Legenda

sobota, 11 lutego 2012

Jak schudłem 40 kg podczas podróży po Azji.

Indyjskie przyprawy

9 lutego 2010 roku rozpocząłem moją podróż po Azji. Wtedy ważyłem 123kg.
Dzisiaj ważę 83kg. Schudłem 40  kg!!!!!!!
Tak, to naprawdę jest możliwe. 
Nie używałem żadnych środków "dopingujących", żadnych czarów ani cudownych diet.
Po prostu wybrałem się w podróż po Azji a jej pierwszym etapem były Indie.
Dlaczego zacząłem pisać o moim odchudzaniu i dlaczego dopiero po 2 latach?
Moja otyłość była największą zmorą mojego życia. Walczyłem z nią, wygrywałem małe potyczki i przegrywałem wojny, stając się coraz grubszy.
Schudnięcie 40kg to największy sukces mojego życia. Chciałbym, żeby był inspiracją i źródłem wiary dla tych, którzy walczą z otyłością.
A dlaczego tak późno? Na początku w ogóle nie wierzyłem, że się uda. Kiedy zaczęły pojawiać się efekty, obawiałem się, że są tylko chwilowe. No i nie wiadomo było, czy uda się to  utrzymać, a nie było łatwo. Przechodziłem okresy permanentnego głodu, euforii wynikającej ze wskazań wagi, załamania i żarłoczności, dumy z postępów a nawet kryzys zdrowotny.
Zaczynam moją podróż. Indie i Nepal. Ważę 123 kg.

Ta podróż zmieniła całkowicie moje życie, a przede wszystkim zmieniła moje nawyki żywieniowe.
Założyłem sobie, że jem 3 razy dziennie i nic więcej. Zero ciastek, lodów, przekąsek, chipsów, cukierków.
Ale trzeba to wyraźnie podkreślić: mogłem się kontrolować tylko dzięki temu, że nie było w zasięgu lodówki!

Jedzenie w indyjskich restauracjach, dla Hindusów (bo te dla turystów maja całkiem inne ceny) jest bardzo tanie.
Pierwszym poznanym indyjskim daniem była masala dosa, czyli taki jakby nasz podpłomyk, ryżowy placek + nadzienie ziemniaczano cebulowe + sos kokosowy, to wydatek rzędu 30-40 RS (2-3 zł).
Ale czy głodny człowiek może sobie takim czymś pojeść? Otóż tak! Jeżeli nie ma innego wyjścia.
Oczywiście początek był trudny, bo żołądek przyzwyczajony do innej treści i innej objętości.
I wtedy zacząłem się  zastanawiać, jak to jest z tym jedzeniem. My w Europie jemy.... wszyscy wiemy jak i ile jemy. W Indiach i Nepalu wielu jest takich, którzy jedzą ten podpłomyk, czasem bez wkładki, a na kolację  ryż z soczewicą i żyją. Dla młodego człowieka w okresie wzrostu to zdecydowanie korzystne nie jest, dlatego mieszkańcy tych krajów są niscy i drobni. Ale my nie jesteśmy niscy i drobni, ale jemy jakbyśmy byli w okresie intensywnego wzrostu.
Oczywistym jest, że organizmowi potrzebne są witaminy, białka i tłuszcze. Ale nie w takiej ilości jaką my ją dostarczamy!!!!

I to jest moja pierwsza rada dla szczupłych inaczej - jeść mniej!
Na początek ograniczyć porcje. Nie robić sobie dokładek. No bo cóż to za odchudzanie, jak weźmiemy sobie na talerz niewiele, ale potem dołożymy 3 razy? Mnie było o tyle łatwiej, że jedzenie w knajpach ma to do siebie, że dokładek nie ma i już. Tym którzy stołują się w domu pozostaje silna wola i zdrowy rozsądek.

W Agrze w restauracyjce w pobliżu Taj Mahal odkryłem spring rolle - danie pochodzące z Chin, to warzywa, opcjonalnie z kurczakiem zawinięte w chrupki podpłomyk z mąki ryżowej. Bardzo smaczne. I znów to samo pytanie: czy tym można się najeść? Na początku nasz organizm domaga się więcej, ale z czasem przyzwyczajamy się do mniejszej ilości jadła.

