Wracając z
wyspy Ko Chang postanowiliśmy ‘zahaczyć‘ jeszcze o jakąś plaże po drodze. Nasz wybór
padł na okolice Chanthaburi. Co prawda w ‘biblii dla podróżników’ czyli Lonely
Planet nic nie wspominali o żadnych plażach w tej okolicy, ale po
dokładniejszych poszukiwaniach w internecie znaleźliśmy, co najmniej 3 takie
miejsca obok siebie. Informacje były bardzo skąpe, więc pełni obaw co tam
znajdziemy postanowiliśmy jednak spradzić. Nasze obawy wynikały również z tego,
że już raz zawiedliśmy się wybierając miejsce, o którym Lonely Planet nic nie
wspominał. To był Park Narodowy Ta Phraya,
był po drodze więc się zatrzymaliśmy i straciliśmy godzinę na oglądaniu
tabliczek z tajkimi napisami w środku lasu, nie było tam NIC poza ... lasem,
który jakoś nas nie zachwycił. Trzeba więc ostrożnie wybierać Parki Narodowe,
które chce się zobaczyć.
Z takimi obawami
poszukiwaliśmy plaży Laem Sadet, którą wybraliśmy za cel podróży.
Ostatecznie wylądowaliśmy przy plaży Chao Lao, która była obok i bardziej nam się spodobała. Tym razem fakt, że miejsce to nie jest zareklamowane w żadnych przewodnikach okazało się zbawienne, nie było ŻADNYCH ‘białych’ turystów. Przez 3 dni pobytu spotkaliśmy tylko jednego faranga który tam mieszka. Co za odmiana w porównaniu z Ko Chang. Odkryliśmy cudowne miejsce, które na pewno jeszcze odwiedzimy! Piękna plaża, cudowna okolica, ceny normalne czyt. ‘nie dla białych turystów’, w knajpkach wręcz nieprzyzwoicie tanio jak na kurort nadmorski. Jedyny może problem to brak lokalnego transportu (to kolejny powód dlaczego nie ma turystów). Wydaje się, że to typowe miejsce TYLKO dla zmotoryzowanych Tajów. Przy okazji mieliśmy ciekawe obserwacje i porównania co robią biali turyści na plaży a co robią Tajowie na plaży. Popatrzcie sami:
Ostatecznie wylądowaliśmy przy plaży Chao Lao, która była obok i bardziej nam się spodobała. Tym razem fakt, że miejsce to nie jest zareklamowane w żadnych przewodnikach okazało się zbawienne, nie było ŻADNYCH ‘białych’ turystów. Przez 3 dni pobytu spotkaliśmy tylko jednego faranga który tam mieszka. Co za odmiana w porównaniu z Ko Chang. Odkryliśmy cudowne miejsce, które na pewno jeszcze odwiedzimy! Piękna plaża, cudowna okolica, ceny normalne czyt. ‘nie dla białych turystów’, w knajpkach wręcz nieprzyzwoicie tanio jak na kurort nadmorski. Jedyny może problem to brak lokalnego transportu (to kolejny powód dlaczego nie ma turystów). Wydaje się, że to typowe miejsce TYLKO dla zmotoryzowanych Tajów. Przy okazji mieliśmy ciekawe obserwacje i porównania co robią biali turyści na plaży a co robią Tajowie na plaży. Popatrzcie sami:
1. Farang na
plaży leży i się opala, najlepiej jak najmniej odziany, żeby się bardziej opalić.
Dlatego plaże dla białych są pełne leżaków.
2. Tajowie na
plaży siedzą i biesiadują, najlepiej poubierani od stóp go głów, żeby się
przypadkiem NIE opalić. Dodam jeszcze, że w Tajlandii topless i nudyzm są zabronione.
Biesiada na plaży ;-) Plaże dla Tajów są pełne miejsc do biesiadowania. |
Tajska moda plażowa
Może ze względu na tajski styl 'plażowanie' i fakt, ze nie ma 'białych' jest tak pusto i pięknie ;-)
I jeszcze nasz domek na Chao Lao ;-)
A gdzie nocowaliscie na Chao Lao? Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAnia
Podaje namiary na nasze noclegi w Chao lao TIPWIMAN Resort tel. 0850875694 lub 081996-3038. Właścicielka niestety mówi baaardzo słabo po ang. Tablica z napisem jest tylko w języku tajskim, więc po nazwie trudno znaleźć ;-) Cena za domek z AC 500B, do plaży jakieś 200m.
UsuńW okolicy widzieliśmy wiele resortów gdzie ogłaszali się, ze pokój/domek jest za 500B. Oczywiście są i droższe resorty;-)
Pozdrawiamy
Rajscy