Jakiś czas temu odwiedziły nas dwie Rodaczki-Ślązaczki: Magda (księżniczka Popielowa) i Agnieszka (Frau Ruprich). Wybierały się właśnie w podróż po Azji i tak od bloga do bloga, od maila do maila, od słowa do słowa narasta rozmowa no i dziewczyny trafiły do nas.
Chyba im się podobało, a już wrażeń na pewno nie zabrakło. A że Magda fajnie wszystko opisała na swoim blogu więc pozwoliliśmy sobie ją zacytować:
“Ostatecznie po 13 godzinach dojechałyśmy do Kalasynia, gdzie odebrała nas Ewa z Adamem. Polska gościnność – tego nam było trzeba! Nakarmili, napoili, po czym frrruuu do ich szkoły, gdzie pracują jako nauczyciele angielskiego. Szkoła ogromna – 4,5 tysiąca uczniów.
I w sumie nie wiem, co było większą atrakcją – oni dla nas czy my dla nich. Zjadłyśmy z Rajskimi obiad, a potem przedstawili nas kolegom z pokoju nauczycielskiego. I mimo naszego faux pas (legginsy zamiast klajdu), zostałyśmy zaproszone na bankiet kończący semestr. Zadanie specjalne – zaśpiewać polską piosenkę przed „jedynie” 300. nauczycielami. Będzie folklor, bo nie wiem jak Ewa i Adam, ale my z Adelą do pierwszych głosów nie należymy… Choć chęci mamy spore! Rajscy załątwili nam rower, także Ruprichowo jak Norcia w Brukseli na tylnym zicu i heja rajd po Kalasyniu. Tu, gdzie nie ma turystów, wzbudziłyśmy całkiem spore zainteresowanie – dwie biołe dziołchy w legginsach na fluo zielonym kole, które ledwo ogarniają lewostronny ruch (a myślałyśmy, że machają, bo jesteśmy fajne, a tu zonk – jedziemy pod prąd:P). “
“ Czysty folklor! Co my przeżyły! Wpierw nasza obleczka. Musiałyśmy pożyczyć od Ewy, bo przecież nie przygotowałyśmy się na możliwość baletów, więc ostatecznie Ruprich wylądowała w długiej kiecy w słonie a la cyganka-szamanka, a ja w balklajdzie z falbanami (salsa carino?;) ).
Ale to co tam się działo, przerosło nasze tajsko-folklorowe oczekiwania. Wydawało nam się, że jesteśmy całkiem nieźle przygotowane, ale… Lejdibojsi bardziej kobiecy od nas, „specyficzne” jedzenie, masa świecidełek, kiczowatych (wg europejskich standardów) klajdów, masa zdjęć z belframi przechodzącymi na emeryturę no i uświetnieniem był nasz występ, w którym muzyka absolutnie nie przeszkadzała nam w śpiewaniu…
Tako gańba, że gdyby Marszolikowa słyszała to nasze wycie, to nie przepuściłaby nas do kolejnej klasy:P Ale „podłiskowani” nauczyciele z zachodu poczuli klimat, więc owacji o dziwo nie zabrakło (wmawiamy sobie, że to nie z litości). Zaproponowano nam, żebyśmy w przyszłym roku przyjechały uczyć angielskiego, dano tasze na pamiątkę z jakimiś tajskimi napisami, które niewiadomo co znaczą i nasze gęby przyozdobią szkolne kroniki – tela wrażeń w jeden wieczór!
28.09.2013
Wycieczka rowerowa zaliczona! Rajscy zadbali o wysoki poziom emocji, bo wzięli nas do wstrząsającej świątyni, gdzie znajdowały się zwłoki i płody w formalinie. Makabrycznie. Więcej na temat tej świątyni, możecie przeczytać na blogu Rajskich. "
Więcej o podróżniczych przygodach Magdy znajdziecie TUTAJ
Chyba im się podobało, a już wrażeń na pewno nie zabrakło. A że Magda fajnie wszystko opisała na swoim blogu więc pozwoliliśmy sobie ją zacytować:
“Ostatecznie po 13 godzinach dojechałyśmy do Kalasynia, gdzie odebrała nas Ewa z Adamem. Polska gościnność – tego nam było trzeba! Nakarmili, napoili, po czym frrruuu do ich szkoły, gdzie pracują jako nauczyciele angielskiego. Szkoła ogromna – 4,5 tysiąca uczniów.
