Wszystko co z
ryżem to nasz chleb powszedni byliśmy więc ciekawi czy na Bali coś nas jeszcze zaskoczy
jedzeniowo. Musze tutaj dodać, że jadąc do jakiegoś kraju ZAWSZE jemy dania
kuchni lokalnej, jakieś pizze czy spagetti możemy jeść wszędzie a np. Nasi
Campur tylko w Indonezji ;-) Uwielbiam testować kuchnie lokalną, poznawać
nazwy, kosztować i wybierać co mi smakuje, a co nie.
Jedzenie
indonezyjskie w jakimś stopniu jest podobne do tajskiego, ogólnie (w dużym
uproszczeniu) można powiedzieć, że jedzą: ryż + dodatki mięsne lub warzywne,
makaron + dodatki mięsne lub warzywne, zupy mięsne lub warzywne lub mięsko na
patyku.
Nasi Goreng |
Najbardziej znana
potrawa, którą mieliśmy w każdej karcie dań to Nasi Goreng, nasi = ryż, goreng
czyli smażony, czyli jest to dobrze znany nam z Tajlandii fried rice, po tajsku
kau pad. Może być wersja z warzywami, kurczakiem (ayam) lub świnką (babi). Czasami zdarza się wersja
z jajkiem na górze lub częstym dodatkiem na Bali czyli chrupkami. Dobre, trzeba
spróbować, chociaż dla nas bez rewelacji mamy to na co dzień ;-)
Można też spróbować
podobnej wersji Mie Goreng czyli nudle smażone.
Kolejna grupa
potraw to zupy SOTO, może być np. kurczakowa Soto Ayam. Taki sobie rosół z
warzywami ;-)
Kolejna popularna
tutaj potrawa to BEBEK BETUTU lub Bebek Goreng czyli kaczka wędzona lub smażona
w przyprawach.
Jedliśmy też coś
co się nazywa CAP CAY (czyt. ciap ciaj), jak sama nazwa mówi takie rozciapane
warzywa J Czyli
taki gulasz warzywny podawany czasami z jakimś mięsem.
GADO GADO w przydrożnym barze. |
Bardzo ciekawą
potrawą (coś dla wegetarian), którą polecam jest GADO GADO czyli smażone lub
gotowane warzywa z sosem orzechowym, smażonym tofu, często z dodatkiem tempeh (zbitych
w bryłki sfermentowanych orzeszków soi). Jedliśmy ją w wersji restauracyjnej i
w przydrożnym barze, gdzie Pani przy nas rozgniatała orzechy. Obie były ciekawe,
a najlepszy jest sos orzechowy ;-)
Ten sam sos
dostawaliśmy na kurczaczkach lub śwince na patyku czyli Sate = Satay Ayam lub
Babi.
Wielbiciele ryb i
owoców morza z łatwością też znajdą coś dla siebie. My akurat nie przepadamy za
owocami morza, dziwne nie ?
Produkcja sosu orzechowego do Gado gado w przydrożnym barze.
Gado Gado w restauracji :-)
No i na koniec
nasz HIT balijski NASI CAMPUR Bali (czyt. ciampur) czyli ryż z przeróżnymi dodatkami,
sosami , sałatkami, czasami jajkiem, kurczakiem oraz tempeh czyli te orzechy
zbite w bryłki. Jedliśmy je w różnych wersjach, z różnymi dodatkami, a
najlepsze było w małej restauracyjce w Ubud. Zaprowadziła nas tam przypadkowo
poznana Polka mieszkająca w Australii, gdyby nie ona pewno nigdy byśmy tam nie
dotarli. Dzięki Dotti ;-) To była prawdziwa uczta dla podniebienia ;-) Już sam
sposób podania na wiklinowych koszykach z liściem bananowca był egzotyczny a
potrawa .... ‘niebo w gębie’ ;-) Dla samej tej potrawy warto tam jechać jeszcze
raz J
Najlepsze Nasi Campur jakie jedliśmy na Bali ;-)
Jak będziecie kiedyś w Ubud koniecznie się tutaj wybierzcie ;-) To niedaleko Ubud Palace, przy ulicy Suweta.
