Legenda

niedziela, 26 lipca 2015

Minusy bycia wiecznie ZADOWOLONYM :-)

Plusy wszyscy znają,  są raczej oczywiste i trudno uwierzyć, że mogą być w ogóle jakieś minusy tego, że człowiek jest zadowolony. Ale jak się dłużej mieszka w kraju gdzie ludzie są zawsze zadowoleni i nigdy nie pokazują zdenerwowania, a narzekanie i wytykanie błędów jest źle widziane to okazuje się, że można  też dostrzec minusy takiego postępowania.

Oto kilka przykładów:

1. Zadowoleni kierowcy.
Najlepszym przykładem będzie pokazanie sytuacji na tajskich drogach. 


'Zadowolony' kierowca zaparkował na pasach ;-)
Zawsze zadowolony i uśmiechnięty Taj nigdy nie okazuje zdenerwowania na drodze. Obowiązuje zasada ‘Sabaj, sabaj’ oraz ‘maj pen rai’ czyli spokojnie, spokojnie, wszystko ok, nic się nie stało.  Jeżeli np.  jadący przed tobą samochód, bez jakiegokolwiek znaku - kierunkowskazu czy machania ręką ;) nagle się zatrzymuje na środku drogi, bo ktoś chce zrobić zakupy w sklepie obok - nie możesz się zdenerwować,  wszystko jest ok, kierowca wysiada z samochodu, a wszyscy cierpliwie omijają porzucony pojazd.  Parkowanie równoległe czyli niemalże na środku ulicy jest czymś normalnym. 
Jeżeli jadący przed tobą samochód jedzie z prędkością 20 km/h i jeszcze co jakiś czas hamuje bez żadnej widocznej przyczyny (obserwujemy takich mistrzów kierownicy co jakiś czas), również nie należy trąbić czy mrugać. Przecież facet (lub kobieta) może stracić twarz przez ciebie! Możesz go najwyżej wyprzedzić (jeżeli to możliwe) lub cierpliwie za nim jechać. 
Jeżeli jakiś motorzysta jedzie 'pod prąd' bo tak mu wygodnie również należy być wyrozumiałym, nawet mu palcem nie wypada pogrozić, zwłaszcza jeżeli to jest np. policjant. No jeszcze tego brakuje, żeby policjant stracił twarz przez ciebie.

Zadowoleni pasażerowie ;-)
Można by powiedzieć, czego tu się czepiać? Cierpliwy, tolerancyjny naród. Tylko, że u takich kierowców NIGDY nie pojawi się ‘refleksja’ , że coś robię nie tak, komuś może to przeszkadzać, stwarzam zagrożenie dla innych.  NIGDY nikt się nie zastanowi, że coś można by zmienić, usprawnić, bo przecież wszyscy są zadowoleni. No oczywiście zdarza się czasami jakiś ‘farang’ , który ma typową ‘cierpliwość polskiego kierowcy’ więc trąbi, puka się po głowie, macha rękami ze zdenerwowania, ale kto by się tym przejmował. Wszyscy patrzą się z politowaniem, bo to trąbiący traci twarz a nie ten, który stwarza zagrożenie na drodze.
Tajowie wolą stracić życie przez głupoty, które robią na drodze niż ‘stracić twarz’.

2. Zadowoleni pracownicy.

Produkcja opakowań z liści bananowca.
Pracownik oczywiście również jest zawsze zadowolony, szczególnie ze swojego przełożonego :-) NIGDY nie wskaże na nic co ewentualnie można by zmienić, poprawić lub usprawnić. Przecież oznaczałoby to, że mu się coś nie podoba, jest niezadowolony... jeszcze szef straci twarz. Jest to niedopuszczalne, więc wszyscy się tylko uśmiechają i są zadowoleni. Szczególnie taki ‘farang’ w szkole musi się tego szybko nauczyć, bo jak za bardzo będzie pokazywał co mu się nie podoba i za bardzo będzie chciał zmieniać tajski system ‘nauczania’, to długo nie popracuje.

3. Zadowoleni farmerzy, sklepikarze, sprzedawcy itd.

Chodzi mi tu o tych, którzy sami sobie są szefem. Być niezadowolonym ze swojego szefa i jeszcze mu to okazywać  to rzeczywiście wyczyn, nawet w Polsce. Ale jak już sam sobie jesteś szefem i coś ci nie pasuje to próbujesz to zmienić, udoskonalić. No chyba, że jesteś cały czas zadowolony i wykazujesz tzw. minimalizm, cieszę się z tego co mam i nawet nie będę próbował osiągnąć coś więcej.

Oczywiście nie można ‘mierzyć ludzi swoją miarą’, może inni są szczęśliwi mając to co mają.
Ostatnio czytałam książkę tajskiego autora „Thailand in my youth”.  Opisuje on swoje dzieciństwo na tajskiej wsi. Pisze o tym jak to żyło się biednie i ciężko, ale ludzie przyzwyczaili się do takiego życia i cieszyli się tym co mają. Po latach doszedł jednak do wniosku, że brakowało ludziom jakiejś inicjatywy i przedsiębiorczości. Podał to na przykładzie sytuacji z pośrednikami, którzy co roku przyjeżdżali do wsi i skupywali trzcinę cukrową od farmerów oferując im nędzne pieniądze. Wystarczyło, żeby kilka gospodarstw umówiło się, wynajęło samochód  i wspólnie zawoziło swoje zbiory, bez korzystania z pośrednika, ale nigdy nikt nie wyszedł z taką propozycją. Bo przecież wszyscy byli zadowoleni ze swojego życia i nie wypadało, żeby ktoś w wiosce zaczął narzekać i mówić, że jest źle - zmieńmy to. Można powiedzieć, że może Tajowie to naród mniej zaradny, ale to ‘potrzeba jest matką wynalazków’, a taką potrzebę trzeba zauważyć i o niej otwarcie mówić.

