W czasie testu. |
Każdy z nas w
dorosłym życiu, wcześniej czy później dochodzi do wniosku, że uczciwość nie
zawsze popłaca, warto czasami kombinować a małe oszustwa to normalka.
Może więc
warto już w szkole tego uczyć ? Takie założenie przyjęto najwidoczniej w
tajskiej szkole.
Oto przykłady:
1. Lekcje w
tajskiej szkole kończą i zaczynają się dokładnie o tej samej godzinie. Zgodnie z
planem który wszyscy dostają, jedna lekcja kończy się np. o 10.10 a następna
(często w innym budynku, bo to duża szkoła) zaczyna o .... 10.10. Jakim więc
cudem mamy zaczynać i kończyć punktualnie?
Co więcej w szkole nie ma dzwonków (!?), nie
ma wyraźnego sygnału, teraz kończymy a teraz zaczynamy. Niepunktualność jest
więc „usankcjonowana prawem”. Tajscy
nauczyciele NIGDY nie zaczynają lekcji o czasie, spóźnienia 15 – 20 minutowe, a
czasami i dłuższe są normą. Dlaczego
więc uczniowie mieliby być o czasie na lekcjach? Bardzo szybko uczą się, że nie istnieje coś takiego jak punktualność. Co więcej w dziennikach nie zaznacza się
spóźnień, jedynie nieobecności, a uczniowie przychodzą czasami na
ostatnie 15 minut lekcji, ale przecież przyszli!
W klasach
lekcyjnych nie ma klimatyzacji więc nie zamyka się drzwi, to powoduje, że przychodzenie
lub wychodzenie w czasie lekcji jest proste i nikt się nawet nie
usprawiedliwia. Mając 55 uczniów w
klasie można nie zauważyć, że 1 czy 2 zniknęło.
No i przy
takim systemie zagraniczny nauczyciel, przyzwyczajony do innych
zasad próbuje wyegzekwować punktualność. Oczywiście uczniowie nie
rozumieją o co mu w ogóle chodzi? Po 15 minutach lekcji wpisuje nieobecności?
Zamyka drzwi i nie wpuszcza do klasy tych, którzy spóźnili się pół godziny?
Stawia przy tablicy spóźnialskich i próbuje o coś pytać?
Po jakimś
czasie taki nauczyciel dowiaduje się, że nie może tak robić, uczniowie przecież
przychodzą na lekcje, może są głodni i muszą coś zjeść, może musieli coś innego
załatwiać, może .... po prostu chcieli w piłkę pograć, czemu się denerwujesz?
Ci co się nie mieszczą w klasie, siedzą na korytarzu. |
2. Jak w
każdej szkole również tutaj uczniowe mają testy czy sprawdziany. Właściwie
muszą mieć dwa w semestrze, Midterm Test i na koniec Final
Test. Testy z wszystkich przedmiotów
odbywają się w tym samym czasie (np. testy z 4 różnych przedmiotów w jednym
dniu) i mają formę testu wyboru.
Wyobraźcie
sobie 55 uczniów w klasie, którzy dostają ten sam test (nie ma podziału na
gupy) i karty odpowiedzi, w których zaznaczają A, B, C, D. Przy tym wszystkim
jeden tajski nauczyciel, który siedzi
sobie przy biurku i najczęściej coś tam pisze. Tajski nauczyciel ma
świadomość, że wszyscy muszą zdać, więc lepiej za bardzo im nie przeszkadzać. Jak
ktoś nie zda, to i tak trzeba mu zrobić drugi test łatwiejszy, a potem trzeci,
albo czwarty aż w końcu wszyscy będą zadowoleni. Tajscy nauczyciele opracowali
metodę unikania tych problemów a uczniowie oczywiście bardzo szybko zrozumieli
o co tu chodzi. Dostali nieoficjalną zgodę na ściganie. Chyba połowa uczniów,
w niektórych klasach może i więcej, w ogóle nie czyta pytań, tylko skupia się
nad zaglądaniem do sąsiadów lub bawi się w zgaduj zgadule.
No i
przyjeżdża potem zagraniczny nauczyciel, który nie pozwala ściągać . Pilnuje,
robi dwie albo trzy różne grupy, na co uczniowie reagują wielkim zdziwieniem,
przychodzą do nauczyciela z testem i
pokazują, że sąsiad ma obrazek a ja nie mam (często tylko taką różnice
zauważają), więc mam zły test. Zdezorientowani dalej ściągają (bo przecież
zawsze tak robili) i na pytanie „What is your name?” odpowiadają Bangkok. A na pytanie: "Where can you exchange money" odpowiedź brzmi: "In the toilet"
Możecie
powiedzieć, że przecież uczniowie zawsze ściągają i ściągać będą, takie ich
zbójeckie prawo, ale nawet ściągać trzeba umiejętnie i z głową, a robienie
ściąg to jedna z metod uczenia, ale w Tajlandii uczniowie nawet tej
umiejętności nie muszą zdobywać.
Mundurki szkolne, sposób uczesania, długość włosów, wszystko musi byc zgodnie z wytycznymi! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz