Legenda

sobota, 12 maja 2012

Bollywood starcie pierwsze (po powrocie).

Kareena Kapoor
 Po powrocie do Mumbaju przyszedł czas na przypomnienie  się naszym bollywoodzkim agentom, tutaj zwanym koordynatorami. O naszej pracy pisaliśmy już TUTAJ. Pierwszy tel. wykonałem do TegoCoNieUmieWYsłaćSMSa. Generalnie jeden z kulturalniejszych, choć roboty ma słabe, tzn słabo płatne.
- Halo, tu Adam z Polski (tu wymiana uprzejmości w stylu: howareyoufine),
 - Halo, kiedy przyjechałeś?
 -A wczoraj z wieczora
-To może chcesz iść jutro do roboty?
- A co masz, bo mam jutro audition(po naszemu casting) i o 17tej muszę być w Bandrze.
- Shooting  w Film City, może do tego czasu dasz radę się urwać, oddzwonię ci.

Dialog ten odbył się ok 18-tej. Około 23 poszliśmy spać, a 23.30 zadzwonił TenCoNieUmieWYsłaćSMSa:
- No to będziesz jakimś reżyserem, ale to jest crowd(crowd, czyli tłum oznacza niższą stawkę), a o 16.30 możesz się urwać.
- Ale przecież ja w życiu w pół godziny do Bandry nie dojadę!
- Dasz redę, mnie to 15 min zajmuje.
- Jasne, chyba helikopterem. No dobra, wyślij mi dokładny adres SMSem.
- Ale po co SMSem, 9 rano, Film City studio numer 9, nie zapamiętasz?(no tak, zapomniałem że gadam z TymCoNieUmieWYsłaćSMSa...). I tyle.
Tak zbudowano Rzym!
O 9 rano stanąłem przed studiem nr.9, które jest zaraz za płotem naszego osiedla (ale trzeba niestety iść na około). Z dala słychać było radosne stukanie młotków.
- Aha! Plan jeszcze nie gotowy. Już to czuję, jak o 16.30 się wyrwę!
Wchodzę do środka.
Na planie ludzie dzielą się na tych, którzy mają słuchawkę w uchu i na tych co nie mają. Ci pierwsi są ważniejsi. Podszedłem do Pani Ze Słuchawką, przedstawiłem się,  a on:
- Have a breakfast (zjedz śniadanie).
I od tego momentu jestem w pracy.
Na śniadanie było idli z pysznym sosem kokosowym i omlety z kanapkami (w omlecie było wściekłe chilli, które musiałem wydłubać).
Po śniadaniu rozpoczynam najdłuższy etap w mojej pracy, czyli CZEKANIE.

Najpierw czekam na makijaż i kostium. W tym czasie należy znaleźć wygodne krzesło i oddać się pasji czytelniczej lub słuchawczej, w zależności od dostępności środków. Ja miałem Jacka Higginsa „Midnight Runner” w wersji ang.
O 11.00 znalazł mnie facet od kostiumów. Przebrałem się po raz pierwszy. Chwilę potem przyszedł facet od make-upu i zaczęło się malowanie - niestety, tego nie da się uniknąć, trzeba przywyknąć.
Kiedy byłem już piękny jak ta lala pokazali mnie Panu ZeSłuchawką, który powiedział, że mu się nie podobam w tej koszuli. Już po godzinie miałem następną, ale PZS zaakceptował dopiero 4tą.
Kiedy byłem już na 40-tej stronie mojej książki nagle zaczęło się zamieszanie, wszyscy co spali, to się obudzili, ci co siedzieli to wstali, a ci co stali zaczęli biegać.

