludzie ślą Ci przyjazny uśmiech. Łapię się nawet na tym, że odruchowo robię to samo uśmiechając się do wszystkich na około. Daje to jakąś taką pozytywną energię.

2)   MINUS    Z drugiej strony
Ten sam luz, dzięki któremu ludzie nie przejmują się wieloma rzeczami, wpływa na ich rozleniwienie. W połączeniu z wysokimi temperaturami efekt jest taki, że wielu Tajom po prostu nie chce się pracować, a co dopiero intensywnie. Dlatego też jest wiele opóźnień, błędów w kwestiach papierkowych i tym podobnych. Zdążyłem już tego doświadczyć ubiegając się o wizę w Laosie. Na miejscu okazało się, że dostałem zły papierek od mojego przełożonego i tylko dzięki uprzejmości urzędnika nie musiałem kombinować. Słyszałem, że nie wszyscy mieli tyle szczęścia.
Może to kosztować wiele nerwów i frustracji ludzi, którzy próbują coś załatwić. Patrząc na to z dalszego punktu widzenia być może między innymi przez to Tajlandia nie jest wielkim krajem, w sensie politycznym czy ekonomicznym.

3)  PLUS    Bezpieczeństwo.
Nie będę rzucał statystykami, podzielę się tylko moim osobistym odczuciem. W miejscu gdzie mieszkam czuję, że ludzie są po prostu uczciwi. Nigdy nie liczę wydanej reszty, nie czuję zagrożenia przed kradzieżą. Czuję wewnętrzny spokój, dzięki tej pozytywnej aurze, którą roztacza Tajlandia. Ostatnio chciałem kupić sobie strój sportowy do piłki nożnej. Właścicielka znalezionego przeze mnie przypadkowo zakładu, bez żadnych negocjacji z mojej strony, obniżyła cenę o 25% kompletu w stosunku tego co było na metce. Dlaczego? Dla ludzi z takich małych prowincji okazja chociażby do miłej rozmowy z białym jest warta znacznie więcej niż potencjalny zarobek.

4)   MINUS    Jazda pod wpływem.
Niestety po zmroku nie jest już tak bezpiecznie. Ludzie wsiadają za kierownicę lub na motory będąc kompletnie pijanym. Na kanale od Krzysztofa Gonciarza słyszałem, że w Japonii dzieje się to samo, sam widziałem, że w Laosie nie jest inaczej. Wygląda na to, że w dużej części krajów azjatyckich istnieje społeczne przyzwolenie na picie i prowadzenie. Byłem świadkiem jak jeden z Tajów po imprezie, w której uczestniczyłem próbował wsiąść na motor. Najpierw przewrócił się razem z maszyną. Wszyscy się zbiegli i zaczęliśmy mu pomagać. Nikt mnie oczywiście nie słuchał, że on nie powinien prowadzić. Postawili go do pionu, nakierowali na dom po czym pomogli mu się rozpędzić. W pierwszej chwili wszyscy się złapali za głowy, bo zaczął jechać prosto na motor jadący z przeciwka, ale po krótkiej chwili wyrównał tor jazdy i zniknął za zakrętem. Od tamtej pory zerkam za siebie kiedy jadę późną nocą na rowerze, bo nigdy nie wiadomo ile ma promili osoba jadąca za mną.

5)   PLUS    Członkostwo w klubie VIP.
W Tajlandii ludzie traktują białych na specjalnych zasadach, co trochę odnosi się do powyższych punktów. W Bangkoku biały to potencjalne źródło zarobku. W mojej miejscowości biały to przede wszystkim osoba, z którą ludzie chcą się przywitać, uścisnąć rękę, spędzić czas (o ile nie są zbyt wstydliwi).
Bardzo często robię zakupy w Tesco, chyba z sentymentu. Po prostu wygląda podobnie do wszystkich supermarketów w Polsce. Ostatnio kolejka była wyjątkowo długa. Nie czekałem więcej niż minuty, gdy podeszła do mnie Pani wyglądająca na kogoś ważnego i zabrała mnie do specjalnej kasy, gdzie obsłużyła mnie bez kolejki.
Pozytywne aspekty bycia białym widzisz codziennie w małych gestach ludzi, a czasem również w istotniejszych kwestiach, jak na przykład wysokość wypłaty jaką oferują. Chociaż ta kwestia wynika również z ogromnego nacisku rządu Tajlandii na rozwój języka angielskiego w całym kraju. A to tylko wzmacnia pozycję społeczną nauczycieli.

