W krajach południowo azjatyckich z
zaopatrzeniem się w “hasz” turyści raczej nie mają problemów. Częstość
zaczepiania i okazji do zakupu jest aż nadto. Ale … zawsze jest jakieś ale …
trzeba uważać co się robi, z kim się robi i gdzie się robi.
Dzisiejszy post będzie właśnie o przygodzie
narkotykowo-sensacyjnej, w której pojawią się sceny kaskaderskie, policja, “przyjaciele”,
szmal, hasz i dużo strachu. To historia “z życia wzięta”, która przydarzyła się
naszemu znajomemu Felkowi.
Zanim zacznę, najpierw wprowadzenie:
1.W Indiach każdy przyjezdny turysta
staje się szybko “najlepszym przyjacielem” każdego sprzedawcy, taksiarza i naciągacza,
i chcąc nie chcąc wszyscy przyjmują ksywę “majfrend”.
2. Mumbajska policja powszechnie
znana jest z tego, że nie marnuje czasu na załatwianie spraw, z których nie
wynika jakaś łapówka. Jeżeli chcą od ciebie pieniędzy bo np. źle przechodzisz
przez jezdnię (haha) lub palisz papierosa na ulicy (jeszcze większe hahaha), a
ty zamiast im dać te 500Rs, żeby się odczepili, zaczynasz z nimi dyskutować: a
bardzo mi przykro, nie wiedziałem, a od kiedy taki przepis obowiązuje, a jaki
to paragraf, a może byśmy to przedyskutowali w polskim konsulacie, ja do nich
zadzwonię i dopytam … to marnujesz ich cenny czas w czasie, którego mogą wyhaczyć łapówki w prostszy sposób i najpewniej ci odpuszczą.
Wracając do naszej historii:
-miejsce akcji: najbardziej
turystyczna dzielnica Mumbaju – Colaba,
-czas akcji: w biały dzień,
- bohaterowie akcji: Felek
(boguducha winny turysta), “majfrend1” (pierwszy cwany Hindus), “majfrend2”
(drugi cwany Hindus), “pseudo policjant” (trzeci cwany Hindus), pozostali
policjanci (tym razem prawdziwi).
Wszystko zaczęło się, jak to zwykle
bywa, miło i sympatycznie, od wycieczki na Wyspę Elefanta. A właściwie od Świętego
Męża, który to przed Bramą Indii dopadł naszego bohatera, zawiązał mu sznurek
na przegubie ręki, kazał zjeść jakieś białe cukiereczki, odczynił hinduskie
błogosławieństwa i skasował 10 Rs. Chciał stówę, ale Felek miał przy sobie
tylko banknot 500rs, a jak wiadomo święci mężowie nie wydają reszty, więc
musiał się zadowolić dziesiątką. Chyba go
to zdenerwowało i przeklął biednego
turystę, patrząc na to co stało się potem.
Niedługo później, jak spod ziemi,
wyrósł “majfrend1”. Rzucił się z radością na Felka i nie przestawał krzyczeć,
że go pamięta bo 3 lata temu spotkali się na Colabie. Rzeczywiście Felek był
wtedy w Mumbaju i rzeczywiście poznał tego Hindusa (?!) jak oni to robią, że
pamiętają wszystkich turystów, którzy się przewinęli przez 3 lata. Hinduska
tajemnica…
No więc “od słowa do słowa, narasta
rozmowa”, która rozwijała się już teraz przy piwie, stawianym oczywiście przez
turystę, jakże by inaczej?
A że to stary “majfrend” był, znali
się jakby nie było 3 lata, więc Felek (opatrznie) zwierzył mu się ze swoich
planów: że ma trochę gotówki ze sobą, że myśli o jakimś biznesie na GOA, że
może “majfrend” ma jakieś dojścia i pomoże. Dodam, że biznes miał być
absolutnie uczciwy, żaden “haras” i te sprawy.