I w sumie nie wiem, co było większą atrakcją – oni dla nas czy my dla nich. Zjadłyśmy z Rajskimi obiad, a potem przedstawili nas kolegom z pokoju nauczycielskiego. I mimo naszego faux pas (legginsy zamiast klajdu), zostałyśmy zaproszone na bankiet kończący semestr. Zadanie specjalne – zaśpiewać polską piosenkę przed „jedynie” 300. nauczycielami. Będzie folklor, bo nie wiem jak Ewa i Adam, ale my z Adelą do pierwszych głosów nie należymy… Choć chęci mamy spore! Rajscy załątwili nam rower, także Ruprichowo jak Norcia w Brukseli na tylnym zicu i heja rajd po Kalasyniu. Tu, gdzie nie ma turystów, wzbudziłyśmy całkiem spore zainteresowanie – dwie biołe dziołchy w legginsach na fluo zielonym kole, które ledwo ogarniają lewostronny ruch (a myślałyśmy, że machają, bo jesteśmy fajne, a tu zonk – jedziemy pod prąd:P). “
“ Czysty folklor! Co my przeżyły! Wpierw nasza obleczka. Musiałyśmy pożyczyć od Ewy, bo przecież nie przygotowałyśmy się na możliwość baletów, więc ostatecznie Ruprich wylądowała w długiej kiecy w słonie a la cyganka-szamanka, a ja w balklajdzie z falbanami (salsa carino?;) ).
Ale to co tam się działo, przerosło nasze tajsko-folklorowe oczekiwania. Wydawało nam się, że jesteśmy całkiem nieźle przygotowane, ale… Lejdibojsi bardziej kobiecy od nas, „specyficzne” jedzenie, masa świecidełek, kiczowatych (wg europejskich standardów) klajdów, masa zdjęć z belframi przechodzącymi na emeryturę no i uświetnieniem był nasz występ, w którym muzyka absolutnie nie przeszkadzała nam w śpiewaniu…
Szła dzieweczka do laseczka, do zielonego, hahaha...... |
28.09.2013
Wycieczka rowerowa zaliczona! Rajscy zadbali o wysoki poziom emocji, bo wzięli nas do wstrząsającej świątyni, gdzie znajdowały się zwłoki i płody w formalinie. Makabrycznie. Więcej na temat tej świątyni, możecie przeczytać na blogu Rajskich. "
Więcej o podróżniczych przygodach Magdy znajdziecie TUTAJ
Nakładniejszy pan nauczyciel wśród nauczycielek. |
Teacher dance. |
Witajcie, śmieszne te Wasze Ślązaczki:)
OdpowiedzUsuńWczoraj w TV leciała słynna "Niebiańska plaża" z Dicaprio - piękne tajskie obrazki, ale przedwczoraj ciekawsze: w cyklu "Oglądaj z Andrzejem Fidykiem" dokument: "Moja tajska zona". Rzecz działa się w Kalasyn!!! Opowieść o falangach w słusznym wieku, którzy ożenili się z tajkami, a w zasadzie o pewnym angolu, który wybudował swojej tajskiej żonie dom i chlewnię wyprzedając się ze wszystkiego w Anglii, po czym laska wybzykała go na kasę i z niczym wrócił na wyspy do Europy. Ciekaw jestem. Takich facetów na filmie było kilkunastu w Kalasyniu - ciekaw jestem, czy kogoś znacie. Pozdrawiam
Tej historii o tajskiej zonie w Kalasyniu akurat nie znaliśmy, ale znamy podobne historie, które działy się w innych częściach Tajlandii. Ostatnio słyszeliśmy o Niemcu, którego tajska żona zostawiła z długami po 15 latach małżeństwa. To niestety tutaj powszechne, co gorsza tajska społeczność to akceptuje a nawet pochwala, taka sprytna i przechytrzyła falanga.... Chyba powinni więcej nagłaśniać takich historii, ku przestrodze..
UsuńPiękna jest radość, lecz nie każdy ją zna
OdpowiedzUsuńPiękne są święta i każdy z nas je ma.
Jedni w oddali inni przy jednym stole
Nieważne kto, gdzie,
lecz ważne byśmy zawsze pamiętali o sobie.
Wesołych Świąt.
I mała niespodzianka od nas - Sylwestra spędzamy w Bangkoku. Przylatujemy 31, jeśli znajdziecie czas to może pobawimy się razem.
Pozdrawiamy Ewa i Sław
Dziękujemy za piękne życzenia;-) Co do planów sylwestrowych napisałam w mailu. Wspaniałości w Nowym Roku!
Usuń