Przybyła. Tak..... to Ona. Sama Kareena Kapoor. I tu trzeba dodać, że w zachodnim świecie nie ma gwiazdy obdarzonej taką estymą jak czołowe postaci Bollywood. Karina Kapoor to tak jak Britney Spears, Nicole Kidman i Angelina Jolie w jednym. Ja wiem, że na tobie, mój europejski czytelniku nie robi to wrażenia, ale kiedy naszej indiańskiej sąsiadce pokazałem zdjęcia Kareeny, prawie przyklęknęła... Jej zdjęcia  zrobiłem "ukrytą kamerą" bo oficjalnie oczywiście się nie da.
Kolejną godzinę zajęło poprawianie loków i makijażu Kareeny (oczywiście przed i po poprawkach wyglądała dokładnie tak samo). 
Zgodnie z informacją od mojego koordynatora  miałem być tłumem, a tłum w Bollywood nie gada. A tu Pan Reżyser podchodzi do mnie i mówi:
- Słuchaj, to jak on cię klepnie, to to ty wychodzisz stąd i mówisz do Kareeny:
-Cut, cut! Fantastic Mahi (taką nosi ksywke w filmie), to ja tu teraz muszę przestawić DOLLY (tak mi powiedział, DOLLY, chociaż nadal nie wiem co to znaczy), żeby zrobić twoje zbliżenia a ty w tym czasie se dychnij w vanitikarze.
I oczywiście to wszystko po angielsku. Chciałem powiedzieć: Zaraz, ja miałem być tylko tłumem! Ale  nie zdążyłem, bo reżyser krzyknął:  Action!
No cóż, kopnął mnie zaszczyt grać z samą Kareeną Kapoor!!!! Co się będę rzucał.
Już po 14-tu powtórkach tego samego ujęcia ktoś zawołał : Lunch Break
Lunch break.
Natychmiast zgasły światła i okazało się, że stoję ostatni w kolejce. Jak mają coś zrobić, to idzie im baardzo powoli, ale jak jest lunch, to są szybsi niż Kubica. Sam nie wiem jak oni to robią.
Jak KK występuje, to wiadomo, że lunch będzie niezły. No i był. Masala chicken, dahl,  4 rodzaje warzywnego curry, ryż, pulao, dahi (taki jogurt naturalny) i jakieś słodkości, ale tego nigdy nie jem.
Jak już się obrzarłem jak bąk to zrobiła się 15-ta. W tym czasie Karina Kapoor zawzięcie nie chciała zaakceptować wersji plakatu promującego ten film.... aha, film nosi tytuł „Heroine”. Dyskutowali sobie z reżyserem i grafikiem przez kolejne pół godziny a ja już byłem mocno spięty, że nie wyrobię się na na następny punkt programu.  O 16.30, kręciliśmy już tą samą scenę z innego ujęcia, ale ja miałem już wychodzić!!! Zaanonsowałem się w Production z moim problem, na co powiedziano mi, że to już ostatnie ujęcie, potem mogę iść. Jakieś 15 ujęć później, o 17.15 poszedłem odzyskać moje ubranie. Indiańce wpadły w panikę, bo zgubił się klucz a dokładnie facet, który ten klucz dzierżył.
W tych butach możecie zobaczyć Kareenę Kapoor w filmie "Heroin"
Szybka akcja z młotem i piłą i już po pół godzinie, kłódka ustąpiła, a ja mogłem oddalić się na kolejną atrakcję tego dnia, czyli audition – po naszemu casting, czyli przesłuchanie.
Po 45min. szalonej jazdy tuk-tukiem dotarłem do Bandry, gdzie czekał na mnie CzarnyPiotruś, bardzo sympatyczny Kenijczyk, pracownik innego koordynatora.
Ponieważ było późno, byłem ostatnim do przesłuchania. Dali mi małą tabliczkę na której miałem napisać imię, telefon, wzrost, wiek i  imię koordynatora i stanąłem przed kamerą (z tą tabliczką w ręku).
Pani za kamerą powiedziała „action”  a ja przedstawiłem się i pokazałem ze wszystkich stron, tak żeby pan reżyser mógł obejrzeć sobie mnie na  ”wideło”.
Potem przyszła pora na prawdziwą audycję. Moja rola miała polegać na przeklinaniu w języku hindi połączonym z gestykulację i mimiką charakterystyczną dla tubylców – czyli wszystko mocno przerysowane. Nie było to łatwe, ale pojawił się reżyser reklamy, w której potencjalnie miałem wystąpić i dał mi niezwykły pokaz umiejętności aktorskich. To naprawdę było dla mnie zadziwiające, co ten człowiek wyprawiał z twarzą. Bardzo starałem się mu dorównać, ale..... coś czuję, że daleko mi do tego poziomu.
 No nic, nagrali mnie.  Jak się dowiem  ile moje naciąganie mięśni twarzy było wartę, to napiszę.










9 komentarzy:

  1. zazdroszcze !!!!!! a czy prace w bollywood jest tak latwo dostac .. jako statysci ???

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako statyści stosunkowo łatwo;-) Szczególnie dla "białasów". Cały czas mają zapotrzebowanie na białe twarze w tle.

    OdpowiedzUsuń
  3. mój Boże, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo zazdroszczę Ci gry z samą Kareeną. w prawdzie nie przepadam za nią, ale nie zmienia to faktu iż jest to jedna z największych gwiazd indyjskiego kina. jak w ogóle udało Ci się dostać na plan i jak udało Ci się zdobyć tę pracę?

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak naprawdę, to było już moje 5te spotkanie z Kareeną Kapoor.
    Wcześniej spotkałem ją na planie Golmaal 3, potem w Ek Main Aur Ekk Tu, Agent Vinod, raz grałem z nią w jakiejś reklamie, no i piąty raz w Heroine.
    A angaż do pracy wygląda tak, że dzwoni jeden z agentów i za dzień czy dwa występuję w jakimś filmie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. rany, to naprawdę jesteś wielkim szczęściarzem i naprawdę jest Ci czego pozazdrościć. ja przez jakiś czas miałam styczność z tańcem bollywood i belly dance, nie ukrywam że kiedyś chciałabym pojechać do Indii i jakimś cudem zagrać w jakimś filmie jako tancerka ( uhu, odezwały się marzenia :D ). no tak, ale ten agent musi skądś mieć Twój numer, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  6. Marzenia to podstawa i nie rezygnuj z nich! W tym zakresie masz duże szanse, żeby je zrealizować, wystarczy przyjechać do Mumbaju wysłać swoje portfolio (czyli ładne zdjęcia) do agentów i na pewno pojawisz się w jakimś filmie, a jak jeszcze tańczysz - na pewno to wykorzystają. Pisaliśmy o tym jak wygląda tutaj praca, ile się zarabia w poście Przygoda z Bollywood. Trzymamy kciuki za realizacje marzeń;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam całego Waszego bloga, ale się wciągnęłam! Ja za to jestem w związku z Indusem (Sikhiem :)) Mieszkamy w DE, a ten post jest świetny! Pełny humoru, miałam ubaw po pachy! :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękujemy za miłe słowa :-)
    Odezwij się do nas bezpośrednio, napisz o sobie..... może zrobimy z tego następnego posta?

    OdpowiedzUsuń
  9. Jasne nie ma sprawy! Tylko chyba najpierw muszę się wybrać do Indii żeby było o czym pisać(?) :D Planujemy wyjazd na 2 tygodnie do rodziny mojego partnera(20 km od Amritsaru), ale to dopiero w okolicach grudnia, to może wtedy napiszę? :)

    OdpowiedzUsuń