Oczywiście, że pomoże! Nawet
następny “majfrend” się zaraz zjawił, on też pomoże! Hindusom już się włączył
sygnał: bip, bip, można coś zarobić,
bip, bip, naciągnąć, oszukać.
Pojechali w trójkę załatwiać
biznesy, potem na następne piwo, omówić biznesy, za chwilę, taksi już czekała
na dole, trzeba pojechać zapytać gdzie indziej.
I wtedy się zaczęło! Jak oni to
sprytnie załatwili i wykombinowali, nic tylko życzyć sobie, żeby tak wszystko
sprawnie działało w Indiach…
Wsiedli do taksówki, która czekała na dole i jadą.
“Majfrend2” z przodu, z tyłu “majfrend1” i Felek. Jeden z nich poprosił o
papierosa, no czemu nie, fajką można się podzielić. Przysposobił go odpowiednio dodając “harasu” (haszyszu), po czym puścił skręta w
obieg. Felek machnął dla towarzystwa i w ten sposób złapał przynętę. W pewnej
chwili na skrzyżowaniu, gdzie taksówka w naturalny sposób wyhamowała, wskoczył
na tylne siedzenie policjant. Ale o co chodzi, co się dzieje?? Felek poczuł się
jak w kleszczach, między “majfrendem” a policjantem.
Rzekomy policjant oznajmił, że
wsiadł, bo poczuł zapach narkotyków i chce przeszukać plecak. Coo? Stał sobie
akurat na tym skrzyżowaniu i wyczuł zapach???
Felkowi zrobiło się gorąco, ale czemu
nie, niech sprawdza plecak, przecież tam nic nie ma… chyba że…teraz już na
zmianę robiło się mu zimno i gorąco… po wyciągnięciu ręki z plecaka na dłoni
policjanta znalazło się zawiniątko wielkości połowy rolki plasteliny zawinięte
w folię.
- Co to jest? – wrzasnął Felkowi w twarz
- Co to jest? – wrzasnął Felkowi w twarz
Na ulicach Mumbaju |
W tym momencie przypomniały mu się
wszystkie przeczytane i zasłyszane historie o posiadaniu narkotyków w Azji, o
więzieniach i bezprawiu. Ludzie się różnie zachowują w takich sytuacjach,
walczą, tłumaczą, płaczą, rozklejają się albo krzyczą, a Felek złapał paczuszkę
i szybkim ruchem po prostu wyrzucił przez otwarte okno!
To gliniarza kompletnie zaskoczyło, nie dość, że stracił dowód na turystę, to jeszcze stracił cenną paczuszkę, którą pewno kupił gdzieś za rogiem. Narobił rabanu, że jedziemy na posterunek, że znalazł narkotyki, że to trzeba wyjaśnić itd.
To gliniarza kompletnie zaskoczyło, nie dość, że stracił dowód na turystę, to jeszcze stracił cenną paczuszkę, którą pewno kupił gdzieś za rogiem. Narobił rabanu, że jedziemy na posterunek, że znalazł narkotyki, że to trzeba wyjaśnić itd.
Nie wiem co wy byście zrobili w
takiej sytuacji… Można jechać wyjaśniać, dać w łapę temu dziwnemu gliniarzowi,
bo pewno po to ten cały cyrk robi, albo, tak jak zrobił Felek, strzelić z
łokcia policjanta w żebra, “majfrendowi” dać w pysk, złapać plecak i wyskoczyć
z jadącej taksówki (?!). Wyobrażacie to sobie???
Trzy przewrotki po asfalcie … i w
długą. Wydawałoby się, że to już koniec historii, ale nie…
Za chwilę dogonił go “majfrend”,
który bardzo agresywnie zaczął domagać się kasy, w innym przypadku zostanie
aresztowany. Co?? Nie dość, że go wpakował w takie bagno, to jeszcze: daj kasę??