4. Zadowoleni klienci

'Zadowolony' klient cierpliwie wysłuchuje akwizytora.
Odwiedzają szkołę średnio raz w tygodniu.
Wyobraź sobie, że przychodzi do ciebie jakiś ‘fachowiec’, żeby coś naprawić i ‘odwala fuszerkę’, jesteś nie tylko niezadowolony ale nawet wkurzony, ale w Tajlandii nie wypada okazać zdenerwowania. Ja nie wiem jak to robią Tajowie, muszą to mieć we krwi, nadal są uśmiechnięci i jakoś tak pokrętnie, żeby się ‘fachowiec’ nie obraził i nie stracił twarzy ... próbują zaznaczyć czy może ewentualnie dałoby się to zrobić lepiej, poprawić ... Albo wręcz nic nie mówią, płacą za robotę i dalej udają, że są „ZADOWOLENI”.  
Żeby tylko nie robić problemu i unikać konfrontacji. Czytaliśmy nawet historie, że w ten sposób oddawano do użytku budynki czy mosty, które po jakimś czasie zaczynały się rozsypywać, ale w trakcie prac i po ich zakończeniu wszyscy byli zadowoleni.


Jakie to bycie wiecznie zadowolonym jest męczące! Dobrze, że w Polsce człowiek normalnie może się zdenerwować i ponarzekać ;-)

6 komentarzy:

  1. A jednak wole usmiechnietych ludzi !Pozdrawiam ze "stoickiej"Skandynawii !G

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc też wole zadowolonych Tajów niż narzekających Polaków ;-)

      Usuń
    2. 23-y lata mieszkalem w tej "stoickiej"skandynawii dokladnie w sztokholmie.Przez 23-y lata nie bylo tyle smiechu co tu w Pattaya przez 23-y godz.Tu w Azjii sie nie smiejesz - jestes chory!Jestes psychicznie chory bo sie smiejesz w szwecjii.Teraz troche sie zmienilo bo mlodziez szwedzka duzo podrozuje po swiecie i ma wiecej kontaktu z obcokrajowcami,ktorzy sa usmiechnieci w porownaniu z zimnymi szwedami.Znalazlem swoje miejsce na ziemi i odrabiam straty(23-y lata Polski i tyle samo lat mieszknia w szwecjii)Pozdr.!

      Usuń
    3. Dobrze powiedziane, jak się NIE uśmiechasz to chyba jesteś chory ;-) To nie pozostaje ci nic innego tylko uśmiechać się i cieszyć życiem. Pozdrawiamy!

      Usuń
  2. A mnie przypomniała się pewna sytuacja: podczas naszej wyprawy, będąc właśnie w Tajlandii przez kilka dni trochę zapomniałem, że trzeba nasze wirtualne pieniądze powymieniać i przygotować do wypłaty przez bankomat. Skutki zaniechania (a środków zostało nam tylko na 2 butelki wody i skromne śniadanie) chciałem naprawić w jednym z banków, do którego dojechaliśmy na stopa. W tajnym schowku schowane miałem dolary i angielskie funty. Tych pierwszych nie chciałem ruszać bo w planach naszych był jeszcze pobyt w Kambodży, a więc do wymiany poszły funty. I zaczęły się kłopoty: funty były przepuszczane przez specjalny skaner do walut obcych sprawdzający ich wiarygodność. Skaner przy każdym przepuszczeniu przezeń banknot piszczał jak szalony, wskazując błąd. Pracownicy banku przepuszczali więc banknoty w każdej możliwej pozycji, doszukując się pozytywnego skutku, uśmiechając się do mnie TYM WŁAŚNIE UŚMIECHEM. Skutku pozytywnego jednak nie było. Państwo w koncu grzecznie mnie przeprosili, że maszyna jest pewnie popsuta skoro wykazuje, że banknoty nie są oryginalne, następnie dokonali wymiany z pominięciem urządzenia na THB, a uśmiechom i grzecznym pożegnaniom nie było końca.
    Wasz post mówi dużo o mentalności Tajów, a co do wykroczeń drogowych... Nigdy nie zapomnimy obrazków, gdy spokojny Rajski wsiadając za kierownicę zamieniał się w poetę układając przepiękne polskie wiązanki okolicznościowe :)

    PS: Nie wiem jak było na prawdę z tymi banknotami. Dostałem je od cioci w przeddzień wyjazdu z adnotacją "na czarną godzinę". Pochodziły na pewno z Wielkiej Brytanii, a ja daleki jestem od zamiarów fałszerstwa. Wiarygodność pieniędzy pozostaje więc dla mnie nadal tajemnicą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna historia :-) :-) Gdybym nie mieszkała w Tajlandii w życiu bym nie uwierzyła, że w banku byliby w stanie przyjąć fałszywe pieniądze, żeby tylko nie robić problemu, konfrontacji, nie dyskutować .... lepiej stwierdzić, że maszyna się zepsuła hehehe. A wszystko z uśmiechem, ukłonem i przeprosinami, my mówimy w takich sytuacjach TIT - this is Thailand :-) :-)

    OdpowiedzUsuń