6)   MINUS    Rasizm, komunikacja i system. 
Tym sposobem płynnie przechodzimy do kolejnej trudnej kwestii z jaką spotykamy się w Tajlandii. Biali traktowani są jak VIP, natomiast czarni lub ciemni - nie. W dużym skrócie pensja na stanowisku nauczyciela angielskiego nie zależy tylko od kwalifikacji i biegłości w danym języku, ale w dużej mierze od koloru skóry. Jesteśmy bardziej cenieni jako pracownicy niż na przykład nasi koledzy z Filipin, którzy pracują z nami na tym samym stanowisku. Jedna z dziewczyn z Filipin ma doskonały angielski i uzyskała nawet więcej punktów ode mnie w teście z angielskiego, który musieliśmy wszyscy zdawać, a mimo to ma niższą stawkę. Dokładnie tak samo wygląda kwestia z nadgodzinami, które są bardzo dobrze płatne. Ja mam cztery tygodniowo, ona jedną.
Kolejna rzecz to beznadziejnie działający system edukacyjny, dzięki któremu jestem teraz tu gdzie jestem, cieszę się życiem, lekką pracą i wysoką wypłatą. Efekt edukacji, na którą wydaje się wielkie pieniądze jest taki, że w Tajlandii ludzie po prostu nie potrafią mówić po angielsku. Z reguły w grupie 10 – 20 osobowej znajdzie się jedna osoba, która słabo zna podstawy angielskiego i coś powie lub rozumie, reszta zero. Razem z językiem migowym człowiek jest w stanie się jakoś dogadać o ile sprawa nie jest zbyt skomplikowana. Miałem okazję rozmawiać z okulistą, który badał mi wzrok. Spędziliśmy na tym około 40 minut i muszę przyznać, że była to najtrudniejsza rozmowa, jaką do tej pory prowadziłem. Bo jak pokazać na migi, że mam astygmatyzm? Ostatecznie kupiłem same oprawki :-)

7)   PLUS    Ceny.
Teraz trochę o stosunku miesięcznej pensji do kosztów życia. W porównaniu do polskich cen największe wrażenie robi koszt jedzenia. Obiad poza domem składający się z ryżu, warzyw oraz – do wyboru - mięsa lub owoców morskich będzie kosztował między cztery a osiem złotych. Można znaleźć również bardziej wyszukane potrawy i bardziej ekskluzywne miejsca w cenie dziesięć do piętnastu złotych. Najdroższe są pizzerie i sieciówki typu KFC, McDonald itp., gdzie jedzenie waha się miedzy 15 a 30 złotych. W szkolnej stołówce do wyboru jest bardzo dużo różnych potraw. Wszystkie kosztują 2 zł i składają się standardowo z ryżu, mięsa i warzyw. Nie zauważyłem, żeby jakością odbiegały od innych miejsc. Muszę przyznać, że na razie widzę same plusy jedzenia poza domem. Nie trzeba myć naczyń, nie trzeba poświęcać czasu na gotowanie. Człowiek uświadamia sobie ile czasu poświęcał codziennie na tym zajęciu.
Wydaje się, że główny powód dla którego tak zwany street food jest tani to bardzo niskie ograniczenia ze strony rządu w zakładaniu własnego małego biznesu. Nie wynika to z tego, że rząd jest wspaniałomyślny, tylko po prostu odpuszcza kontrolowanie małych sklepików, być może skupiając się na większych. W wyniku tego mnóstwo przydrożnych domów to połączenie gospodarstwa i biznesu rodzinnego, w którym nie wiesz gdzie kończy się dom, a gdzie zaczyna sklep. Za ladą znajduje się łóżko ze śpiącym dzieckiem, w tyle salon z telewizorem, a przed ladą stoliki z ludźmi popijającymi piwo. Czasem sięgając do lodówki waham się czy to sklepowy czy prywatny towar.
Cena za 1,5 l wody to około złoty siedemdziesiąt. Cena tutejszego piwa (Chan, Leo) to prawie sześć złotych za butelkę 0,66 l. Poświęćmy minutę ciszy w tej sprawie. Artykuły elektroniczne są trochę tańsze, ale nie analizowałem tego wnikliwie. Polskich 'smakoszów' uratuje w Tajlandii niewielki koszt wódki, około szesnaście złotych za pół litra. Tajska wódka jest jednak dużo gorsza od naszej polskiej, zdrowej, przaśnej wódki. Wszystkich potencjalnych gości upraszam o prezenty w tej postaci ;-)
W tym kraju można za to znaleźć tanie ubrania, ponieważ koszt materiałów i koszt szycia jest bardzo niski. Tania jest również benzyna (poniżej trzech złotych za litr), przez co niewiele kosztują również usługi transportowe takie jak pociągi czy autobusy.