Facet zaczął być coraz bardziej agresywny i na to zareagowało dwóch
policjantów, tym razem prawdziwych.
I tutaj dodam, że potwierdziła się
historia, o której już wcześniej słyszeliśmy. Jeżeli gdzieś szamocze się Hindus
z Białym, to policjant podchodzi,
najpierw daje w gębę Hindusowi a potem pyta o co chodzi. Taki mają dziwny
rasizm, skierowany przeciwko sobie. Tak było tym razem, “majfrend” dostał dwa strzały
od gliniarzy, a potem zaczęła się
rozmowa. Ale jak tu rozmawiać, jak oni do siebie w tym swoim dziwnym języku, a ty
ani me ani be…
Oczywiście “majfrend” już przestał
być przyjacielem i próbował wkopać Felka na całego, opowiadając historie o
harasie.
Pan oficer po usłyszeniu jego
zwierzeń „zaprosił” ich na posterunek. Żadne
próby tłumaczenia nie pomagały. Dopiero odpowiednie papierki, wyciągnięte z
kieszeni zainteresowały Mister Oficera, który w tym momencie machnął na Felka
ręką, jakby odganiał się przed muchami.
Pewno był zadowolony z obrotu
sprawy, te przesłuchania, wypisywanie zeznań sa przecież takie męczące…
Nasz bohater dał w długą i kilka
kilometrów pokonał biegiem w kierunku dworca kolejowego, żeby żaden “majfrend”
już go nie dogonił. Dotarł do nas blady i zielony, pół nocy analizowaliśmy cały
przebieg zdarzeń, ale co się dziwić , taka historia!
Kochani turyści i podróżnicy: UWAŻAJCIE
NA “MAJFRENDÓW”, nie zawsze są przyjacielscy.
TUTAJ o innych 'indyjskich absurdach'
TUTAJ o innych 'indyjskich absurdach'
przecudna historia czytałem blog Felka i nie żle się ubawiłem teraz też się nie mogę powstrzymać wyobrażając sobie minę Felka w tej taxi albo jak wyskakuje hahahaha bezcenne
OdpowiedzUsuńa majfrends mają tysiące sposobów jak wydoić turystę lepiej unikać bo choć czasem pomogą to i tak po paru godzinach minutach dojdziesz do wniosku że i tak cię wydoili
co za przygoda, teraz można się śmiac, ale mogło sie skończyć nieciekawie.
OdpowiedzUsuńNajlepsze jest to, że możemy potwierdzić z grubsza autentyczność tej historii, bo byliśmy z Felkiem przez cały czas "na telefonie"...
UsuńHistoria niesamowita, ale nie wiem czy Felek by ją nazwał "przecudną" ;-) Jak do nas dotarł po wszystkim to raczej innych epitetów używał;-)
OdpowiedzUsuńUwierzcie - powiedzenie:"zesrać się ze strachu" nie wzięło się znikąd; po dotarciu do Rajskich brałem dłłłuugą kąpiel. Dziś, kiedy minęło już kilka miesięcy to: hahaha, ale wtedy nie było do śmiechu. Felek
OdpowiedzUsuńTego "majfrenda" spotkaliśmy razem z Felkiem 3 lata temu. Faktycznie to ten sam koleś! Uważajcie na niego na Colabie, ma wytatuowane na wewnętrznej stronie przedramienia imię "Vined". Wtedy śmialiśmy się że jest taki przymulony, że wytatuował sobie imię żeby go nie zapomnieć. Okazał się jednak niezłym sprytkiem.
