Nazwa Loy Krathong pochodzi od słów „loi” co oznacza „płynąć” albo „unosić się”, zaś „krathong” to mała tratwa czy łódeczka, robiona z pnia oraz liści bananowca, kwiatów, świeczek i kadzidełek, czasami wkłada się również pieniążek. Niektóre krathongi są przygotowywane ze styropianu, wafli lub nawet chleba.
Nasze święto Loy Krathong zaczęło się od robienia własnych “krathongów”, Rajski uruchomił fantazję i zrobił jedynego w swym rodzaju krathonga z kokosa. Nie jesteśmy aż tak zdolni, żeby samemu wymyślić jak oni to robią, pomagali nam w tym tajscy uczniowie.
Tak przygotowane lub częściej kupione krathongi puszcza się na wodę w celu przeprosin za złe uczynki.
Już na kilka dni przed świętem obserwowaliśmy przygotowania - wokół naszego jeziora pojawiło się mnóstwo światełek i lamp, zaczęły tryskać fontanny, nawet oczyszczano wodę w jeziorze. Czuć było, że Tajowie przygotowują się do dużego święta, co nas bardzo cieszyło. Jezioro, które nam się zawsze podobało wypiękniało jeszcze bardziej.
W dniu świętowania już w południe rozpoczął się pochód udekorowanych samochodów, na których jechały ogromne krathongi. Każda ważniejsza instytucja w miasteczku przygotowała swój krathong wielki piękny , kwiecisty a wieczorem ciekawie podświetlony.
Procesja krathongów przemaszerowała ulicami, za każdym samochodem mieszkańcy ubrani w białe lub regionalne stroje, nie brakło oczywiście radosnej muzyki i śpiewów.
To był tylko wstęp do głównych uroczystości . Wraz z zapadnięciem zmroku (w Tajlandii zawsze między 6 a 7) nasze jezioro ożyło a my poczuliśmy się jak w bajce.
Wielkie ‘krathongi’ ustawione były na platformach wokół jeziora i fantazyjnie podświetlone.
Na scenach wokół jeziora występy zespołów regionalnych oraz nowoczesnych, do wyboru do koloru, co kto lubi.
Oczywiście mnóstwo straganów jedzeniowo pamiątkowych, jak na naszym odpuście, sztuczne ognie, światełka na wodzie, światełka na niebie ….. no pięknie …… pięknie.
Wyczytałam na różnych blogach, że niektórzy byli zawiedzeni tym świętem spodziewając się czegoś bardziej odświętnego, uroczystego, mistycznego. My mamy tego farta, że mieszkamy w Isaanie (pólnocno-wschodnia Tajlandia), gdzie święto to obchodzi się szczególnie hucznie. Oprócz puszczanych na wodę łódeczek, w powietrze puszczane są lampiony - światełka do nieba, jak my je nazywamy.
Malkontenci mogą też powiedzieć: cóż wielkiego, u nas na parafii w czasie odpustu też tak jest. Oj, chyba nie tak do końca;-)
Jasne! To nie był jakiś ósmy cud świata, ale nam się podobało!
Jedna rzecz była jednak niefajna. Małe “hieny” czyli dzieciaki, które wyławiały krathongi i przetrzepywały w poszukiwaniu pieniążków. Możecie to zobaczyć na filmiku.
https://www.youtube.com/watch?v=UvufLzsCeC4
Stwierdziłam, że najlepiej jakbyTajowie w ogóle tych pieniędzy nie wkładali.
Poza tym.... było pięknie!
Nasze krathongi też popłynęły, a światełka do nieba poszybowały z wróżbami. A że mieszkamy w małym miasteczku to oczywiście wokół jeziora spotkaliśmy wszystkich naszych znajomych i prawie wszystkich naszych uczniów.
Natomiast wielki plus dla Tajów za to, że już na drugi dzień rano cały teren wokół jeziora był wysprzątany!
Przyzwyczajeni do indyjskich świąt zastanawialiśmy się jak długo resztki po krathongach i lampionach będą pływać w jeziorze. W Indiach resztki po wrzucanych Ganeshach pływają do następnego roku.
A tu proszę, na drugi dzień znowu spacerowaliśmy wokół czystego jeziora.
I jeszcze na koniec znaleziona w internecie legenda skąd się wzięło święto Loy Krathong
Według jednej z legend Loy Krathong zostało zapoczątkowane podczas ery Sukhothai przez księżniczkę na dworze króla Loethai. Księżniczka puszczała na rzekę udekorowane malutkie bukieciki z kwiatów i liści bananowca. W ten sposób oddawała hold bogini wody i przepraszała za złe uczynki. Królowi tak spodobała się ta ceremonia, że postanowił aby wszyscy poddani czynili to samo.
Od tej chwili Tajowie podczas pełni Księżyca w dwunastym miesiącu lunarnego kalendarza tajskiego, udają się nad wodę aby puszczać krathongi.
Produkcja krathongów. |
Duet chińsko-amerykański. |
W głębi facet dłubie następnego krathonga. |
Zespół ludowy, nazwa niedowymówienia. |
Krathongi zakochanych. |
Full moon |
Dowód istnienia życia na Księżycu. Skoro maja anteny, to chyba żyją. |
Witajcie, pięknie, kolorowo jak w bajce; nasze odpusty pozostaną odpustami z watą cukrową, w których poza wszechobecnym badziestwem nie mam nic bajkowego - nie porównujmy. Chyba, że z bajek o złych ludziach - po odpuście złodziej może dalej kraść na nowe konto, mąż leje swoją kobietę na nowe konto, bo stare zostało odpuszczone...Na zdjęciach wszyscy są uśmiechnięci i szczęśliwi i chyba to jest najważniejsze..poza krathongami. Życzę Wam i sobie dużo uśmiechu i radości przez cały rok - do przyszłego Święta Loy Krathong. Felek
OdpowiedzUsuńPięknie powiedziane ;-) A uśmiechów wokół rzeczywiście mamy mnóstwo , w końcu mieszakmy w karainie tysiąca uśmiechów, jak sie mówi o Tajlandii. Przesyłamy uśmiechy i buziaki;-)
Usuńsuper zdjecie ksiązyca z anteną..:) a święto faktycznie bardzo romantyczne i bardzo klimatyczne..:)
OdpowiedzUsuńSznupkowie, a wy do Tajlandii to sie nie wybieracie?
Usuńwitam, po przerwie.
OdpowiedzUsuńmusze nadrobic zaleglosci w czytaniu.. :-)
dostalam dzis zaproszenie na walese na maila i od razu do was looknelam.
ewa, co za hollywoodzki usmiech ;-) mam nadzieje, ze u was wszystko jest piekne jak na fotkach :-)
pozdrawiam hugzzzz
Witaj! Usmiech to chyba Bolywoodzki, wyćwiczony przez tyle "shootingów". Mamy się dobrze, za Indiami nie tęsknimy. A ty? Wybierasz się tam może?
UsuńPozdrowienia, Rajscy