Jeszcze powinien
być deser ;-) Więc teraz coś słodkiego - Martabak czyli słodki naleśnik/ciasto
z nadzieniem czekoladowym lub serowym. Przeczytałam o nim w samolocie lecąc na
Bali i postanowiłam spróbować, ale okazało się że nie tak łatwo to znaleźć. W miejskich
restauracjach przeznaczonych dla turystów nic takiego nie ma. Natomist jak się
podróżuje po Bali można wypatrzeć małe budki z napisem MARTABAK. Poprosiłam więc
kierowcę, żeby stanął przy takiej budce i dostałam ciasto robione na patelni ze
słodką polewą, czekoladą, orzeszkami, mniam.... i to gorące, można powiedzieć ‘prosto
z pieca’ ... tylko pieca nie było ;-)
Jadąc do Indonezji, oprócz planu spróbowania i poznania lokalnej kuchni, postanowiłam znaleźć jakiś owoc, którego jeszcze nie znam z Indii lub Tajlandii. I udało się, po raz pierwszy na Bali próbowaliśmy marakui. Marakuja, nazywana też passiflora, passion fruit, po polsku bardzo dziwnie -męczennica jadalna, jest pyszna, w smaku lekko kwaskowata. Stała się naszym owocem tego wyjazdu ;-)
I jeszcze trochę pysznego jedzonka ;-)
Satay Ayam czyli kurczak na patyku z sosem orzechowym + pyszne TEMPE
Odkrycie tego wyjazdu czyli TEMPEH (czyt. tempe) - zbite w bryłki sfermentowane orzeszki soi, przepyszne!
I jeszcze raz Nasi Campur, w innej wersji.
O ja to miło, gdy podczas wakacji nie tylko zabytki zachwycają, ale jeszcze i lokalna kuchnia, która jest tu dodatkowym bonusikiem podczas zwiedzania :) Pamietam gdy polecieliśmy w maju do Kerali, a tam właśnie trwał sezon na ponoć najpyszniejsze mango na świecie - Alfonso mango. O, jak na niego polowaliśmy! Potem jeszcze okazało się, że w Indiach to jakieś zupełne szaleństwo i tych owoców jest naprawdę wiele odmian, a jedno lepsze od drugiego.
OdpowiedzUsuńMarakuje też uwielbiam, ale ja ją znam jako owoc, którego częścią jadalną jest jedynie galaretowate wnętrze - nasionka ze swoją słodko-kwaśna otoczką. Są one chyba klasycznym dodatkiem do słynnego deseru Pavlovej.
To co Wy pokazujecie, to widocznie jakaś inna, ciekawa odmiana. Wygląda jakby jadalny był cały owoc? Interesujące...
Też bym spróbowała! :)))
Lokalna kuchnia zawsze nas zachwyca ;-) Nawet jak nie wszystko nam smakuje to odkrywanie czegoś innego jest super! Mango też uwielbiam, nawet bardziej niż marakuje ;-) Jadłam już różne odmiany, chociaż z reguły nie znam ich nazw. Alfonso mango brzmi nieźle ;-0 Co do marakui to też jedliśmy tylko galaretowate wnętrze z nasionkami i znaleźliśmy różne odmiany, jedne były kwaśniejsze inne słodsze, wszystkie warte spróbowania ;-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoja przyjemność Ewa :)
OdpowiedzUsuńŚwietny artykuł, aż nabrałam apetytu...
Pozdrawiam, Dotti.
Też się robię głodna na wspomnienie tych pyszności ;-)
UsuńZazdrość to jedyne co czuję po przeczytaniu powyższego tekstu :) ale już niedługo... ostatnio z Dominiką spieramy się już nie "czy?" tylko "gdzie i na ile?" pojedziemy w roku 2016.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ewo za fajny, podsycający dosłownie i w przenośni apetyt artykuł :)
Apetyt rośnie w miarę jedzenia, i to nie tylko kulinarny, podróżniczy też :-) :-) Ciekawe co planujecie na 2016 ???
UsuńMoże znowu zahaczycie o Tajlandię?