Usuń3 lata temu próbował innego, dość grubymi nićmi szytego numeru: nie mam ID, nie mam paszportu, nie istnieję - pomóżcie! Dopytywał się co robimy w Polsce, a jak dowiedział się że mam knajpę to koniecznie zapragnął tam pracować. Jednak potrzebowal 500$ na zalatwienie dokumentów i 500$ na bilet. Utrzymywał że będzie dla mnie pracować do końca życia i będzie wierny jak pies:-) Wydzwaniał do mnie kilkakrotnie z różnych telefonów-zapewne innych białasów których spotkał (niestety Felek w chwili wzruszenia dał mu moją wizytówkę:-))
Był tak zdesperowany w tym dzwonieniu, że wydaje mi się iż ten numer musiał kiedyś już mu wyjść. Były też plusy: przed wyjazdem z Bombaju poszedł z nami na zakupy i targował się ze sprzedającymi osiągając o wiele lepsze rezultaty niż my. Sprzedający byli mocno wkurzeni.
Myślę, że "majfrendów" trzeba traktować tak jak oni planują traktować nas, mianowicie wykorzystać ich przydatność jako tubylców i tyle. Drobna nagroda zagłuszy nasze wyrzuty sumienia. Byłem w Indiach 3 razy i każda zażyłość z takimi osobnikami miała zawsze drugie dno...
Jednak w Indiach pokażę się jeszcze nie raz... Pozdrowienia z zaśnieżonego Kazimierza Dolnego.
Witamy słynnego Sułka w naszych progach;-) Do tej pory mlaskamy na wspomnienie twoich nalewek, którymi nas kiedyś Felek częstował haha. Jak znowu kiedyś zawitasz do Mumbaju, mam nadzieję, że się spotkamy.
UsuńPozdrawiamy z gorącego Mumbaju.
A co do "majfrendów" to całkowicie się zgadzamy, trzeba być w stosunku do nich tak samo cwanym, traktować ich tak jak oni nas....
UsuńSpotkaliśmy właśnie "majfrenda" na emigracji - w Malezji. Gęba jak nic hinduska, utrzymywał, że urodził się w Malezji, choć dziadkowie kiedyś tu przyjechali z Indii. Spotkaliśmy go w hotelu w Jerantut, z rozmowy wynikło, że wybieramy się w tym samym kierunku - do Cameron Highlands i przecież on może nas zabrać, niby na stopa. Skończyło się prośbą o pożyczkę, bo rzekomo naszemu nowemu "majfrendowi" złamała się karta do banku i nie ma jak wypłacić gotówki. Biedaczysko.... Dziwiło nas tylko, że kwota wyjściowa prośby była stosunkowo niska: 150 RM (150zł only), ponieważ chłop stracił na ten niepewny biznes cały dzień, a prośbę wysunął dopiero po podwiezieniu nas do Cameron Highlands. Aby kupić sobie wolność i zagłuszyć wyrzuty sumienia dorzuciliśmy się jedynie do benzyny. Na całym interesie zaoszczędziliśmy sporo bo prywatne autobusy na tym odcinku wychodzą dość drogo z powodu braku państwowej konkurencji. Później pojawiły się wyrzuty sumienia, że można mu było dać w gębę zamiast się dorzucać...
UsuńW każdym razie, gdy zapytał o pieniądze momentalnie przypomniały mi się opisane wyżej historie :)
to jest historia... ;-)
OdpowiedzUsuńale na koniec czytania sie rozesmialam, bo przypomnial mi sie "patrol rutkowski" na koniec dnia :P hahahah
Bardzo smieszne hahaha...jakos wtedy mi i Felkowi nie bylo do smiechu ;)) ale szybka interwencja sasiadki z bandazem złagodziła bol kolana ;))
UsuńPozdrowienia dla Felka oraz wszystkich swiadkow tej niefortunnej interwencji ;)
Michal z patrolu
P.S. To nie tak mialo byc ;)
Już nigdy nie będzie takich patroli
Usuńi takich interwencji.....
i takich sąsiadek
Nikt już nie zajmie łazienki na cała imprezę,
już nigdy....
Kolano do dziś "ucieka"; więzadełka puściły. Pozdrawiam cały patrol. Felek
OdpowiedzUsuń