8)  MINUS    Ekologia
Tajowie nie przejmują się ekologią, czego wynikiem jest bardzo zanieczyszczona stolica. W Bangkoku czuć wszędzie spaliny i mam wrażenie, że ciężej się przez to oddycha. Zupełnie niepotrzebnie zużywanych jest mnóstwo plastikowych siatek w sklepach. Po edukacji ekologicznej, jaką przywiozłem z Polski wszystko to wydaje się jakimś głupim żartem. Gdzieś na świecie ludzie starają się bardzo, a niektóre akty uznawane są nawet za przestępstwo. Tymczasem na innej części kuli ziemskiej ludzie po prostu nie mają świadomości ekologicznej i nie są rozliczani z niczego.

9)  PLUS  Praca nauczyciela
Sama praca nauczyciela jest bardzo przyjemna. W planie zapisanych mam 22 godziny tygodniowo. W praktyce jednak godzin jest znacznie mniej. Co chwilę wypadają jakieś zajęcia przez różnego rodzaju aktywności uczniów lub przez święta. Uczniowie są mili, kłaniają się za każdym razem gdy nas widzą i cieszą kiedy się do nich coś powie. Kasę wypłacają zgodnie z terminem.

Chciałem jeszcze coś napisać o korupcji w Tajlandii, ale dużo już tego tekstu jest. 
PODSUMOWUJĄC, gdybym był Tajem to nie chciałbym mieszkać w Tajlandii. Jako biały Polak nie mam powodów, żeby stąd wyjeżdżać. Może poza moimi fajnymi znajomymi z Polski ;)

A wiecie za co ja lubię Tajlandię? Kiedyś o tym pisałam KLIK 
Zobaczcie na ile się zgadzam w opiniach z Piotrkiem;-)
Piotrek może już pora zrobić TEST na 'tajskość' ;-)
            

5 komentarzy:

  1. Nie moge w to uwierzyc, ze was syn w koncu do was przyjechal i to jakby na stale ;-)
    Smialam sie czytajac ten tekst, bo dzis sprawdzalam, gdzie na swiecie najlepiej byc naucycielem angielskiego haha podobno chiny przoduja!
    Pozdrawiam was!

    OdpowiedzUsuń
  2. To jak ciekawi cie praca w Chinach poczytaj tutaj http://almostparadisse.blogspot.com/2016/05/nauczanie-angielskiego-w-chinach-cienie.html
    Ogólnie kasa lepsza niż w Tajlandii, ale ile się musisz namęczyć i jeszcze cię będą oszukiwać.
    Dla nas póki co Tajlandia wygrywa ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Minusy, które zostały tu wymienione zauważyłyśmy i my będąc w Tajlandii, ale mimo wszystko wydaje nam się ona rajem na ziemi. I całkiem poważnie, planując najbliższą przyszłość, planujemy Tajlandię choć na kilka miesięcy, żeby po prostu tam pożyć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, mam nadzieję, że nas odwiedzicie i poznamy się w 'realu' ;-)

      Usuń
  4. Rodzinka w komplecie to już z pewnością pełnia Rajskości! :-)
    Piotr gratuluję debiutu na blogu :)
    A z tą Tajlandią to faktycznie wodzicie na pokuszenie...

    OdpowiedzUsuń