Plusy wszyscy
znają, są raczej oczywiste i trudno
uwierzyć, że mogą być w ogóle jakieś minusy tego, że człowiek jest zadowolony.
Ale jak się dłużej mieszka w kraju gdzie ludzie są zawsze zadowoleni i nigdy
nie pokazują zdenerwowania, a narzekanie i wytykanie błędów jest źle widziane to
okazuje się, że można też dostrzec minusy takiego postępowania.
Oto kilka
przykładów:
'Zadowolony' kierowca zaparkował na pasach ;-) |
Jeżeli jadący przed tobą samochód jedzie z prędkością 20 km/h
i jeszcze co jakiś czas hamuje bez żadnej widocznej przyczyny (obserwujemy takich mistrzów kierownicy co jakiś czas), również nie należy trąbić czy mrugać. Przecież facet (lub kobieta) może stracić twarz przez ciebie! Możesz go najwyżej wyprzedzić (jeżeli to możliwe) lub cierpliwie za nim
jechać.
Jeżeli jakiś motorzysta jedzie 'pod prąd' bo tak mu wygodnie również
należy być wyrozumiałym, nawet mu palcem nie wypada pogrozić, zwłaszcza jeżeli
to jest np. policjant. No jeszcze tego brakuje, żeby policjant stracił twarz przez ciebie.
Zadowoleni pasażerowie ;-) |
Można by
powiedzieć, czego tu się czepiać? Cierpliwy, tolerancyjny naród. Tylko, że u
takich kierowców NIGDY nie pojawi się ‘refleksja’ , że coś robię nie tak, komuś
może to przeszkadzać, stwarzam zagrożenie dla innych. NIGDY nikt się nie zastanowi, że coś można by
zmienić, usprawnić, bo przecież wszyscy są zadowoleni. No oczywiście zdarza się
czasami jakiś ‘farang’ , który ma typową ‘cierpliwość polskiego kierowcy’ więc trąbi,
puka się po głowie, macha rękami ze zdenerwowania, ale kto by się tym
przejmował. Wszyscy patrzą się z politowaniem, bo to trąbiący traci twarz a nie ten, który stwarza zagrożenie na drodze.
Tajowie wolą
stracić życie przez głupoty, które robią na drodze niż ‘stracić twarz’.
2. Zadowoleni
pracownicy.
Produkcja opakowań z liści bananowca. |
3. Zadowoleni farmerzy,
sklepikarze, sprzedawcy itd.
Chodzi mi tu o
tych, którzy sami sobie są szefem. Być niezadowolonym ze swojego szefa i
jeszcze mu to okazywać to rzeczywiście
wyczyn, nawet w Polsce. Ale jak już sam sobie jesteś szefem i coś ci nie pasuje
to próbujesz to zmienić, udoskonalić. No chyba, że jesteś cały czas zadowolony
i wykazujesz tzw. minimalizm, cieszę się z tego co mam i nawet nie będę
próbował osiągnąć coś więcej.
Ostatnio
czytałam książkę tajskiego autora „Thailand in my youth”. Opisuje on swoje dzieciństwo na tajskiej wsi.
Pisze o tym jak to żyło się biednie i ciężko, ale ludzie przyzwyczaili się do
takiego życia i cieszyli się tym co mają. Po latach doszedł jednak do wniosku,
że brakowało ludziom jakiejś inicjatywy i przedsiębiorczości. Podał to na
przykładzie sytuacji z pośrednikami, którzy co roku przyjeżdżali do wsi i skupywali
trzcinę cukrową od farmerów oferując im nędzne pieniądze. Wystarczyło, żeby
kilka gospodarstw umówiło się, wynajęło samochód i wspólnie zawoziło swoje zbiory, bez
korzystania z pośrednika, ale nigdy nikt nie wyszedł z taką propozycją. Bo przecież wszyscy byli zadowoleni ze
swojego życia i nie wypadało, żeby ktoś w wiosce zaczął narzekać i mówić, że jest źle - zmieńmy to. Można powiedzieć, że może Tajowie to naród mniej zaradny, ale to ‘potrzeba jest
matką wynalazków’, a taką potrzebę trzeba zauważyć i o niej otwarcie mówić.