W  początkowym etapie podróży był duży problem ze śniadaniami i kolacjami.
Hinduski kupujące  pomidory
Przyzwyczajony do polskiego wariantu chleb z masłem+ser+szynka/kiełbasa, w Indiach przeżyłem spore rozczarowanie. Chleb tylko tostowy, smakuje jak trociny. Masło bardzo trudno dostępne i stosunkowo drogie. O serze żółtym i wędlinach można po prostu zapomnieć. Nie ma i już. Są tylko żywe kury, które rzeźnik po wybraniu ofiary morduje na twoich oczach. Jakoś nie mogłem się przemóc. No i co zrobić z taką surową kurą, przecież nie mam kuchni....
Pozostało jedzenie chleba tostowego z pomidorem, ogórkiem i cebulą. Masło opcjonalnie, jeżeli udało się go kupić, jak nie to jogurt naturalny. Czasem czosnek lub papryka dla smaku. No i okazało się, że to daje efekty.

Druga wskazówka dla szczupłych inaczej. Na śniadania i kolacje chleb z warzywami.
Zamiast masła najlepiej jogurt naturalny. Pomidory, ogórki, szczypiorek, cebulka, rzodkiew, papryka. To wszystko nie kosztuje wiele, a jakie zdrowe!!! Oczywiście można posolić i popieprzyć albo popaprykować, żeby jakiś smak miało.

Po pierwszych 2 tygodniach musiałem przesunąć mój pasek o 2 dziurki! To działa!!!!!

Później na 2 tygodnie pojechaliśmy do Nepalu. Narodowym daniem Nepalczyków jest dal bhat, czyli ryż z soczewicą.
I tu ciekawostka: mieszkańcy Azji nie solą ryżu. Nie wiem dlaczego, może uważają, że wystarczająco dużo smaku jest w dalu albo masali...? Soczewica ma jakiś dodatek warzywny, albo nie. Cena i zawartość zależy od wysokości na jakiej się znajdujecie. Na wysokości Pokhary i Kathmandu (stolica Nepalu) to jakieś 100 NRS (ok 4 zł), jak już się wejdzie na jakąś górkę to 150 NRS (6zł), a podczas trekkingu na Annapurnę nawet 400 NRS. Ja oczywiście na żaden Mont Everest się nie pchałem, ale zdobyłem Sarangkot (ok. 1500m) i kilka okolicznych górek wokół Pokhary.

Trzecia wskazówka dla szczupłych inaczej. Dużo ruchu.  
Już słyszę to marudzenie, że ja nie mam czasu na siłownię. Ale może spacer albo krótki jogging wieczorkiem. W Kambodży i Nepalu bardzo popularna jest gra w badmingtona. Może wycieczka na weekend w Beskidy? A może jednak basen?
Dla podróżnika sprawa ruchu jest prosta. Codziennie, albo co kilka dni trzeba wrzucić na plecy 20 kg (tyle miałem na początku) i w drogę. Nawet jak nie chodzi się pod górkę, wierzcie......to na prawdę działa.

Nasz przyjaciel przygotowuje chowmin
Drugą narodową potrawą Nepalczyków jest momo. Są trzy wersje: wegetariańskie, wołowe i kurzęce. To coś, jak nasze pierogi podawane z ostrym sosem chilly. Czy da się chudnąć po pierogach? Oczywiście, to zależy ile ich się je (przeciętna porcja to 8szt). Ale momo jakoś nie stało się moją ulubioną potrawą (za pierogami też nie przepadałem), a powodowało tak szybki "obieg materii" w moim organizmie, że ......miewałem po nich bardzo orzeźwiające przeczyszczenia.....

W Nepalu spróbowałem po raz pierwszy chowmin - potrawa pochodzącą z Chin. Cebula, drobno pokrojona kapusta i zielona papryka podsmażone do miękkości na niewielkiej ilości oleju, na to rzucony makaron (uprzednio ugotowany - al dente). Sól, pieprz, masala, sos sojowy, odrobina octu i jak ktoś lubi, ketchup.
Tanie, szybkie danie, mało kalorii w wersji veg. Można też z mięskiem, ale ilość tego mięska z reguły jest śladowa - Nepal to biedny kraj. Bardzo lubię to danie, później kiedy był dostęp do kuchni robilismy różne wariacje na temat chowmina: z paluszkami damy (okra), pomidorami a nawet bakłażanami.

Wyjeżdżając z Nepalu zakończył się 1-szy miesiąc podróży.
Waga pokazała 116kg. 7 kg w jeden miesiąc!!!!!
Nawet dieta kopenhaska nie dała mi takich efektów jak dieta azjatycka ;-)

1 komentarz:

  1. gratuluję efektów, tak trzymać
    pieczywo z warzywami jem na śniadanie, może dlatego, że jestem bardzo zafascynowana Azją i będąc tam czuję się, jak u siebie w domu, nie dziwi mnie to skoro Chińczycy nie mogą zrozumieć tego, że moja mam nie jest Azjatką :-)

    OdpowiedzUsuń