4. Zadowoleni klienci
'Zadowolony' klient cierpliwie wysłuchuje akwizytora. Odwiedzają szkołę średnio raz w tygodniu. |
Żeby tylko nie robić problemu i unikać konfrontacji. Czytaliśmy nawet historie, że w ten sposób oddawano do użytku budynki czy mosty, które po jakimś czasie zaczynały się rozsypywać, ale w trakcie prac i po ich zakończeniu wszyscy byli zadowoleni.
Jakie to bycie
wiecznie zadowolonym jest męczące! Dobrze, że w Polsce człowiek normalnie może
się zdenerwować i ponarzekać ;-)
A jednak wole usmiechnietych ludzi !Pozdrawiam ze "stoickiej"Skandynawii !G
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc też wole zadowolonych Tajów niż narzekających Polaków ;-)
Usuń23-y lata mieszkalem w tej "stoickiej"skandynawii dokladnie w sztokholmie.Przez 23-y lata nie bylo tyle smiechu co tu w Pattaya przez 23-y godz.Tu w Azjii sie nie smiejesz - jestes chory!Jestes psychicznie chory bo sie smiejesz w szwecjii.Teraz troche sie zmienilo bo mlodziez szwedzka duzo podrozuje po swiecie i ma wiecej kontaktu z obcokrajowcami,ktorzy sa usmiechnieci w porownaniu z zimnymi szwedami.Znalazlem swoje miejsce na ziemi i odrabiam straty(23-y lata Polski i tyle samo lat mieszknia w szwecjii)Pozdr.!
UsuńDobrze powiedziane, jak się NIE uśmiechasz to chyba jesteś chory ;-) To nie pozostaje ci nic innego tylko uśmiechać się i cieszyć życiem. Pozdrawiamy!
UsuńA mnie przypomniała się pewna sytuacja: podczas naszej wyprawy, będąc właśnie w Tajlandii przez kilka dni trochę zapomniałem, że trzeba nasze wirtualne pieniądze powymieniać i przygotować do wypłaty przez bankomat. Skutki zaniechania (a środków zostało nam tylko na 2 butelki wody i skromne śniadanie) chciałem naprawić w jednym z banków, do którego dojechaliśmy na stopa. W tajnym schowku schowane miałem dolary i angielskie funty. Tych pierwszych nie chciałem ruszać bo w planach naszych był jeszcze pobyt w Kambodży, a więc do wymiany poszły funty. I zaczęły się kłopoty: funty były przepuszczane przez specjalny skaner do walut obcych sprawdzający ich wiarygodność. Skaner przy każdym przepuszczeniu przezeń banknot piszczał jak szalony, wskazując błąd. Pracownicy banku przepuszczali więc banknoty w każdej możliwej pozycji, doszukując się pozytywnego skutku, uśmiechając się do mnie TYM WŁAŚNIE UŚMIECHEM. Skutku pozytywnego jednak nie było. Państwo w koncu grzecznie mnie przeprosili, że maszyna jest pewnie popsuta skoro wykazuje, że banknoty nie są oryginalne, następnie dokonali wymiany z pominięciem urządzenia na THB, a uśmiechom i grzecznym pożegnaniom nie było końca.
OdpowiedzUsuńWasz post mówi dużo o mentalności Tajów, a co do wykroczeń drogowych... Nigdy nie zapomnimy obrazków, gdy spokojny Rajski wsiadając za kierownicę zamieniał się w poetę układając przepiękne polskie wiązanki okolicznościowe :)
PS: Nie wiem jak było na prawdę z tymi banknotami. Dostałem je od cioci w przeddzień wyjazdu z adnotacją "na czarną godzinę". Pochodziły na pewno z Wielkiej Brytanii, a ja daleki jestem od zamiarów fałszerstwa. Wiarygodność pieniędzy pozostaje więc dla mnie nadal tajemnicą.
Piękna historia :-) :-) Gdybym nie mieszkała w Tajlandii w życiu bym nie uwierzyła, że w banku byliby w stanie przyjąć fałszywe pieniądze, żeby tylko nie robić problemu, konfrontacji, nie dyskutować .... lepiej stwierdzić, że maszyna się zepsuła hehehe. A wszystko z uśmiechem, ukłonem i przeprosinami, my mówimy w takich sytuacjach TIT - this is Thailand :-) :-)
OdpowiedzUsuń